Gdy Władimir Putin w sierpniu 1999 roku został nowym premierem, mało kto spodziewał się, że zostanie kimś więcej niż kolejnym szefem rządu w pogrążonej w kryzysie Rosji.
Z tym większym zdziwieniem niespełna pięć miesięcy później świat słuchał sylwestrowego przemówienia Borysa Jelcyna, który oznajmił rodakom, że ustępuje z urzędu prezydenta, a swoje obowiązki przekazuje właśnie Władimirowi Władimirowiczowi Putinowi.
Ten dzień - 1 stycznia 2000 roku - okazał się początkiem nowe ery w historii Rosji: Ery Putina. Wielka jelcynowska smuta przechodziła do przeszłości.
W podgrzewanej przez Kreml atmosferze II wojny czeczeńskiej, pomazaniec Jelcyna bez problemu wygrał marcowe wybory.
Putin bezkompromisowy
Rosjan ujęła jego bezkompromisowość, gdy kazał tępić czeczeńskich rebeliantów w wychodkach. Mogli oglądać Putina chwalącego się sukcesami w walkach na Kaukazie. Dawał im znak, że potęga Rosji właśnie wraca, a kraju i jego historii już nie będzie się trzeba wstydzić.
Dużą rolę w zwycięstwie odegrali starzy biznesowi przyjaciele Jelcyna. Oligarchowie pokroju Borysa Bieriezowskiego widzieli w Putinie gwarancję bezpieczeństwa swoich interesów i utrzymania wpływów na Kremlu.
Centralizacja po putinowsku
Szybko okazało się, że bardziej nie mogli się pomylić. Putin postawił bowiem na samodzielność i umacnianie swojej władzy.
Zlikwidował wybory gubernatorów, od tej pory miał ich mianować samodzielnie. Podzielił też kraj na siedem podległych Kremlowi okręgów, które wielu obserwatorom przypominały carskie generał-gubernatorstwo.
Gdy administracja była już scentralizowana przyszła kolej na wielki biznes. Oligarchowie byli niewygodni – przyzwyczajeni do władzy w epoce Jelcyna nie chcieli jej oddać nowej klasie rządzącej – byłym funkcjonariuszom KGB, kolegom Putina z młodości.
Ustawianie wielkiego biznesu
Ci którzy nie chcieli przyjąć tego do wiadomości szybko pożegnali się z krajem. Z Rosji wyjechał magnat mediów Władimir Gusinski, a wkrótce potem w jego ślady poszedł sam Borys Bierezowski – człowiek, który jak się uważa, wymyślił Putina.
Michaiła Chodorkowskiego, który przejawiał niebezpieczne polityczne ambicje, spotkał los jeszcze gorszy – wieloletni wyrok odsyłający go do syberyjskiego łagru.
Ci którzy się dostosowali i uznali nadrzędność Kremla, mogli spokojnie prowadzić swoje interesy. Gubernator Czukotki, znany posiadacz londyńskiego piłkarskiego klubu Chelsea, Roman Abramowicz dalej mógł oddawać się swoim interesom i przyjemnościom, a nie niepokojony przez nikogo Jurij Łużkow dalej mógł być udzielnym władcą Moskwy.
W walce z oligarchami ucierpiała niezależność mediów. Kontrolowane przez nich telewizje znikały lub zmieniały polityczny kurs. Niewygodni dziennikarze tracili pracę i wpływ na opinię publiczną. Niektórzy, jak Anna Politkowska, swoją bezkompromisowość przypłacali życiem.
Opozycja marnieje
Z politycznej sceny zniknęła opozycja. Liberalne Jabłoko Grigorija Jawlińskiego czy Sojusz Sił Prawicowych Borysa Niemcowa szykanowane na prowincji i pozbawione dostępu do mediów nie mogły wytrzymać konkurencji z prezydenckimi partiami.
Komuniści i nacjonaliści zgodzili się na rolę koncesjonowanej opozycji. W zamian za wymierne profity i kontrolowany dostęp do władzy zobowiązali się za bardzo Kremlowi nie przeszkadzać.
Demokratyczna opozycja z kremlowskimi molochami przegrała też po części na własne życzenie. Rosjanie nie mogli zaufać Niemcowowi rozbijającemu się po kraju prywatnym odrzutowcem ani liberałom, którzy w pierwszym szeregu wystawili Jegora Gajdara – rosyjskiego Balcerowicza – który dla milionów Rosjan stał się symbolem chaosu i krachu na początku lat 90-tych.
A Putin obiecywał dostatek i po części z tych obietnic się wywiązał. Dobrze sprzedawane propagandowo reformy i doskonała koniunktura na eksportowane przez Rosję surowce - zwłaszcza ropę i gaz ziemny - naturalne sprawiły, że w budżecie po kilkunastoletniej przerwie znalazły się pieniądze na emerytury i pomoc socjalną.
Rosja tężeje
Znalazły się też pieniądze na rdzewiejącą od lat armię. Generałowie poczuli, że w Putinie mają sprzymierzeńca, wspólnie z którym stawią czoło hegemonii Stanów Zjednoczonych. Lobby zbrojeniowe rozwinęło skrzydła, a z Kremla powiało dawno niesłyszaną mocarstwową retoryką.
Putinowi znów sprzyjało szczęście. Z Czeczenią uwinął się w kilkanaście miesięcy – w Groznym zapanował porządek pilnowany przez posłuszny, na razie, klan Kadyrowów. Nieśmiale protestujący przeciwko brutalnej wojnie na Kaukazie świat ucichł, gdy terroryści zaatakowali Nowy Jork. Od tej pory Czeczenia stała się frontem „wojny z terroryzmem”.
Na międzynarodowych salonach Putin się podobał. W jego oczach George W. Bush zobaczył uczciwego człowieka, Jacques Chirac męża stanu, a kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder tak się postacią Putina zafascynował, że nazwał go „kryształowym demokratą”. Demokratą, z którym można robić interesy – przyjaźń kanclerza z prezydentem zaowocowała Gazociągiem Północnym.
Miodowy miesiąc z Zachodem powoli zaczął się jednak psuć. Wojna w Iraku poróżniła Moskwę z Waszyngtonem, a walka z opozycją powoli oddalała od niej Unię Europejską.
Po wielu latach przerwy Rosja zaczęła też walczyć o swoje strefy wpływów – na Bałkanach Putin dał wyraźnie do zrozumienia, że nie pogodzi się z niepodległym Kosowem; w Azji Centralnej pokazał, że od respektowania przez tamtejszych władców praw człowieka, woli respektowanie przez nich zobowiązań wobec Gazpromu.
Co dalej Władimirze Władimirowiczu?
Dla Rosjan Putin stał się symbolem zmian na lepsze, stabilizacji i powolnego rozwoju. Dla zagranicznych komentatorów – autokratą trzymającym rękę na surowcowym Eldorado, z którym każe liczyć się geopolityka.
7 maja Putin przestaje być prezydentem. Wiadomo już, że zostanie premierem i najprawdopodobniej to w jego kierunku przesuwać się będzie faktyczna władza w kraju. Ale kim Putin będzie później? Pozostanie premierem, czy wróci na fotel prezydencki? A może zaskoczy wszystkich i wycofa się w cień, by pociągać za sznurki z tylnych rzędów? Odpowiedź jest trudna, ale dla tych, którzy śledzili jego karierę od kagiebisty do prezydenta, jedno jest pewne - Władimir Władimirowicz Putin z raz przyjętego kursu na władzę łatwo nie zejdzie.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/Maciej Tomaszewski