Ponad 40 osób zostało rannych w Algierze, kiedy policja interweniowała przeciwko niewielkiej grupie trzymających transparenty demonstrantów - poinformowali organizatorzy protestu i oficjalne media.
Protest miał się odbyć dokładnie w tydzień po tym, gdy w sąsiadującej z Algierią Tunezji masowe demonstracje zmusiły jej prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego do ucieczki za granicę - co wywołało poruszenie w całym świecie arabskim.
Ranny parlamentarzysta
O tym co wydarzyło się w algierskiej stolicy opowiedział w rozmowie z agencją Reutera Said Saadi, przywódca najsilniejszego z reprezentowanych w parlamencie Algierii ugrupowań opozycyjnych. Polityk mówił, że przedstawiciele jego partii RCD (Zgromadzenia na Rzecz Kultury i Demokracji) zostali otoczeni przez policję zaraz po wyjściu z partyjnego biura kiedy chcieli pójść na demonstrację.
- Mamy 32 rannych, w tym deputowanego do parlamentu. Znaczne siły bezpieczeństwa uniemożliwiły nam marsz. Ponad 1500 (policjantów) było na ulicach Algieru - relacjonował Saadi.
"Władze to mordercy"
Po starciu z policją mała grupa zwolenników RCD pozostała przed siedzibą partii, skandując: "Władze to mordercy!" i "Wolna i demokratyczna Algieria!".
Według oficjalnej algierskiej agencji prasowej APS, która powołała się na źródła policyjne, doszło do aresztować. Ile osób zatrzymano - tego nie wiadomo. APS podała również, że siedmiu funkcjonariuszy policji zostało rannych, w tym dwóch ciężko.
W Algierii nadal utrzymuje się zbrojny konflikt sił rządowych z islamistami, a w związanych z nim walkach, masakrach i zabójstwach zginęło około 200 tys. ludzi.
Źródło: PAP