Kolejne "programowe" wystąpienie Władimira Putina i znów bez zaskoczenia. Jeśli chodzi o stosunki z Zachodem i kryzys ukraiński, prezydent Rosji mówił dokładnie to, co mówi od miesięcy. Kryzys? "W najgorszym razie potrwa dwa lata i wyjdziemy z tego wzmocnieni".
1) Kryzys? Nie nasza wina
Na prezydencką ocenę sytuacji gospodarczej oczekiwano najbardziej. Być może zwykłym Rosjanom spodobała się siła spokoju Putina, ale rynkom już nie: rubel osłabił się w reakcji na słowa prezydenta.
Wina leży oczywiście nie w Rosji, a poza nią. To taniejące ropa i gaz, a nie polityka władz jest przyczyną kryzysu - mówił Putin. Rząd i Bank Rosji "podejmują adekwatne kroki idące we właściwym kierunku".
- Przy najgorszym scenariuszu taka sytuacja może trwać około dwóch lat, ale sytuacja może zacząć się poprawiać już na początku przyszłego roku - powiedział Putin. Ale recepty na kryzys nie przedstawił. Choć zasygnalizował, że polityka ekonomiczna, jeśli się zmieni, to raczej w stronę etatyzmu, a nie wolnego rynku. - Może trzeba będzie przejść na ręczne sterowanie, te działania powinny być skoordynowane - mówi Władimir Putin.
2) Kozioł ofiarny? Jeszcze nie
Skoro kryzys Putinowi niestraszny i polityki gospodarczej na razie zmieniać nie trzeba, a źródła problemów są poza Rosją, nie może dziwić brak mocnej krytyki instytucji i osób odpowiedzialnych za kondycję gospodarki.
Najbardziej krytykowane jest szefostwo Banku Rosji i dlatego nie wykluczano, że Putin zasygnalizuje dymisję Elwiry Nabiulliny. Ale nic takiego się stało. - Oczywiście to ciężki czas dla Nabiulliny, ale powinno się pamiętać, że generalnie, jej polityka jest adekwatna - powiedział Putin. Choć przyznał, że niektóre decyzje mogły zapaść trochę szybciej.
- Bank Centralny nie jest jedynym ponoszącym odpowiedzialność za obecną sytuację w kraju - dodał zresztą Putin. I wskazał na drugiego "kandydata do dymisji" premiera Dmitrija Miedwiediewa. - Rząd powinien także podjąć działania.. Ceny paliwa, ceny żywności, powinniśmy się tym zająć - mówił prezydent.
I to chyba posada premiera jest dziś najmniej pewna. Tym bardziej, że Putin zasygnalizował, iż główny wróg Miedwiediewa, lider siłowików Igor Sieczin ma pełne zaufanie Kremla. - To całkiem dobry menedżer - mówił o szefie Rosnieftu, nie dając się sprowokować pytaniom sugerującym winę Sieczina ws. krachu rubla.
3) Konflikt w Donbasie? Zamrażamy
Konferencja potwierdziła, że w sprawie Ukrainy Putin stosuje obecnie metodę marchewki, a nie kija. Skoro opcja militarnego nacisku nie przyniosła rezultatu, Moskwa chce teraz z Donbasu uczynić swój przyczółek, za którego pośrednictwem będzie blokować zachodni kurs Kijowa.
Stąd podkreślanie wagi porozumień z Mińska. I przy okazji usprawiedliwianie rebeliantów, którzy nie realizują części postanowień rozejmu ("Przedstawiciele Doniecka nie podpisali protokołów dotyczących linii granicznej. Nalegaliśmy, powiem szczerze, a oni powiedzieli: nie możemy pozostawić tych spornych wsi. I ukraińscy żołnierze nie wyprowadzają swoich sił ze spornych terytoriów, na przykład z lotniska w Doniecku").
No i Kreml chciałby przynajmniej część ciężaru utrzymywania zrujnowanych "republik ludowych" przerzucić na Ukrainę. Stąd to zdanie: - Blokada gospodarcza nie ma perspektyw i jest szkodliwa dla Ukrainy.
Putin znów użył sformułowania, które wcale nie musi oznaczać poparcia dla integralności terytorialnej Ukrainy. - Zakładamy, że jedna przestrzeń polityczna zostanie przywrócona - stwierdził.
Przy okazji prezydent Rosji - także po raz kolejny - próbował zasiać nieufność i podzielić władze w Kijowie. Znów była mowa o Poroszence, z którym można się dogadać, bo chce on pokoju, i o "partii wojny", która mu przeszkadza.
4) Zachód? To wszystko jego wina
Motyw wrogiego Zachodu (szczególnie USA) i otoczonej przez przeciwników "twierdzy Rosja" przewijał się w niemal każdej wypowiedzi Putina dotyczącej polityki. Ale także tutaj były to "odgrzewane kotlety".
Prezydent Rosji zarzucił Zachodowi budowanie nowych murów, mających odgrodzić go od Rosji i zastąpić mur berliński. Oświadczył, że główny problem w stosunkach międzynarodowych polega na tym, że partnerzy Rosji uznali się za zwycięzców, a pozostałych za wasali. - Czy dwie fale rozszerzenia NATO to nie mur? A czy elementy tarczy antyrakietowej u naszych granic to nie nowy mur? - zapytał.
W wersji Putina wrogie posunięcia Zachodu wobec Rosji i tak by miały miejsce, niezależnie od działań Moskwy. - Sytuacja w kraju (gospodarcza - red.) nie jest zapłatą za Krym. To cena za naszą chęć zachowania niepodległości. Wszyscy nasi partnerzy popierali terroryzm na Kaukazie. W każdej kwestii z nami walczą. Kiedy szykowaliśmy się do igrzysk olimpijskich w Soczi, były próby dyskredytowania przygotowań i jej przeprowadzenia - mówił Putin.
5) Rewolucja? Ludzie nie pozwolą
Po raz kolejny usłyszeliśmy też, że to wiarołomstwo Zachodu popchnęło Ukrainę w odmęty kryzysu i wojny. Znów więc wróciła sprawa porozumień opozycji z Janukowyczem 21 lutego.
Zdaniem Putina Zachód mógł zapobiec wojnie domowej na Ukrainie, gdyby zażądał od ówczesnej opozycji, by wróciła do tych ustaleń. Przypomniał, że gwarantami umowy byli ministrowie spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski. - Jestem przekonany, że jeśli Zachód zająłby takie stanowisko, to teraz nie byłoby wojny domowej, licznych ofiar - oświadczył Putin.
Ale uspokoił Rosjan, że powtórki z ukraińskiej rewolucji w Moskwie nie będzie. - Nie będzie przewrotów pałacowych, bo nie mamy pałacu. Mamy Kreml, który jest dobrze chroniony. Ale stabilność oparta jest nie na tym, a na poparciu narodu. Mam poparcie narodu, ponieważ ludzie czują sercem i duszą, że działam w interesach obywateli Federacji Rosyjskiej - mówił Władimir Putin.
Ale te słowa pokazują, że obawy przed buntem na Kremlu są. To nie przypadek, że ostatnio w Moskwie twierdzą, że Zachód dąży do obalenia Putina. To nie przypadek, że padają mocne słowa generałów, że wszelkie rewolty zostaną krwawo stłumione.
Jeśli więc szukać czegoś nowego w czwartkowym przekazie Putina, to jest właśnie obawa przed kolorową rewolucją w Rosji.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl