Prezydent USA Barack Obama przybył rano do Estonii. Prezydencki samolot Air Force One wylądował o godz. 6.25 czasu miejscowego (5.25 czasu polskiego) na lotnisku Lennart Meri w Tallinie. Wizyta Obamy przed szczytem NATO w Walii ma zapewniać o niezachwianych gwarancjach bezpieczeństwa USA i NATO dla krajów bałtyckich, które czują się zagrożone w związku z agresją Rosji na Ukrainie.
Obama spotka się dzisiaj najpierw osobno z prezydentem Toomasem Ilvesem oraz premierem Taavim Roivasem, a po południu odbędzie rozmowy w gronie prezydentów trzech krajów bałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii. Wieczorem prezydent USA wygłosi w sali koncertowej (Nordea Concert Hall) przemówienie zaadresowane do studentów, przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego i liderów politycznych. Następnie, tuż przed wylotem do Walii, spotka się na lotnisku w Tallinie z pełniącymi wspólnie służbę żołnierzami amerykańskimi i estońskimi.
Obrona przed Rosją
- Putin dał jasno do zrozumienia, że jeśli jego strategia na Ukrainie się powiedzie, to zastosuje tę samą taktykę przeciw państwom bałtyckim - mówił niedawno Zbigniew Brzeziński, były doradca prezydenta Jimmy'ego Cartera ds. bezpieczeństwa. Dlatego wcale nie dziwi, że dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek mieszkańcy krajów bałtyckich oczekują od NATO wyraźnego wsparcia.
- Wierzę, że prezydent Obama wyśle wyraźny sygnał, że NATO i Stany Zjednoczone traktują bezpieczeństwo tego regionu poważnie, w tym momencie takie przesłanie jest bardzo na miejscu - powiedział premier Estonii Taavi Roivas. W czerwcu podczas swojej wizyty w Polsce amerykański prezydent deklarował: - Artykuł piąty Traktatu Waszyngtońskiego jest jasny: atak na jeden kraj Sojuszu jest atakiem na wszystkie. Mamy święty obowiązek bronienia waszej integralności terytorialnej, co zrobimy.
Artykuł 5, na który powoływał się Barack Obama, jasno stwierdza, że zbrojna napaść na kraj NATO będzie uznana za agresję przeciwko wszystkim członkom Sojuszu. Państwa bałtyckie chcą być pewne, że w skrajnej sytuacji te zapisy zostaną spełnione, bo powodów, dla których Rosja mogłaby być zainteresowana ich podbojem, jest kilka. Po pierwsze, pojawiający się już przy aneksji Krymu argument, jakim jest ochrona rosyjskiej mniejszości narodowej. - Rosja od lat wykorzystuje ten argument w polityce wobec państw bałtyckich, głównie domagając się rozszerzenia praw przysługujących mieszkającym tam Rosjanom - uważa Kinga Dudzińska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Na ponad 6,5 mln mieszkańców państw bałtyckich ponad milion stanowi mniejszość rosyjska. Obrona tej mniejszości to jedno, ale dla Rosji państwa bałtyckie stanowią też inną przeszkodę, czysto terytorialną. - Litwa, Łotwa i Estonia są przeszkodą do Kaliningradu, do dostępu do morza Bałtyckiego - zwraca uwagę gen. Roman Polko.
Kraje bałtyckie same się nie obronią. Ich potencjał militarny jest stosunkowo niewielki. Eksperci zakładają, że Litwa Łotwa i Estonia w ciągu 72 godzin są w stanie zmobilizować niespełna 90 tys. żołnierzy. Rosja - niemal dziesięć razy tyle.
Autor: db//rzw,mtom / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters