"Nikt z nas nie wyszedł na balkon, żeby śpiewać". W Lombardii umierają w samotności

Źródło:
Corriere della sera, Bergamonews, L'Eco di Bergamo, tvn24.pl
"Żyjemy w ciągłym zagrożeniu. Jesteśmy wyczerpani. Nie ma nawet czasu na płacz"
"Żyjemy w ciągłym zagrożeniu. Jesteśmy wyczerpani. Nie ma nawet czasu na płacz"FNOPI Federazione Infermieri/Youtube
wideo 2/21
"Żyjemy w ciągłym zagrożeniu. Jesteśmy wyczerpani. Nie ma nawet czasu na płacz"FNOPI Federazione Infermieri/Youtube

Lombardia wciąż pozostaje włoskim epicentrum koronawirusa, życie w tym regionie zmieniło się jak w żadnym innym w kraju. Szpital w Bergamo ogłosił, że nie ma już wolnych łóżek na oddziale reanimacji. - Wiadomość o tym, że ktoś bardzo źle się poczuł albo właśnie zmarł, dociera do nas co pół godziny – mówi jeden z mieszkańców.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO

Bergamo jest obecnie prowincją najbardziej dotkniętą przez epidemię. Ze szpitala imienia papieża Jana XXIII, który jest na pierwszej linii walki z koronawirusem, napłynęły niepokojące informacje – zarząd placówki ogłosił, że nie ma już wolnych łóżek na oddziale reanimacji. Pacjenci będą przewożeni do innych szpitali.

- Wszyscy powoli od nas odchodzą. Nie ma już miejsc w kostnicach, nie wiemy, gdzie umieszczać ciała zmarłych. To jak scenariusz apokalipsy – ocenił Guido Marinoni, prezes stowarzyszenia lekarzy z Bergamo.

KORONAWIRUS NA ŚWIECIE. RELACJA

Czternaście razy więcej śmierci

Nadzwyczajna sytuacja sprawiła, że już w ubiegłym tygodniu ciała zaczęto umieszczać w kościołach.

"Ciężkie do przyjęcia dane mówią same za siebie. W rejonie miasta w ciągu tygodnia zarejestrowano 14 razy więcej zgonów niż w tym samym czasie przed rokiem" - poinformował we wtorek lokalny dziennik "L'Eco di Bergamo".

Podczas gdy w jednym tygodniu marca 2019 roku zmarły tam 23 osoby, w tym samym okresie tego roku w Bergamo i okolicach zanotowano 330 zgonów. Symbolem tej zmiany jest też nekrolog dziennika, który jeszcze 9 lutego zajmował jedną stronę, a 13 marca – jedenaście:

Tam nie śpiewają z balkonów

"Nikt z nas nie wyszedł na balkon, żeby śpiewać. Nikt nie wyszedł klaskać. Mamy w sobie zbyt wielki smutek, który nie pozwala teraz podnieść głów i powiedzieć: tak, damy radę" - komentuje w środę Davide Agazzi, mieszkaniec prowincji Bergamo w emocjonującym wpisie na portalu Bergamonews.

Chce uzmysłowić całym Włochom, dlaczego tak ważne jest chwilowe zamknięcie się w domach. Opisuje, co dzieje się w jego prowincji, mówi, że ten rejon nie pamięta tak przejmującej żałoby.

"Assunta, Rosetta, Franco, Antonia, Silvano, Maria, to imiona zmarłych z mojego miasteczka w ostatnich dniach. To były znane mi twarze. Rodzice moich przyjaciół odchodzą po kolei. Każdy w Bergamo ma wśród swoich znajomych przynajmniej jednego zakażonego, jeśli nie zmarłego, którego właśnie opłakuje" – pisze Agazzi.

"Wiadomość o tym, że ktoś bardzo źle się poczuł albo właśnie zmarł, dociera do nas co pół godziny" – podkreśla.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT

Zjednoczeni jak nigdy

Coraz większe problemy z niewydolnością lombardzkiej służby zdrowia sprawiły, że w ubiegłym tygodniu północny region poprosił o pomoc Sycylię. 61- i 62-letni pacjenci zostali przetransportowani do szpitala na wyspę. Do placówki w Palermo dolecieli wojskowym samolotem. - Dotarła do nas taka prośba, a my nie mieliśmy problemu z tym, żeby na nią odpowiedzieć - komentował Ruggero Razza, przedstawiciel służby zdrowia z regionu Sycylia.

Giorgio Gori, burmistrz Bergamo, wyraził swoją wdzięczność, pisząc we wtorek do burmistrza Palermo Leoluki Orlando. "Dziękuję, że przyjęliście do szpitala dwóch mieszkańców Bergamo dotkniętych koronawirusem. Dziękuję Palermo! Jak to wszystko się skończy, przyjadę podziękować Ci osobiście. Ściskam" – cytują wiadomość włoskie media.

Takie wyrazy poczucia jedności i chęci udzielania wzajemnej pomocy, w szczególności te, które dotyczą relacji północ-południe (stereotypowo ze sobą "skonfliktowanych"), są obecnie dla Włochów obecnie bardzo krzepiące. Obchodzona we wtorek rocznica zjednoczenia kraju też różniła się od poprzednich.

Na początku przyjeżdżali seniorzy, teraz już 40-latkowie

Co ważne, zmienił się profil pacjentów trafiających na lombardzkie oddziały zakaźne. Lorenzo Grazioli z oddziału reanimacji ze szpitala w Bergamo przekazał mediom, że pierwszymi przywożonymi chorymi byli wyłącznie seniorzy. - Teraz trafiają do nas także 40-latkowie – powiedział.

"Nawet najszczelniejsze maseczki i przylegające okulary nie były w stanie uchronić przed zakażeniem personelu szpitali. Na 600 lekarzy medycyny ogólnej, którzy działają obecnie w tym regionie, 118 z nich jest chorych lub w kwarantannie. W tym tygodniu zmarł 65-letni Mario Giovita, pierwszy we Włoszech lekarz medycyny ogólnej zakażony koronawirusem. Jeszcze trzy tygodnie temu odwiedzał swoich pacjentów i dzwonił do nich" – pisze dziennik "Corriere della Sera".

Pierwsze objawy wykryto u niego kilka dni temu, jego stan szybko się pogarszał. Odszedł w poniedziałek. - Dziękujemy, doktorze Giovita. Twoja Katania Cię nie zapomni– komentuje polityk z południa kraju, skąd pochodził lekarz.

We wtorek zmarło też dwóch pracowników poczty z prowincji Bergamo. Jeden z nich pracował w punkcie dostawy przesyłek, drugi - w placówce otwartej dla klientów. Po smutnej informacji wadze spółki zamknęły wszystkie tamtejsze punkty pocztowe.

Umierają sami. Za rękę nie może chwycić ich nawet lekarz

Media z północy kraju nieprzerwanie przypominają też, w jak ciężkiej sytuacji są lekarze pracujący w tamtejszych szpitalach, w rozmowach opisują niekończące się dyżury. "Corriere della Sera" z regionu Bergamo przytacza rozmowę z chirurgiem ze szpitala w Treviglio.

- Kiedy intubuję pacjenta, on patrzy mi w oczy i widzę w nich, że wie, co się dzieje. Czasem mówią "powiedz mojej żonie, że ją kocham", albo "pozdrów moją wnuczkę, dopiero się urodziła, nie miałam czasu jej zobaczyć". Pacjentom z kolei przekazujemy ciepłe słowa, z jakimi dzwonią do nas ich krewni, karteczki z życzeniami, laurki. Oni muszą zostać na zewnątrz – mówi dziennikowi kobieta, która woli kryć się za inicjałami L.B.

Podkreśla, że najciężej przekazuje się wiadomości dotyczące śmierci. - Musiałam powiedzieć o śmierci rodzica dwójce dzieci, synowi i córce. Każde z nich mieszka gdzie indziej, nawet nie mogli tego wspólnie opłakiwać. Nie mówiąc już o chwyceniu za rękę, żeby się pożegnać, tego nie wolno zrobić nawet nam, lekarzom. Ci ludzie umierają sami, a po śmierci transportuje się ich ciała do osobnego pomieszczenia, przykryte materiałem ze środkiem dezynfekującym – opowiada.

Na targach w Mediolanie powstanie szpital

W obliczu tego, jak szybko kończą się miejsca w szpitalach i kostnicach, na terenie mediolańskich targów powstaje obecnie szpital. Specjalnie utworzony oddział intensywnej terapii ma pomieścić 400 łóżek. Najbogatsze włoskie spółki dokładają się do zbiórki pieniędzy na utworzenie takiej placówki.

Uczynił to też Silvio Berlusconi, były trzykrotny premier Włoch. Forza Italia, ugrupowanie polityczne, którego Berlusconi jest liderem, poinformowało w komunikacie, że przeznacza na ten cel 10 milionów euro. 83-latek, uznawany za jednego z najbogatszych Włochów, pochodzi z Mediolanu.

O przygotowaniach nadzwyczajnego szpitala pisze między innymi Matteo Salvini, przywódca prawicowej Ligi Północnej:

Autorka/Autor:ww/kg

Źródło: Corriere della sera, Bergamonews, L'Eco di Bergamo, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Getty Images