"Co najmniej 110 cywilów zostało zabitych, a znacznie więcej zostało rannych" w sobotnim ataku na polu ryżowym na północnym wschodzie Nigerii - poinformował w niedzielę przedstawiciel ONZ w tym kraju. Do tragedii doszło nieopodal Maiduguri, stolicy stanu Borno. Regionem tym od ponad dekady wstrząsa działalność dżihadystycznej organizacji Boko Haram. Na razie nikt nie przyznał się oficjalnie do sobotniego ataku. Prezydent kraju Muhammadu Buhari potępił atak i ocenił zabójstwa jako "szalone". W niedzielę odbył się pogrzeb zamordowanych.
W sobotę we wsi na północnym wschodzie Nigerii doszło do ataku. Agencja AFP oceniła, że był to jeden z najkrwawszych ataków w ostatnim czasie.
"Co najmniej 110 cywilów zostało zabitych, a znacznie więcej zostało rannych"
"28 listopada wczesnym popołudniem uzbrojeni mężczyźni przyjechali na motocyklach i przeprowadzili brutalny atak na mężczyzn i kobiety pracujących na polach w Koszobe" - przekazał w niedzielę koordynator ds. humanitarnych ONZ w Nigerii Edward Kallon. Dodał, że "co najmniej 110 cywilów zostało zabitych, a znacznie więcej zostało rannych".
Jak podało BBC, według relacji napastnicy związali pracowników rolnych i poderżnęli im gardła. Dodano, że według doniesień porwanych zostało także 15 kobiet.
Do ataku doszło na polu ryżowym położonym około 10 km od Maiduguri, stolicy stanu Borno - centrum islamistycznej rebelii. Od ponad 10 lat dżihadystyczna organizacja Boko Haram wzmaga ataki w tym regionie i kontroluje część terytorium.
Ofiarami byli robotnicy ze stanu Sokoto w północno zachodniej Nigerii, oddalonego o około 1000 km, którzy udali się na północny wschód w poszukiwaniu pracy - powiedział AFP jeden z lokalnych policjantów.
W rozmowie z "Premium Times" członek lokalnego parlamentu Ahmed Satomi ocenił, że rolnicy "zostali zaatakowani, ponieważ w piątek rozbroili i aresztowali uzbrojonego bandytę z Boko Haram, która ich dręczyła".
Na razie nikt nie przyznał się oficjalnie do sobotniego ataku. W niedzielę odbył się natomiast pogrzeb ofiar.
Prezydent Nigerii ocenia zabójstwa jako "szalone"
Prezydent kraju Muhammadu Buhari - jak przekazał w sobotę na Twitterze jego rzecznik Garba Shehu - powiedział, że "rząd udzielił siłom zbrojnym wszelkiego niezbędnego wsparcia, aby 'podjąć wszelkie niezbędne kroki w celu ochrony ludności kraju i jego terytorium'".
"Potępiam zabijanie naszych ciężko pracujących rolników przez terrorystów w stanie Borno. Cały kraj cierpi z powodu tych bezsensownych zabójstw. Jestem myślami z ich (ofiar - przyp. red.) rodzinami w ich smutku. Niech ich dusze spoczywają w pokoju" - dodał Buhari, cytowany przez rzecznika.
Shehu przekazał także, że prezydent opisał zabójstwa terrorystyczne "jako szalone".
Ataki przypisywane dwóm islamistycznym rebeliom
W październiku bojownicy Boko Haram w dwóch oddzielnych atakach brutalnie zabili 22 rolników pracujących na swych polach niedaleko Maiduguri.
Ataki przypisywane Boko Haram i rywalizującej z nim rozłamowej frakcji o nazwie Państwo Islamskie Prowincji Afryki Zachodniej (ISWAP) w coraz większym stopniu wymierzone są w drwali, hodowców i rybaków, oskarżanych o szpiegowanie i przekazywanie informacji żołnierzom i milicjom walczącym z przemocą dżihadystów w regionie.
Od 2009 r. Nigerią wstrząsa terrorystyczna działalność Boko Haram, która doprowadziła do śmierci już ponad 36 tys. osób. Ponad 2 mln osób zostały zmuszone do opuszczenia swych domostw i ucieczki.
Chociaż nigeryjski rząd twierdzi, że Boko Haram zostało w większości pokonane już przed pięciu laty, dżihadyści wciąż są w stanie atakować w mieście Maiduguri i wokół niego, a także na większości obszaru północno-wschodniej Nigerii.
Założone w 2002 r. Boko Haram początkowo stawiało sobie za cel walkę z zachodnią edukacją i europejskim stylem życia. W 2009 r. rozpoczęło akcję zbrojną na rzecz przekształcenia Nigerii lub przynajmniej jej części w muzułmańskie państwo wyznaniowe, w którym obowiązywałoby prawo szariatu. W 2016 r. w organizacji doszło do rozłamu i z jej struktur wyłoniła się ISWAP. Dla mieszkańców stanu Borno odznacza to zwiększenie częstotliwości ataków
Źródło: PAP, BBC