Węgierska policja rozpędziła ok. 200 zwolenników skrajnej prawicy, domagających się uwolnienia zatrzymanego dzień wcześniej swego przywódcy. Prawicowcy rzucali kamieniami i butelkami w policję, ta odpowiedziała gazem.
Młodzi ludzie zebrali się na nielegalnej demonstracji już po zakończeniu wielkiego wiecu antyrządowego. Wiec zorganizowała wcześniej główna partia opozycyjna - prawicowy Fidesz - w 51. rocznicę wybuchu rewolucji węgierskiej 1956 roku.
Zwolennicy skrajnej prawicy rzucali kamieniami i butelkami w policjantów blokujących drogę do parlamentu. Większość miała twarze zasłonięte szalikami lub kominiarkami, a na głowach kaptury. Jak twierdzą węgierscy reporterzy, wielu było nietrzeźwych. Policja użyła do ich rozpędzenia gumowych pałek i gazu łzawiącego.
Marsz na operę W poniedziałek kilka tysięcy zwolenników skrajnej prawicy usiłowało dotrzeć do budynku opery, gdzie socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsany wygłaszał przemówienie na uroczystości z okazji rocznicy rewolucji 1956 r. Usiłujących im przeszkodzić policjantów obrzucali kamieniami i koktajlami Mołotowa. Poustawiali też barykady z przewróconych samochodów, a następnie podpalili je przy użyciu nasączonych benzyną szmat. Fotoreporter Reutera został trafiony w głowę butelką. Ostatecznie protest rozpędzono. 19 osób - 5 cywili i 14 policjantów zostało rannych.
Do podobnych zamieszek doszło na Węgrzech rok temu. Upubliczniono wówczas tajne nagranie, w którym szef rządu przyznał się, że kłamał co do sytuacji gospodarczej kraju, aby wygrać wybory parlamentarne. Po ujawnieniu nagrania przed gmachem węgierskiego parlamentu rozpoczęły się wielotysięczne, trwające przez wiele dni gwałtowne protesty przeciwko szefowi rządu, w których kilkaset osób zostało rannych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters