W Mołdawii zakończył się "wyborczy thriller". Referendum dotyczące wpisania akcesji do Unii Europejskiej do konstytucji podzieliło wyborców niemal po równo. Różnica na korzyść zwolenników integracji europejskiej wyniosła niespełna 14 tysięcy osób. W wyborach prezydenckich pierwszą turę wygrała prozachodnia prezydent Maia Sandu, ale potrzebna będzie druga tura. Znany mołdawski ekspert Evghenii Ceban ocenia, że taki wynik walki o prezydenturę to "zimny prysznic" dla zwolenników eurointegracji. Rzecznik KE podkreśla zaś, że wyniki pokazują, jak bardzo wymagająca jest walka z rosyjską ingerencją w proces wyborczy.
Z informacji opublikowanych w poniedziałek po południu przez Centralną Komisję Wyborczą na jej stronie internetowej wynika, że Maia Sandu zwyciężyła w pierwszej turze z wynikiem 42,45 procent.
"Nawet po uwzględnieniu głosów diaspory wynik Sandu jest na tyle niski, że rodzi się pytanie o jej szansę na zwycięstwo w drugiej turze" - napisał znany mołdawski ekspert i komentator portalu NewsMaker Evghenii Ceban w analizie powyborczej. Jego zdaniem wynik ten to "pyrrusowe zwycięstwo" Sandu i konsekwencja jej błędnej polityki. Jak tłumaczył analityk, referendum miało powiązać zwycięstwo Sandu z procesem eurointegracji i zmobilizować proeuropejskich wyborców.
"Takie połączenie miało zapewnić transfer notowań eurointegracji i (znacznie niższych) notowań obecnej prezydent. Jednak połączenie to zadziałało w odwrotnym kierunku. Antynotowania Sandu przekształciły się w niezadowolenie z kierunku polityki, który ona (sobą) utożsamia" - uważa publicysta.
CZYTAJ TEŻ: "Pieniądze, jakich dotąd nikt nie używał" płyną do Mołdawii w jednym celu. Jutro historyczne wybory
Sandu w drugiej turze zmierzy się z byłym prokuratorem generalnym Alexandrem Stoianoglo, wspieranym przez partię socjalistów. Zdaniem Cebana, prezydent praktycznie "nie ma od kogo przejąć głosów", bo w kampanii nie było innych istotnych kandydatów z programem proeuropejskim.
Z danych Centralnej Komisji Wyborczej opublikowanych w poniedziałek wynika też, że po przeliczeniu 100 procent głosów w niedzielnym referendum za wpisaniem eurointegracji do konstytucji wpisało się 50,46 proc. Mołdawian, a przeciwnych było 49,54 proc., co oznacza niespełna jeden procent różnicy. W rezultacie przy niemal półtora miliona głosujących (1 488 874) różnica wyniosła zaledwie 13 596 głosów.
Sandu: mamy dowody, że próbowano kupić 300 tysięcy głosów
W nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy trwało liczenie głosów w wyborach prezydenckich i referendum konstytucyjnym, Sandu oświadczyła, że "grupy przestępcze, które działały wspólnie z zagranicznymi siłami wrogimi interesom narodowym, zaatakowały państwo przy użyciu dziesiątków milionów euro, kłamstw i propagandy".
- Mamy dowody na to, że te grupy kryminalne zamierzały kupić 300 tysięcy głosów w ramach oszustwa na bezprecedensową skalę. Ich celem było podważenie procesu demokratycznego, szerzenie strachu i paniki w społeczeństwie – powiedziała prezydentka Mołdawii. - Nie przestaniemy bronić demokracji i wolności. Czekamy na wyniki końcowe i odpowiemy twardymi decyzjami – zapowiedziała.
Według mołdawskich władz grupa przestępcza zorganizowana przez zbiegłego oligarchę Ilana Sora zorganizowała sieć finansowania przekupstw wyborczych. Ludziom płacono za głosowanie przeciwko Sandu i eurointegracji.
CZYTAJ: Setki osób szkolone z prowokacji i udziału w zamieszkach. "Nie dajcie się wciągnąć w pułapkę"
Agitacja w dzień wyborów była zabroniona, lecz kandydaci, głosując, przypominali główne hasła swoich programów. Sandu wzywała obywateli do udziału w referendum i podjęcia "dwóch ważnych decyzji dla przyszłości kraju". - Nasz głos w referendum określi nasze losy na wiele nadchodzących dekad - przekonywała.
Stoianoglo powiedział, że jeśli zwycięży, z pierwszą wizytą uda się do (separatystycznego) Naddniestrza. Usatii, były mer Bielc, przekonywał, wrzucając głos do urny, że głosuje na "stabilność i zmiany na lepsze". Jednocześnie powiedział, że nie wziął udziału w referendum.
Rosyjskie działania hybrydowe
Według władz w Kiszyniowie przed wyborami jeszcze intensywniejsze niż dotychczas stały się rosyjskie działania hybrydowe, mające na celu torpedowanie polityki prozachodniego rządu oraz przedstawiające UE w negatywnym świetle. Wśród nich wymieniane są kampanie informacyjne oraz mające bezprecedensową skalę nielegalne przesyłanie do kraju pieniędzy dla prorosyjskich aktywistów, polityków oraz przeznaczane na kupowanie głosów wyborców.
Media zwróciły uwagę, że w Rosji przed lokalami do głosowania w ambasadzie Mołdawii utworzyły się kolejki. MSZ Mołdawii, które wcześniej tłumaczyło, że ze względu na ograniczoną liczbę personelu możliwe było otwarcie tylko dwóch lokali wyborczych, zarzuciło Moskwie, że "tłum wywołano sztucznie, aby zagrozić procesowi wyborczemu". Zaapelowano też do tamtejszych władz, by nie dopuściły do "nielegalnego dowozu wyborców do lokali".
"Rozwścieczyć Moskwę"
Mimo niezbyt optymistycznych prognoz analityków w Kiszyniowie Maia Sandu i zwolennicy eurointegracji mogą mówić o zwycięstwie.
"Rozwścieczyć Moskwę, zaimponować Europie, raz jeszcze ocalić kraj - taka jest Maia Sandu. Wielka przywódczyni i odważny naród" - napisał na platformie X premier Polski Donald Tusk.
Rzecznik Komisji Europejskiej Peter Stano powiedział, że wyniki wyborów pokazują, jak bardzo wymagająca jest walka z rosyjską ingerencją w proces wyborczy. - My musimy przestrzegać zasad, oni - nie - podkreślił.
Źródło: PAP, Reuters, NewsMaker, Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: DUMITRU DORU/PAP/EPA