Mołdawska dziennikarka Mariuta Nistor, która przez trzy miesiące śledziła od wewnątrz struktury prorosyjskiego oligarchy Ilana Sora, zdemaskowała działanie systemu kupowania głosów i werbowania "aktywistów". Pieniądze pochodzą z Moskwy i mają wpłynąć na wynik ważnych tegorocznych wyborów w Mołdawii.
"Przez trzy miesiące dokumentowałam od środka, za pomocą ukrytej kamery, jak krążą pieniądze oraz jak ludzie pracujący dla Ilana Sora są werbowani i zwabiani do służby na rzecz Moskwy" – napisała Nistor, reporterka dziennika "Ziarul de Garda".
Stawką, jak pisze, jest zmiana proeuropejskiego kursu kraju na prorosyjski poprzez udaremnienie referendum z 20 października oraz przez głosowania na kandydata popieranego przez Sora. Ujawnienie, którego z kontrkandydatów obecnej prezydent Mai Sandu popiera ścigany w Mołdawii oligarcha i polityk, a zatem również Moskwa, miałoby nastąpić zaledwie na dzień przed wyborami.
Czytaj także: Miliony dolarów z Rosji na przekupywanie wyborców. Policja: przestępcy używają botów na Telegramie
Rosyjskie wpływy w Mołdawii
W swojej publikacji reporterka opisuje, jak działa sieć werbunkowa i jak do kraju nielegalnie trafiają pieniądze dla "aktywistów" na kupowanie głosów i finansowanie ruchów antyrządowych.
Skazany zaocznie i ścigany za gigantyczną defraudację państwowych pieniędzy Sor przebywa obecnie w Moskwie, skąd kieruje działaniem partii i innych struktur prorosyjskich w Mołdawii. Jak oceniają władze, media i eksperci, Sor dąży do przejęcia władzy w Mołdawii, a przynajmniej do wprowadzenia tam chaosu i niedopuszczenia do integracji kraju z UE.
Dziennikarka brała udział w organizowanych przez ludzi Sora protestach, rozprawach sądowych, zebraniach wyborczych, rozdawała ich ulotki zawierające nieprawdziwe informacje dotyczące UE i prorosyjskiej Unii Euroazjatyckiej. W końcu założono jej konto na fałszywe nazwisko w rosyjskim banku, na które dostawała pieniądze. Następnie środki te trafiały do niej pomniejszone o marżę pośredników. Według analityków, pieniądze z nielegalnego w Mołdawii rosyjskiego banku trafiają do Mołdawian m.in. przez systemy kryptowalutowe.
Kiedy zarejestrowała się jako aktywistka, przydzielono jej link, za pomocą którego mogła "rekrutować" inne osoby. Za każdą zwerbowaną osobę dostaje się prowizję. Śledztwo dziennikarki potwierdziło informacje o działaniach sił prorosyjskich w Mołdawii, o których od dawna mówią władze i media, dostarczając licznych szczegółów na temat tego, jak zorganizowane są te działania.
Wybory w Mołdawii
Na początku października policja powiadomiła, że tylko we wrześniu Rosja nielegalnie przesłała do Mołdawii ponad 15 mln dol. na kupowanie wyborców. Pieniądze trafiały do kraju przez pośredników, z rachunków bankowych w Rosji, a koordynacja działań odbywała się przez boty na Telegramie. W sprawie tej toczy się śledztwo.
20 października w Mołdawii odbędą się wybory prezydenckie, w których prezydent Maia Sandu, opowiadająca się za eurointegracją Mołdawii, będzie ubiegać się o reelekcję, rywalizując z dziesięcioma innymi kandydatami. Sandu jest faworytką tych wyborów z poparciem sondażowym na poziomie 27 proc. Kolejni - według poparcia - kandydaci to umiarkowanie prorosyjski Renato Usatii i były prokurator generalny Alexandr Stoianoglo, którzy w sondażach dostali po ok. 12 proc. głosów.
Równolegle z wyborami odbędzie się zainicjowane przez Sandu referendum, w którym Mołdawianie odpowiedzą na pytanie, czy akcesja do UE powinna zostać wpisana do konstytucji jako cel strategiczny państwa.
Według władz w Kiszyniowie przed wyborami jeszcze intensywniejsze niż dotychczas stały się rosyjskie działania hybrydowe, mające na celu torpedowanie polityki prozachodniego rządu. Wśród nich wymieniane są kampanie informacyjne oraz nielegalne przesyłanie do kraju pieniędzy dla prorosyjskich aktywistów, polityków oraz przeznaczane na "kupowanie głosów" wyborców.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Vudi Xhymshiti/Anadolu Agency via Getty Images