Walka o demokrację "wkracza w mroczniejszą fazę". Czarne flagi nad barykadami

Źródło:
Reuters, Guardian, PAP

Birmańskie siły bezpieczeństwa zastrzeliły w piątek czterech uczestników demokratycznych protestów w Mjanmie – podaje Agencja Reutera. Jak donoszą lokalne media, tego samego dnia rano nieznani sprawcy obrzucili koktajlami Mołotowa główną siedzibę Narodowej Ligi na rzecz Demokracji, partii przywódczyni kraju Aung San Suu Kyi obalonej przez wojskową juntę.

W Birmie od ponad miesiąca trwają masowe protesty i strajki przeciwko wojskowej juncie, która 1 lutego obaliła demokratycznie wybrany rząd NLD i aresztowała jej przywódczynię, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi. Wojskowe władze postawiły jej szereg zarzutów kryminalnych.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

W piątek krajem wstrząsnęła kolejna fala demonstracji, które rozpoczęły się jeszcze w nocy. Jak donoszą lokalne media, największe manifestacje miały miejsce w miastach Mandalaj oraz Sikong, a także w stanach Karen i Czin. Siły bezpieczeństwa brutalnie tłumią protesty i wielokrotnie strzelały do ich uczestników ostrą amunicją.

Reuters: cztery ofiary protestów

Według relacji jednego ze świadków, cytowanego przez Agencję Reutera, w mieście Myeik na południu kraju funkcjonariusze sił bezpieczeństwa otworzyli ogień do protestujących, wymachujących czarnymi flagami. - Dwóch z nich zginęło od strzału w głowę. Nie mogliśmy zabrać trzeciego ciała, bo było tam za dużo sił bezpieczeństwa – powiedział. Jak dodał, kilka osób zostało rannych.

Inny świadek zamieszek przekazał Agencji Reutera, że widział jeszcze jednego zabitego uczestnika demonstracji. Także miejscowa agencja informacyjna Myanmar Now donosi o czterech ofiarach śmiertelnych w Myeik.

Jak podało w czwartek birmańskie Stowarzyszenie Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP), od początku protestów w starciach z siłami bezpieczeństwa zginęło już co najmniej 320 osób. Według organizacji co najmniej 25 procent zabitych zginęło od strzału w głowę, co budzi podejrzenia, że ich śmierć nie była wypadkiem, a siły bezpieczeństwa strzelały, by zabić. Agencja Reutera zaznaczyła, że nie jest w stanie zweryfikować tych danych.

Jak zauważa brytyjski "Guardian", Birmańczycy są rozczarowani brakiem stanowczej reakcji ze strony społeczności międzynarodowej na sytuację w ich kraju i ostrzegają, że walka o demokrację "wkracza w mroczniejszą fazę". Czarne flagi, które powiewają znad prowizorycznych barykad - według dziennika - sygnalizują gotowość demonstrantów do walki. Coraz głośniej słychać apele o utworzenie "armii ludowej", która chroniłaby obywateli Mjanmy przed jej siłami zbrojnymi.

Siedziba partii Aung San w ogniu

Jak donoszą lokalne media, w piątek rano nieznani sprawcy obrzucili koktajlami Mołotowa główną siedzibę Narodowej Ligi na rzecz Demokracji, partii przywódczyni kraju Aung San Suu Kyi obalonej przez wojskową juntę. Jak podaje portal Irrawaddy, powołując się na nagranie z kamery monitoringu, napastnicy rzucili butelki zapalające w stronę siedziby NLD w Rangunie i uciekli. O ataku informuje też portal Myanmar Now.

Okoliczni mieszkańcy chcieli ugasić pożar przy pomocy hydrantów, ale nie było w nich wody. - To dziwne, że woda była zakręcona. Nie było wody nigdzie wokół biura – powiedział Myanmar Now jeden z mieszkańców. Według tego portalu zniszczone zostały drzwi budynku oraz meble i pompa wodna. Członek NLD przekazał dziennikarzom, że partia zamierza złożyć skargę.

Autorka/Autor:momo\mtom

Źródło: Reuters, Guardian, PAP

Tagi:
Raporty: