Litera "nun" jak wyrok śmierci. To koniec chrześcijaństwa w Iraku?


Na ziemiach kalifatu nie ma miejsca dla Nazarejczyków, jak dżihadyści nazywają chrześcijan. Ofensywa Państwa Islamskiego to zabójczy cios dla społeczności, która żyje na północy Iraku od dwóch tysiącleci.

21 września około 1,5 tys. osób wyszło na ulice Paryża, żeby manifestować swą solidarność z prześladowanymi na Bliskim Wschodzie chrześcijanami. Niektórzy demonstranci przyczepili do ubrań arabską literę "nun" - 14 znak alfabetu arabskiego, za pomocą którego islamiści w Iraku oznaczają domy chrześcijan ("n", czyli Nazarejczycy).

Duża czerwona litera "nun", a obok napis "własność Państwa Islamskiego" Tak dżihadyści oznaczają domy chrześcijantheorthodoxchurch.info

Już od kilku lat Kościoły w Europie i środowiska chrześcijańskich aktywistów alarmują: już niedługo kolebka wiary Chrystusowej może być niemal zupełnie pozbawiona jej wyznawców. Wrogiem śmiertelnym jest wojujący radykalny islam. Ostatnio zwłaszcza Państwo Islamskie, które iście średniowiecznymi metodami niszczy wszelkich innowierców. Wśród nich szczególnie zagrożoną grupą, obok jazydów, o których akurat mówi się najwięcej, są chrześcijanie.

Od św. Tomasza do Iraku po Saddamie

Na tereny współczesnego Iraku, czyli starożytnej Mezopotamii, wiarę w Chrystusa miał przynieść – jak mówi tradycja – jeden z apostołów, św. Tomasz. Pozostałością po tych czasach, a zarazem potwierdzeniem sięgającej dwóch tysięcy lat tradycji, jest starożytny język syryjski. To odmiana aramejskiego, którym posługiwał się Chrystus i jemu współcześni. Dziś język ten jest używany w liturgii związanych z Irakiem kościołów chaldejskiego i asyryjskiego.

Za czasów świeckiego reżimu Saddama Husajna chrześcijanie nie tylko żyli bezpiecznie, ale mogli też swobodnie uczestniczyć w życiu gospodarczym i politycznym. Rządzący sunnici prześladowali szyitów, ale nie chrześcijan. Co więcej, na przykład członek Kościoła chaldejskiego Tariq Aziz był wieloletnim szefem dyplomacji.

W 2003 r., zaraz po wkroczeniu Amerykanów, szyici – stanowiący ok. 60 proc. ludności, a dyskryminowani za czasów Saddama – uderzyli w wyznawców Kościoła chaldejskiego. Jednym z pretekstów było to, że chrześcijanie tego obrządku kontrolowali produkcję i sprzedaż alkoholu w Iraku. A szyici chcieli wprowadzić całkowity zakaz konsumpcji wysokoprocentowych trunków.

Początkowo ochronę irackim chrześcijanom próbowali zapewnić Amerykanie. Ale żołnierze i czołgi wokół kościołów i szkół jeszcze bardziej łączyły w oczach muzułmanów miejscowych chrześcijan z uważanymi za okupantów Amerykanami. Gdy ci wycofali się, chrześcijanie stali się obiektem zemsty. Mimo, że konstytucja uznaje 14 różnych wyznań chrześcijańskich, a nominalnie była to wciąż druga po muzułmanach grupa religijna w Iraku.

Wyznawcy Chrystusa stali się celem ataków zarówno sunnitów, jak i szyitów, zwalczających się w Iraku. Dżihadyści głosili, że "wszystkie chrześcijańskie centra, organizacje, instytucje, liderzy i zwolennicy są celami mudżahedinów". Z drugiej strony szyicki rząd w Bagdadzie niewiele robił, żeby powstrzymać bojówki współwyznawców przed atakami na chrześcijan.

Efekty były porażające. W przeddzień inwazji na Irak rządzony przez Saddama Husajna w kraju tym żyło ok. 1,2 mln wyznawców Chrystusa. W czerwcu br., gdy Państwo Islamskie rozpoczęło swoją ofensywę, było już tylko 300-400 tys. chrześcijan (3 proc. ludności Iraku) – w przytłaczającej większości żyjących na północy kraju, w rejonie Mosulu i w prowincji Niniwa.

Etniczno-religijna mapa Iraku

Dziś jest to zaledwie 150 tys. osób. Z tej liczby, według danych Watykanu, około 100 tys. chrześcijan w ostatnich miesiącach uciekło z terenów zajętych przez dżihadystów. To skutek dżihadu Państwa Islamskiego.

Upadek Mosulu (czerwiec)

Mosul na północy Iraku był od stuleci ważnym ośrodkiem irackich chrześcijan. Jeszcze w 2003 roku żyło ich tutaj 100 tys. Ale od kilku lat ich położenie stale się pogarszało. W 2010 r. fundamentaliści sunniccy wrzucili granaty do katedry jakobickiej podczas mszy, zabijając ponad 50 wiernych i raniąc setki. W tym samym roku podłożone bomby uszkodziły kilkanaście autobusów wiozących chrześcijańskich studentów na uniwersytet w Mosulu. Rannych zostało ponad 200 z nich. Jedną z ofiar terroru stał się abp Paulos Faraj Rahho. Wraz z kilku innymi duchownymi został porwany, torturowany i zamordowany. Jego poćwiartowane ciało znaleziono w śmietniku przed drzwiami kościoła.

Większość chrześcijan uległa terrorowi i zastraszona wyemigrowała. W momencie, gdy Państwo Islamskie rozpoczęło swoją ofensywę, w Mosulu było już tylko 15 tys. wyznawców Chrystusa. Do tego jeszcze 17 tys. we wsiach i miasteczkach prowincji Niniwa.

10 czerwca dżihadyści zajęli Mosul. Cztery dni później ruszyła kampania „identyfikowania chrześcijańskiej własności”. Po kolejnych czterech dniach, 18 lipca z głośników meczetów chrześcijanie usłyszeli, że mają dobę na opuszczenie miasta, jeśli nie przejdą na islam.

Gdy minął termin ultimatum, uzbrojeni dżihadyści chodzili od domu do domu – które wcześniej zidentyfikowano jako chrześcijańskie – i stawiali rodziny przed wyborem: albo natychmiast opuszczą domostwo tylko z podręcznym bagażem, albo zostaną zabici. Na budynkach malowano arabską literę „nun” (od Nazarejczycy, czyli chrześcijanie) i napis „Własność Państwa Islamskiego”.

Krzyże zastąpiły banery Państwa Islamskiego, wszystkie kościoły zostały zamknięte lub spalone. Uciekających z podręcznym bagażem dżihadyści rabowali jeszcze na drogowych posterunkach. Wielu uciekło jedynie w tym, co mieli na sobie.

Pod koniec lipca w Mosulu było już tylko 20 chrześcijan, zbyt starych, by wyjechać. Oni przeszli na islam. Pozostali uciekli do miasteczek i wsi prowincji Niniwa oraz Ankawy na przedmieściach stolicy irackiego Kurdystanu, Irbil.

Upadek Niniwy (sierpień)

W czerwcu mogło się wydawać, że pod skrzydłami Kurdów będą bezpieczni. Mało kto dopuszczał myśl, że Państwo Islamskie, wojujące z rządem w Bagdadzie, otworzy drugi front z przeciwnikiem bardzo silnym, bo bitnymi peszmergami.

A jednak, na początku sierpnia dżihadyści pojawili się w prowincji Niniwa. W nocy z 6 na 7 sierpnia kurdyjskie oddziały wycofały się bez walki z największego chrześcijańskiego miasta Bachdidy i okolic. Podobny scenariusz miał miejsce w innych miejscowościach, m.in. Karakosz. - Dżihadyści, którzy 7 sierpnia zdobyli kilka miast na północy Iraku, zmusili do ucieczki 100 tys. chrześcijan; udają się oni do Kurdystanu - informował patriarcha chaldejski Louis Raphael I Sako. Jak relacjonował, dżihadyści palą manuskrypty i usuwają z kościołów krzyże.

Mieszkający tutaj od stuleci chrześcijanie, jak i przebywający tutaj od dwóch miesięcy uchodźcy z Mosulu, musieli uciekać dalej. Do Irbil.

Niedawno, podczas wizyty szefa MSZ Libanu w tym mieście, rozmawiano o możliwości utworzenia do walki z Islamskim Państwem brygady złożonej wyłącznie z chrześcijan. Miałaby specjalny status w ramach sił peszmergów, ale podlegałaby dowództwo kurdyjskiemu.

Problem w tym, że zdaniem Kurdów, wśród chrześcijan brak jest determinacji, by walczyć. Skoro nawet bitni Kurdowie przyznają, że szereg starć z dżihadystami przegrali, zanim jeszcze doszło do prawdziwej walki, bo byli po prostu sparaliżowani strachem, to, co dopiero mówić o chrześcijanach, z natury pokojowo nastawionej części społeczeństwa Iraku. Zdaniem Kurdów, chrześcijańscy uchodźcy są zupełnie zdemoralizowani, nie chcą się bić o swe domy, a tylko wypatrują możliwości emigracji na Zachód.

Wrota dla uciekających chrześcijan otworzyły zresztą nie tylko kurdyjskie, ale i szyickie miasta. Pamiętając o wcześniejszych konfliktach, warto podkreślić wagę stanowiska szyitów. Ich duchowni wezwali wiernych do pomagania wyznawcom Chrystusa, prześladowanym przez wspólnego wroga – sunnickich radykałów. Tak się stało m.in. w Nadżafie i Karbali. Już 3 sierpnia rada prowincji Nadżaf ogłosiła „pełną gotowość przyjęcia wysiedlonych chrześcijańskich rodzin, które opuściły swoje wsie oraz domy w Mosulu”. W Nadżafie i Karbali utworzono komitety, które koordynują opiekę nad uchodźcami. Do prowincji trafiło blisko 20 tys. chrześcijan.

Warto pamiętać, że Nadżaf i Karbala były w przeszłości miastami, gdzie żyły duże społeczności chrześcijan. W tych dwóch wielkich ośrodkach kultu szyitów, wyznawcy Chrystusa żyli, nie niepokojeni przez muzułmanów, jeszcze w połowie XX w.

Libański azyl

Nadżaf, Bagdad i Kurdystan wielu chrześcijańskich uciekinierów traktuje jedynie jako przystanek na drodze do lepszego, bezpiecznego życia.

Tysiące chrześcijan z północnego Iraku przybywają do Libanu. To główny kierunek emigracji irackich wyznawców Chrystusa już od upadku reżimu Saddama Husajna w 2003 r. Chaldejski biskup Bejrutu oceniał w sierpniu, że przez ostatnią dekadę uciekło do stolicy Libanu 2 tys. rodzin chrześcijan z Mosulu i okolic. Siedziba chaldejskiego arcybiskupstwa w mieście Babda pod Bejrutem przekształciła się w rodzaj schroniska dla uchodźców.

Liban ma największą społeczność chrześcijańską na Bliskim Wschodzie. W Libanie znajdują się centra Kościołów chaldejskiego, asyryjskiego i syriackiego, których wyznawcy stanowią przytłaczającą większość chrześcijan uciekających z Mosulu i prowincji Niniwy. Co więcej, chrześcijanie sprawują kierownicze funkcje w państwie – co jest też wyjątkowe w skali całego regionu. Szef MSZ Libanu, Gebran Bassil, reprezentuje największą chrześcijańską frakcję w parlamencie. Liban, nazywany niegdyś „Szwajcarią Bliskiego Wschodu”, jest od dekad bezpiecznym schronieniem dla wyznawców Chrystusa uciekających z innych krajów.

Na początku sierpnia w letniej rezydencji patriarchatu maronickiego w Diman, wsi na północy Libanu, odbyła się narada wszystkich przywódców Kościołów Lewantu. Jednym z trzech tematów tego szczytu bliskowschodnich chrześcijan była tragedia wyznawców Chrystusa na północy Iraku. Patriarchowie rozmawiali m.in. o tym, kto jest winny tej sytuacji. Obok skutków amerykańskiej inwazji i okupacji, wskazali na obecny ekstremizm i przemoc charakteryzujące współczesny polityczny islam oraz na sąsiednie kraje, które przekształciły Irak w pole gry. Hierarchowie wyrazili też głębokie niezadowolenie z powodu milczenia Zachodu i niezdolności społeczności międzynarodowej do powstrzymania bezkarnych zbrodni ludobójstwa.

Kolebka chrześcijaństwa bez chrześcijan?

Na początku XX wieku stanowili na Bliskim Wschodzie 20 proc. ludności. Obecnie - 5 proc. W Iraku, jak tak dalej pójdzie, nie będzie ich prawie wcale.

Iraccy chrześcijanie czują się opuszczeni. Wskazują, że szyici mają protektora w Iranie, sunnici poparcie monarchii Zatoki Perskiej, a oni nie mogą liczyć na chrześcijański Zachód. Niektórzy pytają: dlaczego USA nie podjęły akcji militarnej, gdy IS zabijało chrześcijan w Rakce i Mosulu? Dlaczego zrobiły to dopiero, gdy celem dżihadystów stali się jazydzi? Wśród irackich chrześcijan nie brakuje zwolenników spiskowych teorii, że Zachód wspólnie z Izraelem, a w innej wersji, że z sunnickimi monarchiami, chce całkowicie wykorzenić chrześcijaństwo z Bliskiego Wschodu.

Niektórzy zbawcy upatrują więc w Rosji. Jak pisał w sierpniu w „The Washington Times” jeden z liderów Tea Party, Judson Phillips: „Putin powiedział światowym liderom, że muszą wspólnie powstrzymać brutalne prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Coś jest nie tak, jeśli Putin jest większym orędownikiem wolności i swobód niż prezydent USA. Podczas gdy Putin wezwał do ochrony bliskowschodnich chrześcijan, Obama grał w golfa”. To prawda, że Putin więcej mówi, niż robi w tej sprawie. Ale, to i tak więcej, niż zachowanie Obamy i innych liderów Zachodu.

Kiedy Senat USA przyjął 19 września 2013 r. uchwałę ws. powołania specjalnego wysłannika Departamentu Stanu, który by występował w imieniu prześladowanych mniejszości religijnych na Bliskim Wschodzie, w Afganistanie i Pakistanie, administracja Obamy orzekła, że jest to "kontrproduktywne". Trzy lata temu ta sama uchwała w ogóle nie została dopuszczona pod głosowanie. Jeden z jej autorów cytował wówczas luterańskiego pastora Dietricha Bonhoeffera, który zginął z rąk nazistów: "Milczenie w obliczu zła samo jest złem".

Jedyną reakcją zachodnich państw jest zaoferowanie azylu wypędzonym chrześcijanom. Tak mówią władze Francji. Zdaniem biskupa Manchesteru Davida Walkera władze Wielkiej Brytanii też powinny zaoferować azyl chrześcijanom wypędzonym z Iraku przez bojówki Państwa Islamskiego.

Jednak w marcu 2013 r. nowy patriarcha kościoła chaldejskiego Louis Raphael I Sako wzywał wyznawców w Iraku, żeby nie zamykali się w swoich społecznościach, żeby nie emigrowali, niezależnie od tego, jak wielka byłaby presja. Papież Franciszek może tylko apelować i modlić się, aby wyznawcy Chrystusa nadal dawali świadectwo wiary, mimo śmiertelnego zagrożenia.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: