Godność arcybiskupi Canterbury dla Sarah Mullally to gigantyczna zmiana symboliczna. Jeśli - może poza Polską, bo tu perspektywa jest nieco inna - myśli się o liderach światowego chrześcijaństwa, to zazwyczaj widzi się trzy postacie: papieża (czyli biskupa Rzymu i zwierzchnika Kościoła katolickiego), patriarchę Konstantynopola (duchowego zwierzchnika prawosławia) i właśnie arcybiskupa Canterbury (czyli duchowego lidera Wspólnoty Anglikańskiej). Od wieków zawsze i niezmiennie te trzy stanowiska zajmowali mężczyźni, i to oni pokazywali się w bogato zdobionych szatach i formułowali nauczanie czy dyscyplinę (mniejszą u anglikanów czy prawosławnych, większą u katolików), którą inni, w tym kobiety, musieli przyjmować.
I nagle wszystko się zmieni, bo do dwóch mężczyzn (obecnie są to Leon XIV i Bartłomiej I) dołączy kobieta. Głos kobiet po raz pierwszy będzie słyszany także na poziomie tak istotnych liderów kościelnych.
Nowe kompetencje w Kościele
Arcybiskupka Mullally nie jest pierwszą kobietą przełożoną Kościoła. Wiele kobiet stoi już na czele Kościołów i wspólnot chrześcijańskich - a dotyczy to zarówno protestantyzmu, jak i Kościołów starokatolickich. Jeśli uważnie poszukać w historii Polski, to i u nas - na czele Katolickiego Kościoła Mariawitów stoi obecnie kobieta (a pierwsza przewodziła mu jeszcze w czasie II wojny światowej arcybiskupka Maria Izabela Wiłucka-Kowalska). Można by zatem powiedzieć, że nic w wyborze Mullally nowego, bo kobiety szturmem zdobyły już stan duchowny, a nie brak Kościołów (świetnym przykładem są skandynawscy luteranie), w których większość ordynowanych duchownych stanowią już kobiety (co zresztą ratuje statystyki powołaniowe). Nie byłaby to jednak prawda, bo jak dotąd kobieta nie dołączyła do trójki najbardziej widocznych liderów chrześcijańskich, nie była duchową zwierzchniczką całej rodziny Kościołów. To stało się po raz pierwszy i wyznacza - do pewnego stopnia - nową epokę.
Duchowa zwierzchniczka Wspólnoty Anglikańskiej jest zresztą w ogóle postacią bardzo ciekawą, bo zanim została księdzem (brakuje niestety w polszczyźnie odpowiedniego feminatywu na określenie jej posługi), to najpierw wyszła za mąż, została matką, a przez lata wykonywała także pracę położnej.
W zawodzie tym doszła najwyżej, jak można - przez lata (i to także już po ordynacji na prezbiterkę) pełniła funkcję Naczelnej Pielęgniarki Wielkiej Brytanii. W uznaniu jej zasług w pracy pielęgniarskiej i położniczej otrzymała nawet tytuł szlachecki, co pokazuje, jak bardzo była w tę pracę zaangażowana.