Wbrew zapowiedziom premier Mette Frederiksen w Danii nie dojdzie do wybicia ponad 14 milionów norek w związku z wykryciem na niektórych fermach mutacji koronawirusa, bo zorientowano się, że nie ma prawa zezwalającego na zmuszenie do tego hodowców. Nim się to jednak stało, ponad dwa miliony zwierząt zostały uśmiercone. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych z powodu zakażeń koronawirusem zdechło ponad 15 tysięcy norek. Władze objęły kwarantanną dziesiątki amerykańskich ferm.
Na całym świecie przedstawiciele służb medycznych przyglądają się zwierzętom w związku z ryzykiem zakażeń za ich pośrednictwem. Amerykańskie stany Utah, Wisconsin i Michigan, gdzie dochodziło do śmierci norek w związku z zakażeniami koronawirusem, podkreślają, że nie planują uboju zwierząt. W USA z powodu zakażeń koronawirusem od sierpnia zdechło już ponad 15 tysięcy norek.
Amerykański Departament Rolnictwa podkreśla, że wprowadzanie kwarantanny wpłynęło na funkcjonowanie ferm norek, a wprowadzenie ostrzejszych tzw. obostrzeń bioasekuracyjnych daje szansę na opanowanie SARS-CoV-2. - Jak długo prowadzimy obserwację i jest ona wystarczająco mocna, powinno się nam udać powstrzymać rozprzestrzenianie zakażeń - powiedział Richard Webby, wirusolog ze szpitala dziecięcego St. Jude w Memphis. W przypadku zakażeń na fermach w Wisconsin prowadzone są badania, które mają na celu ustalenie, czy norki zakaziły się od ludzi, czy od innych zwierząt.
W stanie Utah na dziewięciu fermach potwierdzono śmierć ponad 10 tysięcy norek w związku z zakażeniami koronawirusem - przekazał stanowy weterynarz Dean Taylor. - Na wszystkich dziewięciu fermach, wszystko na to wskazuje, norki zostały zakażone przez ludzi, a nie odwrotnie - zwrócił uwagę. Weterynarz podkreślił wśród norek zdarza się - podobnie jak u ludzi - że również występują przypadki zakażeń bezobjawowych.
Dania nie wybije norek
Z kolei wbrew zapowiedziom premier Mette Frederiksen w Danii nie dojdzie do wybicia kilkunastu milionów norek w związku z wykryciem na niektórych fermach mutacji koronawirusa. Przedstawiciele opozycyjnych centroprawicowych i prawicowych partii udowodnili we wtorek w parlamencie, że zeszłotygodniowa decyzja premier Frederiksen o wybiciu wszystkich norek bez względu na to, czy są one zdrowe, czy chore może być tylko apelem, a nie nakazem, bo duńskie prawo nie pozwala rządzącym na podjęcie takiej decyzji.
- Nie można wprowadzać tak drastycznych kroków, nie mając podstawy prawnej ani głębszej refleksji - przekonywał przewodniczący klubu parlamentarnego prawicowej Duńskiej Partii Ludowej Peter Skaarup.
Według obowiązujących w Danii przepisów sanitarnych uśmiercone mogą być tylko zwierzęta na fermach, na których wykryto ognisko choroby lub znajdujące się w promieniu kilku kilometrów od takich miejsc.
Po apelu premier hodowcy wybili dotychczas 2,5 miliona norek, również na fermach, na których nie było epidemii, ufając, że rząd miał podstawy prawne dla swojej decyzji. Jak pisze duński dziennik "Politiken", teraz nie wiadomo, czy tacy rolnicy będą mieć prawo do zapowiedzianej przez władze rekompensaty i na jakiej podstawie. Komentator polityczny telewizji TV2 całe zamieszanie nazywa "wielkim skandalem".
Odnosząc się do zarzutów, premier Frederiksen przeprosiła parlamentarzystów oraz hodowców norek. - Żałuję, że rząd nie miał jasnego mandatu prawnego - powiedziała na sesji parlamentu. Opozycja w parlamencie domaga się od rządu dymisji ministra ds. żywności Mogensa Jensena, który tłumaczył się, że nie wiedział o tym, że decyzja premier o wybiciu norek nie ma podstawy prawnej. Niektórzy politycy zapowiadają wniesienie wniosku o wotum nieufności wobec szefowej duńskiego rządu.
Źródło: PAP