Dla wielu miał to być wymarzony rejs dookoła świata. I, choć z komplikacjami, "ostatni wycieczkowiec na Ziemi" - tak MSC Magnifica nazwały media, gdy inne statki, zaatakowane przez koronawirusa, kolejno przerywały swe rejsy - dotarł do swego docelowego portu w Marsylii.
Gdy należący do szwajcarskiej firmy wycieczkowiec MSC Magnifica odpływał z włoskiej Genui, choroba wywoływana przez nowy wówczas patogen nawet nie miała jeszcze nazwy. Oficjalnie nie odnotowano jeszcze żadnego przypadku śmiertelnego związanego z tym "nieznanym zapaleniem płuc" - jak nazywano chorobę, dziś znaną jako COVID-19, wywoływaną przez SARS-CoV-2
Jak ocenia BBC News, można z pewnością twierdzić, że nikt z 1769 pasażerów - głównie Włochów, Francuzów i Niemców - ruszając w rejs, nie słyszał o nowym koronawirusie. Statkiem dowodził kapitan Roberto Leotta, Sycylijczyk z 32-letnim marynarskim stażem, wywodzący się z żeglarskiej rodziny.
Jako główną atrakcję podróży dookoła świata reklamowano niewielką pacyficzną wyspę Aitutaki - jedną z Południowych Wysp Cooka (terytorium zależne Nowej Zelandii). To wyspa zamieszkiwana przez dwa tysiące osób, położona niedaleko międzynarodowej linii zmiany daty. Słynie z przepięknych turkusowych lagun i białych piaszczystych plaż. Wycieczkowiec miał tu dotrzeć 2 marca.
Już w trakcie rejsu, 19 stycznia, świat obiegła informacja - którą też odnotował Leotta - że koronawirusa, dotychczas określanego jako "wirus z Chin", wykryto poza granicami Chin. Statek cumował wówczas w jednym z brazylijskich portów. Ponad miesiąc później - 21 lutego, gdy wykryto pierwsze przypadki zakażenia SARS-Cov-2 we Włoszech - Magnifica opuszczała Chile.
Władze Aitutaki nie zgodziły się na zejście pasażerów na ląd. Statek uzyskał jednak zgodę na dobicie do Rarotonga - głównej wyspy archipelagu. Stamtąd Magnifica ruszyła w dalszą drogę do nowozelandzkiej stolicy - Wellington.
Nieprawdziwe informacje i zmiana trasy rejsu
Jak relacjonuje BBC News, losy statku można uznać za dość szczęśliwe do momentu przypłynięcia do Australii. Najpierw statek zrobił tamkrótki przystanek w tasmańskim porcie Hobart. Kapitan jednak zabronił pasażerom na opuszczanie statku, co - mając świadomość sytuacji epidemiologicznej - powtórzył w Sydney, gdzie dotarł kilka dni później. Tu też kapitan Leotta ogłosił, że rejs dookoła świata się właśnie zakończył, a celem dalszej podróży jest bezpieczne dotarcie pasażerów do domu.
Pojawiły się wówczas nieprawdziwe - jak podkreśla brytyjski portal - informacje o tym, że na pokładzie wycieczkowca 250 osób jest podpiętych do respiratorów. Na ich podstawie we Fremantle na zachodzie Australii załoga statku otrzymała zgodę jedynie na uzupełnienie zapasów i paliwa, a policja i straż graniczna pilnowały, aby nikt ze statku nie zszedł.
Następnym technicznym przystankiem miał być Dubaj, ale władze nie zgodziły się na przycumowanie, więc kapitan zdecydował o zatrzymaniu się w stolicy Sri Lanki - Kolombo.
Ostatnia prosta "ostatniego wycieczkowca na Ziemi"
W poniedziałek MSC Magnifica dotarł do portu w Marsylii - co potwierdził tamtejszy urząd do spraw turystyki. Marsylia to pierwszy od sześciu tygodni ląd, na który zeszli pasażerowie. Wcześniej podczas rejsu, na Sri Lance, zmarła jedna pasażerka - Niemka, która wymagała opieki medycznej niezwiązanej z SARS-Cov-2.
BBC News w reportażu zwraca uwagę, że Magnifica to ostatni z trzech wycieczkowców z pasażerami na pokładzie, który pozostawał na morzu. Pozostałe dwa nieco wcześniej zacumowały do portów w Los Angeles i Barcelonie. Na "ostatnim wycieczkowcu na Ziemi" - jak pisze BBC News - dzięki rozwadze kapitana nie odnotowano ani jednego przypadku zakażenia koronawirusem.
Źródło: BBC News, CNN