"Skończylibyśmy jak Wuhan". Jak to się stało, że Singapur jest "o krok przed wirusem"

szczepionka
"Dużo bardziej bezpieczna niż szczepionki oparte na całych wirusach". Ekspertka o szczepionce na koronawirusa
Źródło: TVN24

W Singapurze, jednym z pierwszych krajów, w którym pojawił się koronawirus, służby walczą z epidemią, starając się namierzać potencjalne przypadki zakażenia i przerywając łańcuch infekcji. To kraj, który jest "o krok przed wirusem" - skomentowała BBC. Mimo że nie podjął takich środków, jak choćby zamykanie szkół.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO Do piątkowego przedpołudnia Singapur potwierdził 345 przypadków zakażenia koronawirusem. Nie odnotowano ani jednej ofiary śmiertelnej, a wyleczono 124 osoby. W sobotę poinformowano o pierwszych zmarłych zakażonych koronawirusem - 75-latce z Singapuru i 64-latku z Indonezji. Tego samego dnia zgłoszono też kolejne przypadki zakażenia - łącznie w kraju koronawirusa wykryto u 385 osób.

Zaczęło się w sklepie z medycyną chińską

W połowie stycznia grupa 20 turystów z jednego z chińskich miast przybyła do Singapuru. Na trasie zwiedzania znalazł się lokalny, popularny sklep z tradycyjnymi azjatyckimi medykamentami, w którym sprzedawano między innymi olejek z krokodyli i produkty ziołowe.

  Do tego czasu w Singapurze stwierdzono 18 przypadków koronawirusa, wszystkie wśród osób przybyłych z Chin kontynentalnych. 4 lutego rząd poinformował, że wirus rozprzestrzenił się już na lokalną społeczność, a sklep medyczny był jego pierwszym ogniskiem. Wśród chorujących znalazł się zarówno przewodnik chińskiej wycieczki, jak i sprzedawczyni, jej mąż, ich sześciomiesięczne dziecko oraz pomocnik domowy pochodzący z Indonezji.

"Skończylibyśmy jak Wuhan"

Wszyscy pierwsi zakażeni znaleźli się w grupie 124 osób, które wyleczono z choroby COVID-19. Jak podaje BBC, byłoby znacznie gorzej, gdyby Singapur nie miał rozbudowanego programu namierzania kontaktów, który śledzi łańcuch przekazywania wirusa od jednej osoby do drugiej. 

- Skończylibyśmy jak Wuhan - mówi Leong Hoe Nam, specjalista ds. chorób zakaźnych w szpitalu Mount Elizabeth Novena i doradca rządowy Singapuru. - Szpitale byłyby przepełnione - dodaje.

Do tej pory udało się prześledzić kontakty 6 tysięcy osób.

"Byliście w taksówce o 18.47 w środę?"

BBC opisuje historię brytyjskiej nauczycielki jogi mieszkającej w Singapurze, która w słoneczne sobotnie popołudnie podczas grilla dowiedziała się, że może być zakażona koronawirusem. - To było surrealistyczne - opowiada kobieta, opisując moment, w którym na jej telefonie pojawił się nieznany numer. Odebrała. - Padło bardzo precyzyjne pytanie: "Byliście w taksówce o 18.47 w środę?" Chyba trochę spanikowałam, bo nie byłam w stanie sobie tego przypomnieć - relacjonuje.

W końcu odpowiedziała, że była w tej taksówce, a później, kiedy spojrzała na swoją aplikację mobilną, zdała sobie sprawę, że podróż trwała tylko sześć minut. Do tej pory nie wie, czy to kierowca, czy inny pasażer pojazdu mogli być zainfekowani.

Wie tylko, że zadzwonił do niej pracownik singapurskiego ministerstwa zdrowia. Powiedział jej, że musi zostać w domu i poddać się kwarantannie. Następnego dnia pod drzwiami pojawiły się trzy osoby ubrane w uniformy i maski chirurgiczne. - To było trochę jak z filmu - opowiada kobieta. - Dali mi nakaz kwarantanny. Nie można wychodzić z domu, bo inaczej jest grzywna i więzienie - takie usłyszała wytyczne.

Dwa tygodnie później, gdy nie wykazała żadnych objawów COVID-19, mogła opuścić dom.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT

Odnalezienie i izolacja wszystkich zagrożonych

Singapur, z prawie ośmioma tysiącami osób na kilometr kwadratowy, jest jednym z najgęściej zaludnionych krajów. Niemal każdy zna kogoś, kto został namierzony przez służby.

Średnio od 30 do 50 funkcjonariuszy pracuje codziennie nad śledzeniem "wirusowych kontaktów". Takie działanie odbywa się w ramach codziennych obowiązków policji, co jest możliwe dzięki niskiemu wskaźnikowi przestępczości w Singapurze. Od czasu do czasu funkcjonariusze oddelegowani "do koronawirusa" korzystają także z pomocy wydziału śledczego, biura antynarkotykowego i służb wywiadowczych policji.

Służby wykorzystują nagrania z kamer przemysłowych, a także przeprowadzają wizualizacje danych i dochodzenia, które pomagają odkryć tożsamość osób, których nie da się od razu zidentyfikować, na przykład pasażerów taksówek, którzy nie dokonali rezerwacji za pomocą aplikacji lub zapłacili za przejazd gotówką.

"Złoty standard" nie dla wszystkich

Wykorzystanie tego systemu przez Singapur w czasie kryzysu związanego z koronawirusem zostało pozytywnie ocenione przez epidemiologów z Harvardu już na początku lutego. Określili je jako "złoty standard niemalże doskonałego wykrywania".

Światowa Organizacja Zdrowia również pochwaliła Singapur, jeszcze przed wykryciem pierwszego przypadku. Jednak takie rozwiązanie mogą być nie do powtórzenia w większości krajów na świecie. Odgórna kontrola i nadzór są skuteczne tylko wtedy, kiedy towarzyszy im pełna gotowość do współpracy ze strony obywateli. Singapurska ustawa o chorobach zakaźnych zakazuje odmawiania współpracy z policją przy próbach zbierania informacji. Karą jest grzywna lub do sześciu miesięcy pozbawienia wolności.

- Społeczeństwa, które mają stosunkowo wysoki poziom zaufania do ekspertów i rządów, lepiej reagują na epidemię wirusa - przyznaje James Crabtree, profesor nadzwyczajny Narodowego Uniwersytetu w Singapurze. - Dlatego Singapur, Korea Południowa czy Tajwan wydają się lepiej radzić sobie z epidemią niż Włochy i USA - podsumowuje.

Czytaj także: