"Gorące linie" wciąż nie działają. W Seulu boją się kolejnych "godnych ubolewania" wypadków

Źródło:
PAP

Do przywrócenia "gorących linii" łączności wojskowej pomiędzy Seulem a Pjongjangiem wezwał w poniedziałek prezydent Korei Południowej Mun Dze In. Ma to zapobiec takim incydentom, jak niedawne zastrzelenie południowokoreańskiego urzędnika przez wojsko Korei Północnej.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

Prezydent Korei Południowej Mun Dze In przekazał obywatelom wyrazy współczucia z powodu śmierci urzędnika, określając ją jako "godny ubolewania i nieszczęśliwy" wypadek – podała południowokoreańska agencja prasowa Yonhap.

Prezydent odniósł się przy tym do przeprosin przekazanych w związku z tą sprawą przez przywódcę Korei Północnej Kim Dzong Una. Ocenił, że są one wyrazem jego intencji, by nie dopuścić do załamania relacji pomiędzy oboma krajami. Mun wyraził nadzieję, że tragiczny wypadek stanie się okazją do wznowienia dialogu i współpracy.

Dzień wcześniej z apelem o przywrócenie komunikacji wojskowej wystąpiła kancelaria Muna, ale władze Korei Północnej nie odpowiedziały na to wezwanie. W poniedziałek rano "gorące linie" wciąż były nieaktywne – poinformowało południowokoreańskie ministerstwo obrony.

Prezydent Korei Południowej Mun Dze InShutterstock

Seul zażądał od Pjongjangu zgody na wspólne śledztwo

Seul zażądał od Pjongjangu zgody na wspólne śledztwo w sprawie incydentu, w którym 47-letni południowokoreański urzędnik nadzoru łowisk został zastrzelony przez północnokoreańskich żołnierzy po północnej strony granicy morskiej między oboma krajami.

Wojskowe linie komunikacji pomiędzy dwiema Koreami miały służyć zmniejszeniu napięć militarnych na granicy. Są jednak nieczynne od czerwca, gdy Pjongjang ogłosił zerwanie wszelkiej komunikacji z Seulem i wysadził w powietrze biuro łącznikowe pomiędzy krajami z powodu ulotek propagandowych przesyłanych przez aktywistów przez granicę na Północ.

Pierwszy taki przypadek od 2008 roku

Śmierć urzędnika to pierwszy przypadek zastrzelenia południowokoreańskiego cywila w Korei Północnej od 2008 roku, gdy ofiarą padła 53-letnia turystka, która w czasie wycieczki w Góry Diamentowe weszła na zastrzeżony teren wojskowy.

Południowokoreańskie wojsko twierdziło, że żołnierze zabili urzędnika, a następnie spalili jego ciało w ramach zapobiegania pandemii COVID-19. Pjongjang przekazał natomiast, że ciała nie odnaleziono, a spalono jedynie "pływający materiał", na którym urzędnik dryfował. Korea Północna przestrzegła również przed naruszaniem jej morskiej granicy w celu poszukiwania ciała, zapewniając, że odda je, jeśli zostanie znalezione.

Yonhap informował, cytując anonimowe źródła wojskowe w Seulu, że urzędnik najprawdopodobniej usiłował przedostać się do Korei Płn., ale nie jest jasne, co miało go do tego skłonić.

Autorka/Autor:pp

Źródło: PAP