|

Jedni ślą nam czołgi, drudzy zrobią wszystko, by wygrała Rosja. Tak Półwysep zbliża się do Polski

Defilada w Pjongjangu z okazji 90. rocznicy powstania Koreańskiej Armii Ludowej
Defilada w Pjongjangu z okazji 90. rocznicy powstania Koreańskiej Armii Ludowej
Źródło: KCNA

Dwie Koree niespodziewanie zaczęły mieć ogromny wpływ na bezpieczeństwo naszego kraju, a dzielący je spór dotarł do naszych granic. Podczas gdy Południe sprzedaje Polsce nowoczesne uzbrojenie, Północ wysyła do Rosji już nie tylko broń, ale nawet własnych żołnierzy. To sytuacja całkowicie bez precedensu. O co chodzi w konflikcie koreańskim i dlaczego Korea jest podzielona? Oraz jak dwie Koree zmieniają właśnie sytuację Polski?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Wyobraźmy sobie, że pod koniec drugiej wojny światowej wojska alianckie nieco szybciej parły na wschód i zdołały dotrzeć do Polski przed kapitulacją Niemiec. Amerykanie i Sowieci spotkali się gdzieś na linii Wisły i Warty i uzgodnili, że wycofają się z zajętych terenów, gdy tylko w Polsce usamodzielni się polska władza. Światowe mocarstwa skupiły się następnie na najpilniejszych globalnych problemach, gdy tymczasem równolegle w dwóch strefach okupacyjnych zaczęły działać dwa polskie rządy - wspierany przez Zachód rząd na uchodźstwie i powołany przez Moskwę rząd komunistyczny.

Mniej więcej tak z istniejącego od tysiąca lat - z przerwami - jednego państwa koreańskiego w 1945 roku zaczęły powstawać dwa państwa koreańskie. Od północy do okupowanej przez Japończyków Korei wkroczyły zaborcze wojska radzieckie z niemal nieznanym i wyszkolonym przez NKWD na nowego koreańskiego przywódcę Kim Ir Senem. Widząc to, wojska amerykańskie zareagowały, lądując na południu Półwyspu Koreańskiego z własnym "konkurencyjnym" przywódcą, mieszkającym w Waszyngtonie koreańskim działaczem niepodległościowym Rhee Syng-manem (Li Syng Manem).

W ten sposób zaczął tworzyć się podział, choć nikt go nie chciał. Korea była i miała nadal być jedna, a USA i ZSRR uzgodniły, że dwie strefy okupacyjne są wyłącznie tymczasowe. Tyle tylko, że nasilająca się globalna rywalizacja obu mocarstw sprawiła, że z czasem uzgodnienia tego coraz trudniej było dotrzymać - bo dla Waszyngtonu i Moskwy najważniejsze stawało się, by nowy koreański rząd był ich sprzymierzeńcem. W ten sposób, trochę przez przypadek, na oddalonym od nas o osiem tysięcy kilometrów Półwyspie Koreańskim powstał lokalny podział, który mógłby nas dziś zupełnie nie interesować, gdyby nie to, że jego znaczenie właśnie dotarło do Polski i zaczęło bezpośrednio wpływać na nasze bezpieczeństwo.

Podział Korei

Pierwszą i największą ofiarą podziału Korei stali się sami Koreańczycy, o których losie zdecydowano bez pytania ich o zdanie. - Koreańczycy do dziś uważają się za ofiarę rywalizacji Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego - podkreśla dr Oskar Pietrewicz, ekspert ds. Półwyspu Koreańskiego w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Pod tym względem historia Korei może brzmieć dla Polaków bardzo znajomo.

Ekspert wskazuje jednak, że w rzeczywistości do powstania dwóch państw koreańskich doprowadziły dwa elementy. - Pierwszy to ten czynnik międzynarodowy, jednak był też drugi, dodatkowy element: podziały i brak porozumienia między samymi Koreańczykami - podkreśla. - Przez 35 lat wcześniejszej okupacji japońskiej powstawały wśród nich różne ugrupowania, różne wizje i pomysły, a z koreańskim rządem na uchodźstwie w Szanghaju nie wszystko było konsultowane i wydaje się, że nie reprezentował on całego społeczeństwa. Między samymi Koreańczykami nie było więc jednoznacznej wizji, czym ma być Korea, jak ona ma wyglądać po wojnie - wyjaśnia dr Pietrewicz.

Wobec oddalającej się perspektywy porozumienia podział Półwyspu Koreańskiego przypieczętowany został proklamowaniem powstania obu państw koreańskich w 1948 roku, a następnie niosącą miliony ofiar i patową wojną koreańską w latach 1950-1953, po której wiele ran nie zabliźniło się do dzisiaj.

Aktualnie czytasz: Jedni ślą nam czołgi, drudzy zrobią wszystko, by wygrała Rosja. Tak Półwysep zbliża się do Polski

80 lat później można właściwie zadawać sobie pytanie, czy Korea to w ogóle nadal jedno, podzielone państwo o tysiącletniej historii, czy też już dwie różne Koree. Oskar Pietrewicz skłania się ku temu drugiemu poglądowi.

- Byłbym bliższy stwierdzeniu, że to dwa różne państwa. Ponad 70 lat to bardzo długi podział, w którym utrwaliły się dwie państwowości - mówi. Zauważa przy tym, że oba państwa cały czas "roszczą sobie prawo do bycia tą jedyną, właściwą Koreą". - Na Południu wciąż mamy to zapisane w konstytucji. Na Północy do niedawna też tak było, choć teraz sytuacja jest bardziej złożona, bo w ostatnich miesiącach zakwestionowano tam politykę zjednoczeniową i zarzucono jakikolwiek dialog z Południem - wskazuje ekspert PISM.

Być może jesteśmy właśnie świadkami historycznego wydarzenia - pogodzenia się Koreańczyków z podziałem kraju i początkiem całkiem nowego okresu istnienia dwóch państw koreańskich. - Można powiedzieć, że deklaracje Kim Dzong Una o zerwaniu z dialogiem międzykoreańskim i wysadzanie dróg łączących oba państwa to pogodzenie się z rzeczywistością, że de facto są dwie Koree. I że mogą być podobne kulturowo, historycznie, ale są tak okopane, że podział polityczny się utrwalił - wyjaśnia dr Pietrewicz.

Korea Południowa, co prawda, nadal prezentuje się jako strona, która nie rezygnuje ze zjednoczenia Półwyspu, ale jej polityka również się zaostrza, a podejście zmienia. Dla Seulu jedyną akceptowalną formą zjednoczenia byłoby bowiem wchłonięcie Północy przez Południe, czyli zjednoczenie Półwyspu Koreańskiego poprzez rozciągnięcie Republiki Korei na całe jego terytorium.

Do realności takiego scenariusza eksperci podchodzą tymczasem bardzo ostrożnie. Chodzi tutaj nie tylko o wątpliwość dotyczącą zgody Pjongjangu na rezygnację z odrębnej państwowości, ale też o chłodną kalkulację gospodarczą. Przyjęcie i asymilacja 26 mln Koreańczyków z Północy, wychowanych w całkiem innych realiach oraz wrogości wobec Południa, byłyby wyzwaniem niezwykle trudnym do udźwignięcia przez Koreę Południową nawet przy szerokim zaangażowaniu społeczności międzynarodowej. - To raczej polityczne, bieżące deklaracje, bo mam ogromne wątpliwości, czy byłoby to możliwe - ocenia Oskar Pietrewicz.

Aktualnie czytasz: Jedni ślą nam czołgi, drudzy zrobią wszystko, by wygrała Rosja. Tak Półwysep zbliża się do Polski

Korea zbliża się do Polski

Podział Półwyspu Koreańskiego, niezamierzony i niesatysfakcjonujący dla wszystkich, dotąd pozostawał jednak głównie elementem polityki regionalnej w Azji Wschodniej. Korea Północna, chroniona przez Pekin, odizolowała się od świata zewnętrznego, Południowa weszła w sojusz z USA i skupiła na rozwoju gospodarczym. Nawet północnokoreańskie zbrojenia nuklearne i rakietowe nie sprawiły, by podział Półwyspu Koreańskiego nabrał większego znaczenia w Polsce, a absurdalny twór "komunistycznej dynastii" ustanowionej w Korei Północnej bywał w Polsce raczej przedmiotem żartów niż realnego zainteresowania. 

Ale właśnie się to zmienia. Zaczęło się od południowokoreańskiej nowej fali, która przyniosła też nad Wisłę popularność koreańskiej kuchni, filmu czy muzyki. Dziś prawie każdy słyszał o kimczi, Oscarach dla południowokoreańskich produkcji czy fenomenie K-popu.

paulina
Natalia Szostak o literackiej Nagrodzie Nobla dla Han Kang
Źródło: TVN24

Teraz doszła do tego jeszcze jedna kwestia, znacznie poważniejsza i dotycząca w równym stopniu wszystkich Polaków: bezpieczeństwo. - Rzeczywiście można powiedzieć, że Koreańczycy stali się nam bliżsi, nie tyle w kontekście zbliżenia emocjonalnego, ile zbliżenia w sferze bezpieczeństwa - przyznaje dr Pietrewicz.

Szokująca dla Zachodu brutalna i niesprowokowana inwazja rosyjskich wojsk na Ukrainę sprawiła, że Polska musiała gorączkowo zacząć nadrabiać dekady zaniedbań we własnych siłach zbrojnych. Po raz pierwszy od odzyskania przez nas niepodległości udało się doprowadzić do narodowej zgody, by wydać ogromne pieniądze na kupno nowoczesnego uzbrojenia. Tylko że wojna za naszą granicą już trwała, a krajowa produkcja zbrojeniowa była szczątkowa - jedynym rozwiązaniem było więc znalezienie państwa, które nie tylko będzie posiadało nowoczesną broń, ale też będzie w stanie dostarczyć ją szybko i w dużych ilościach.

- Okazało się tymczasem, że trudno było znaleźć jakichkolwiek partnerów zdolnych do tego - zauważa analityk PISM. W Europie nie było czego szukać, bo nasi europejscy partnerzy sami też od dawna zaniedbywali swoje armie i też musieli zacząć się zbroić. Stany Zjednoczone muszą z kolei godzić swoje interesy na całym świecie i nagłe zapotrzebowanie na duże ilości broni w Polsce przerastały nawet ich możliwości produkcyjne. Właściwy partner znalazł się dopiero na drugim końcu świata: na Półwyspie Koreańskim. Korea Południowa była gotowa do wysłania dużych ilości uzbrojenia zarówno z własnych rezerw, jak też z bieżącej wielkoskalowej produkcji.

Jak się żyje w Korei Południowej? "DDTVN"
Jak się żyje w Korei Południowej? "DDTVN" (materiał z października 2023 r.)
Źródło: x-news

To trzykrotnie mniejsze terytorialnie od Polski państwo wyrosło bowiem najpierw na gospodarczą potęgę - o PKB dwukrotnie większym od naszego - a następnie zbudowało na tym fundamencie potężny sektor zbrojeniowy, w który zaangażowały się największe południowokoreańskie koncerny, takie jak Hyundai, Hanwha czy Kia. Wymuszone było to w pierwszej kolejności stałym zagrożeniem ze strony Korei Północnej, ale Seul szybko dostrzegł też, że broń to również wielkie pieniądze - zwłaszcza dopóki wojna w samej Korei trwa tylko na papierze.

- Seul szybko zwietrzył dobry biznes i szansę na wykorzystanie okazji, że w Europie nagle pojawił się duży i chłonny rynek na jego produkcję zbrojeniową - wyjaśnia dr Pietrewicz. - W ten sposób niemal z miesiąca na miesiąc Korea Południowa stała się naszym kluczowym partnerem w dziedzinie bezpieczeństwa i drugim po USA dostawcą uzbrojenia - dodaje.

Jest kolejne zamówienie na koreańskie armatohaubice. Czemu nie na Kraby? (materiał z grudnia 2023 r.)
Źródło: Paweł Szot/Fakty TVN

Jednak gdy Korea Południowa zaczęła sprzedawać Polsce broń, Korea Północna postanowiła zareagować i pójść krok dalej: zacząć sprzedawać najpierw broń, a potem nawet własnych żołnierzy. Oczywiście do Rosji, jednego z nielicznych swoich sprzymierzeńców, który na skutek wywołanej przez siebie wojny nagle sam znalazł się w potrzebie. - Zaczęło się od bardzo jednoznacznego wsparcia dyplomatycznego Pjongjangu dla Rosji, a w ślad za tym poszły dostawy amunicji, w mojej ocenie najważniejszego elementu wsparcia północnokoreańskiego dla Moskwy - mówi dr Pietrewicz. - Choć obie strony wciąż zaprzeczają tym dostawom, według różnych szacunków mówi się już o od sześciu do nawet ośmiu milionów przekazanych pocisków artyleryjskich. Biorąc pod uwagę, jaki cała Europa ma problem z przekazaniem Ukrainie choćby jednego miliona, daje to obraz, jak zdeterminowana jest Korea Północna do wspierania Rosji - podkreśla.

Teraz do Rosji wysłane zostały również tysiące północnokoreańskich żołnierzy. - To przekroczenie granicy, której Pjongjang nigdy dotąd nie przekraczał - ocenia ekspert. - Rozmawiamy w momencie, gdy jesteśmy w sferze spekulacji, czy Koreańczycy z Północy faktycznie pojawią się na pierwszej linii frontu, czy też zajmą się jedynie osłoną działań rosyjskich na ich tyłach - zauważa. Ma to jednak znaczenie dla statusu tego państwa w świetle prawa międzynarodowego. - Jeśli nawet północnokoreańscy żołnierze nie zostali rzuceni do boju, ale w kolejnych dniach dojdzie do na przykład pojmania ich przez Ukrainę, pojawi się kwestia, czy Koreę Północną można już uznać za państwo walczące, za państwo agresora - dodaje dr Pietrewicz.

Aktualnie czytasz: Jedni ślą nam czołgi, drudzy zrobią wszystko, by wygrała Rosja. Tak Półwysep zbliża się do Polski

Jedni liczą pieniądze, inni - głowice atomowe

W ten sposób, krok po kroku, widzimy, jak w ciągu dwóch lat Koreańczycy w coraz większym stopniu zaczęli wpływać na bezpieczeństwo w naszym regionie i w samej Polsce. Bo gdy kupno uzbrojenia z Korei Południowej nasze bezpieczeństwo wzmacnia, to wysyłanie uzbrojenia i żołnierzy przez Koreę Północną do Rosji nasze bezpieczeństwo osłabia. Wyraźnie widoczna jest jednak przy tym różnica w charakterze zaangażowania obu państw koreańskich w kwestię ukraińską.

Korea Południowa sprzedaje nam bowiem uzbrojenie, ale twardo unika zaangażowania się w konflikt pomiędzy NATO i Rosją. - Widać wyraźnie, że cel Seulu jest czysto biznesowy i bardzo stara się on nie przekraczać granicy zaangażowania politycznego - podkreśla dr Pietrewicz. - Jego postawa jest bardzo powściągliwa choćby w przekazaniu jakiegokolwiek uzbrojenia Ukrainie. Wynika to z tego, że społeczeństwo południowokoreańskie jest temu mocno przeciwne. Uważa, że wojna w Ukrainie to nie jest ich wojna, a władze w Seulu są już i tak zbyt proamerykańskie - tłumaczy. Swoją rolę, jak dodaje, odgrywa w tym też bardzo aktywna w Korei Południowej rosyjska dezinformacja.

Tymczasem zaangażowanie autorytarnej Korei Północnej, która zamiast słuchać swoich obywateli może sama wmawiać im, co mają myśleć, staje się wyraźnie innej natury. Tu nie chodzi tylko o zysk gospodarczy, ale o korzyści surowcowe, technologiczne i wojskowe, a w rezultacie wzmocnienie polityczne reżimu w Pjongjangu. - Skala wsparcia pokazuje, że Kim Dzong Unowi bardzo zależy, by pokazać się Rosji jako wiarygodny partner i uzyskać od niej jak najwięcej wsparcia, dopóki wojna trwa. Bo tylko teraz Korea Północna jest przydatna Rosji; gdyby doszło do porozumienia pokojowego, wydaje się, że jej znaczenie dla Moskwy gwałtownie by spadło - zauważa Oskar Pietrewicz.

Dla tak zamkniętego reżimu jak północnokoreański wojna w Ukrainie to więc ogromna szansa na ominięcie sankcji i wzmocnienie się w sposób nieosiągalny bez wsparcia z zewnątrz. Tymczasem Rosja jest do tego idealnym partnerem - nie tylko może zapewnić Korei Północnej bezcenne surowce naturalne i produkty gospodarcze, ale też zaawansowane technologie rakietowe i nuklearne, których rozwój jest dziś najważniejszym celem Kim Dzong Una. Budowa arsenału atomowego i zdolności do uderzenia rakietowego w terytorium Stanów Zjednoczonych są uważane przez Pjongjang za gwarancję suwerenności i klucz do dalszej bezkarności na arenie międzynarodowej.

Korea a sprawa polska

Pojawia się pytanie, jak na to rosnące znaczenie obu Korei dla naszego bezpieczeństwa powinna zareagować Warszawa. - Pojawienie się obu Korei w bezpośredniej sferze polskich interesów pokazuje, że nie istnieje coś takiego jak bezpieczeństwo europejskie. Bezpieczeństwo to naczynia połączone, to system, w którym bardzo szybko wiele elementów potrafi się uruchamiać jednocześnie i nagle nabierać znaczenia, dlatego o bezpieczeństwie trzeba myśleć globalnie - zauważa dr Oskar Pietrewicz.

Po pierwsze, chodzi więc o znajdywanie posiadających zbieżne interesy partnerów zagranicznych i uzgadnianie z nimi wspólnej globalnej polityki bezpieczeństwa wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Bo Polska jest dużym i ważnym państwem w Europie, ale w skali globalnej prowadzenie samodzielnej polityki staje się już ponad siły nawet dla takich potęg, jak Niemcy czy Francja.

Po drugie zaś, chodzi o mądre zaangażowanie polityczne, i to raczej w kuluarach niż w błysku fleszy. Warto bowiem pamiętać, że Polska ma długą historię relacji z Koreą Północną i wciąż utrzymuje stosunki dyplomatyczne z obiema Koreami. Ba - posiadamy jedną z największych placówek dyplomatycznych w Pjongjangu, która jednak od czasów pandemii pozostaje zamknięta. Północnokoreańskie władze w marcu 2020 roku całkowicie zamknęły swoje granice, przez co niemożliwe stało się utrzymywanie i zaopatrywanie pracujących tam dyplomatów.

Oskar Pietrewicz zaznacza, że ta kwestia jest obecnie bardzo delikatna politycznie i rozwojowa. - Nie zdradzę jednak żadnej tajemnicy, mówiąc, że Polska podjęła działania, by przywrócić stałą obecność dyplomatyczną w Korei Północnej i wydaje się, że jest determinacja obu stron, by przywrócić równowagę dyplomatyczną - mówi. Bo północnokoreańscy dyplomaci nigdy nie wyjechali z Warszawy. - Szwedzi kilka tygodni temu wrócili już do Pjongjangu i Polska również ma zapewnienia, że jesteśmy mile widziani. Piłka jest jednak po stronie północnokoreańskiej, oczekujemy otwarcia granic Korei Północnej dla dyplomatów z Polski - dodaje ekspert.

Jaki w tym sens? Czy Polska w obecnej sytuacji nie powinna raczej zamykać swojej ambasady w państwie, które otwarcie staje po stronie wroga w wojnie w Ukrainie? Niekoniecznie, bo wbrew pozorom to utrzymanie kontaktów dwustronnych może być dla Polski dużo cenniejsze. - Funkcjonowanie placówek w tak zamkniętym państwie jest wartością samą w sobie i nie oznacza popierania go czy dogadywania się z nim - podkreśla analityk PISM. - Wręcz odwrotnie, to jest szansa, by choćby przekazywać takiemu państwu kanałami dyplomatycznymi własne perspektywy, interesy, oceny danych wydarzeń - wyjaśnia.

A Korea Północna powinna być zainteresowana utrzymaniem relacji dyplomatycznych równie mocno. - Polska jest jednym z ostatnich państw w Europie, w którym dyplomaci północnokoreańscy mogą swobodnie funkcjonować. Placówka w Warszawie jest być może teraz nawet najliczniejszą placówką Korei Północnej w Europie, więc to dla nich bardzo ważne okno na świat - zauważa dr Pietrewicz. Jak dodaje, pracuje w niej do 10 północnokoreańskich dyplomatów wraz z rodzinami. Dla porównania w Berlinie Pjongjang ma tylko jednego dyplomatę. - Dlatego im też zależy na utrzymywaniu stabilnych relacji dyplomatycznych z Polską bez względu na różnice interesów - podkreśla.

Defilada w Pjongjangu z okazji 90. rocznicy powstania Koreańskiej Armii Ludowej
Defilada w Pjongjangu z okazji 90. rocznicy powstania Koreańskiej Armii Ludowej
Źródło: KCNA

Początek długiego procesu

Co dalej? Wiele wskazuje na to, że zbliżanie się obu Korei do Europy i wzrost ich znaczenia będzie jedynie postępował. Za sprawą postępu technologicznego i globalizacji świat się kurczy, a państwa oddalone o tysiące kilometrów mogą rzutować na nasze bezpieczeństwo jak nigdy dotąd. - Na tę chwilę nie widać, aby ten proces miał się zatrzymać - choćby plany współpracy przemysłów zbrojeniowych Polski i Korei Południowej to plany na związanie się na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. To już byłoby zakorzenienie się Korei Południowej w Polsce, i to byłaby produkcja nie smartfonów, ale na przykład czołgów, a więc mająca zupełnie inny ciężar gatunkowy - podkreśla Oskar Pietrewicz.

Podobnie wpływ Korei Północnej wcale nie musi osłabnąć; nawet jeśli państwo to wycofałoby się z tak otwartego wspierania Rosji w Ukrainie. - Pjongjang może też w najbliższych latach coraz bardziej pośrednio oddziaływać na nasze bezpieczeństwo. Na przykład technologie, które dziś otrzymuje od Rosji, mogą za parę lat zacząć trafiać do organizacji terrorystycznych, które z kolei aktywne będą na Bliskim Wschodzie czy w Europie - analizuje dr Pietrewicz z PISM.

Dwa państwa koreańskie na dłużej pozostaną więc ważne dla bezpieczeństwa Polski i skończyły się czasy, gdy państwa te kojarzyły się tylko z kimczi i memami o głodzącym swoich obywateli północnokoreańskim dyktatorze. Zarazem podział samej Korei coraz bardziej się pogłębia. Ale historia dowodzi, że podziały jednolitych etnicznie narodów są trudne i zwykle mało stabilne. Trudno więc o pewność, że wcześniej wybitnie homogeniczna etnicznie Korea będzie pod tym względem wyjątkiem. Koniec historii w tym przypadku na pewno jeszcze nie nastąpił.

Czytaj także: