Według niego atak obejmowałby ostrzał rakietowy i okupację "kluczowego terenu" na Ukrainie. - W tej chwili oceniamy, że nie zaatakują miast o dużej populacji, ponieważ do kontrolowania tych obszarów potrzeba wielu żołnierzy. Ale nie ma pewności, jaką drogą mogą pójść rosyjskie wojska - oświadczył Marran w środę podczas briefingu dla mediów.
OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO
Według estońskiego wywiadu inną możliwością może być intensyfikacja walk z siłami rządowymi na granicy z dwoma wspieranymi przez Rosję regionami separatystycznymi we wschodniej Ukrainie. - Taka eskalacja jest bardzo prawdopodobna. W ten sposób Rosja prawdopodobnie uzyskałaby wiarygodną możliwość zaprzeczenia (agresji) i uniknęłaby sankcji - powiedział Marran.
- Jeśli Rosja odniesie sukces na Ukrainie, zachęci to ją do zwiększenia presji na kraje bałtyckie w nadchodzących latach. Zagrożenie wojną stało się głównym narzędziem politycznym (prezydenta Rosji Władimira) Putina - dodał.
Apel do Putina o uznanie niepodległości separatystycznych republik na Ukrainie >>>
Szef estońskiego wywiadu: około 10 grup bojowych wojsk zbliża się do granicy z Ukrainą
Według szefa estońskiego wywiadu około 10 grup bojowych rosyjskich wojsk zbliża się do granicy z Ukrainą, gdzie rozmieszczono już 100 grup bojowych, czyli około 170 tysięcy żołnierzy. Liczba ta obejmuje żołnierzy stacjonujących zazwyczaj w regionach wokół Ukrainy, ale także żołnierzy na Białorusi, których Rosja wysłała na ćwiczenia wojskowe w pobliżu granicy z Ukrainą.
Marran zaznaczył, że część żołnierzy rosyjskich prawdopodobnie pozostanie na Białorusi po zakończeniu ćwiczeń 20 lutego. - To skróciłoby czas przygotowań do ataku na kraje bałtyckie - podkreślił.
Stoltenberg: Rosja wciąż utrzymuje duże, gotowe do ataku siły wokół Ukrainy
W środę rosyjski resort obrony poinformował, że żołnierze Południowego Okręgu Wojskowego zakończyli udział "w ćwiczeniach taktycznych na poligonach Półwyspu Krymskiego" i wracają "transportem kolejowym do miejsc stałej dyslokacji". Załadowane zostały do transportu wojskowe pojazdy gąsienicowe, w tym czołgi i haubice samobieżne. "Eszelony wojskowe dostarczą sprzęt bojowy i żołnierzy do punktów stałej dyslokacji jednostek wojskowych" - zapowiedziało ministerstwo obrony.
We wtorek rzecznik ministerstwa obrony Igor Konaszenkow informował, że wojska rosyjskie po zakończeniu ćwiczeń rozpoczęły załadunek i będą wracać do garnizonów. Chodzi o siły Południowego i Zachodniego Okręgu Wojskowego.
- Nie widzimy żadnych oznak deeskalacji ze strony Rosji, nie obserwujemy wycofywania rosyjskich żołnierzy i sprzętu znad granic Ukrainy - powiedział w środę w Brukseli sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.
- Widzimy, że Rosja wciąż utrzymuje duże, gotowe do ataku siły wokół Ukrainy, od Krymu po Białoruś - zaznaczył. Wyjaśnił, że NATO jest w posiadaniu zdjęć satelitarnych, które mogą to udowodnić. Zwrócił przy tym uwagę, że jest to największa koncentracja sił zbrojnych w Europie od czasów zimnej wojny.
Napięta sytuacja wokół Ukrainy
Kraje zachodnie są zaniepokojone koncentracją wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą i ostrzegają Moskwę przed skutkami ewentualnej agresji wobec tego kraju. Rosja twierdzi, że nie ma takich planów, jednocześnie żądając od Stanów Zjednoczonych i NATO "gwarancji" nierozszerzania Sojuszu o Ukrainę oraz wycofania jego infrastruktury "od swoich granic".
RAPORT TVN24.PL: Rosja-Ukraina. Sytuacja na granicy i przyczyny konfliktu >>>
Od 10 lutego odbywają się ćwiczenia rosyjsko-białoruskie, których duża część jest przeprowadzana na Białorusi, a 13 lutego rozpoczęły się też manewry na Morzu Czarnym. Wszystkie te działania mają zakończyć się 20 lutego. Moskwa przekonywała, że żołnierze biorący udział w ćwiczeniach na Białorusi powrócą stamtąd do jednostek w Rosji.
Autorka/Autor: js//now
Źródło: PAP