- Dla Polski i Europy lepszy byłby wybór Mitta Romneya - twierdzą eksperci, z którymi rozmawiał portal tvn24.pl. Nie należy się jednak spodziewać jakichś odczuwalnych zmian w polityce USA wobec Polski. - Na szczęście nie będziemy w centrum zainteresowania mocarstwa. Musiałoby się u nas stać coś naprawdę złego - stwierdził prof. Zbigniew Lewicki.
Odbywające się we wtorek szóstego października wybory w USA są wielką niewiadomą, jeśli chodzi o ich wynik. Wszystkie sondaże mówią jedno: nie ma pewnego zwycięzcy. Obaj kandydaci cieszą się niemal identycznym poparciem wyborców.
Mniejszą niewiadomą jest to, który polityk na stanowisku prezydenta USA byłby korzystniejszy dla Europy i Polski. Eksperci są przekonani, że byłby to Romney. Nie należy jednak mieć złudzeń, że republikanin w Białym Domu będzie oznaczał europocentryzm w polityce zagranicznej USA i wyjątkowe zainteresowanie problemami Polski.
Zapomniany kontynent
Podczas całej kampanii wyborczej Europa była przez obu kandydatów traktowana niemal jednakowo, po macoszemu. W programach wyborczych dominują kwestie gospodarcze, społeczne i bezpieczeństwo, czyli to co interesuje przeciętnego wyborcę. Kwestia współpracy atlantyckiej i NATO pojawiała się jedynie incydentalnie.
Należy jednak zaznaczyć, że w marginalizowaniu Europy przoduje Obama. Jak mówi dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, najbardziej było to zauważalne podczas mowy prezydenta po oficjalnym nominowaniu go na kandydata demokratów. - Europa została tam wymieniona jako ostrzeżenie przed kryzysem, jednym tchem obok zagrożenia ze strony terrorystów - mówi politolog i amerykanista z uczelni "Vistula".
Obama dużo mówił o roli Europy i wadze współpracy z Starym Kontynentem podczas swojej pierwszej kampanii prezydenckiej w 2008 roku. Jednak jego prezydentura upłynęła pod znakiem wyraźnego odwrotu od Europy i skoncentrowania uwagi USA na Pacyfiku. Podczas obecnej kampanii Obama nie dał żadnego znaku, że planuje zmienić ten kurs i gdy poruszał kwestie polityki zagranicznej, to najczęściej mówił o "wyzwaniu" za strony Chin, w kontekście amerykańskiej gospodarki i bezpieczeństwa.
Retoryczna przewaga Romneya
Ponieważ Obama i jego administracja nie widzi w Europie istotnego partnera do rozmów, tym bardziej nie należy oczekiwać, aby jakiekolwiek znaczenie miała Polska. Jedyne powiązanie polityki zagranicznej Waszyngtonu z Warszawą to kwestia tarczy antyrakietowej. Plan Obamy odnośnie tego programu rysuje jednak na tyle odległe ramy czasowe (pierwsze wyrzutnie w Polsce około 2016-2018 roku), że do tego czasu prezydent Obama prezydentem już nie będzie i kwestia ta ma dla niego relatywnie małe znaczenie.
Na dodatek pod naciskiem Rosji, z której zdaniem Obama się liczy, program tarczy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej może ulec dalszemu opóźnieniu. Wystarczy wspomnieć niesławną wpadkę prezydenta z marca, kiedy nieświadomy uruchomionych mikrofonów poprosił premiera Dmitrija Miedwiediewa, aby Rosja "dała mu czas" w kwestii tarczy, a on po wyborach "będzie miał większą swobodę manewru". Tego rodzaju wypowiedź trudno odczytywać pozytywnie w Europie, a zwłaszcza w Polsce.
Zdaniem dr. Kostrzewy-Zorbasa Obama będzie prowadził politykę zagraniczną "bez Europy, ponad naszymi głowami". Zdaniem amerykanisty, z tego powodu dla Polski, jako części Starego Kontynentu, lepsza byłaby wygrana Romneya.
Mocarstwowe zainteresowanie Europą
Podobnego zdania jest prof. Lewicki. - Romney byłby lepszy, bo obiecuje większe skoncentrowanie się na kierunku atlantyckim - stwierdził w rozmowie z tvn24.pl amerykanista. Jak mówi profesor, dla Obamy "numerem jeden" jest kierunek pacyficzny, natomiast Romney deklaruje powrót do bardziej "tradycyjnej" polityki zagranicznej USA, z istotną rolą kierunku atlantyckiego.
Większe zainteresowanie Europą, aczkolwiek należy zaznaczyć, że również było ono marginalne, Romney przejawiał między innymi w związku z kwestią tarczy antyrakietowej. Kandydat republikanów ostro skrytykował "uległość" Obamy względem Rosji i zapowiedział, że on zajmie w relacjach z Kremlem "twardsze" stanowisko. Zastrzegł sobie też, że może powrócić do starszego i przygotowanego z większym rozmachem planu tarczy antyrakietowej przygotowanego przez administrację Georga W. Busha.
- Nie sądzę, żeby to były puste obietnice wyborcze - twierdzi dr Kostrzewa Zorbas. Amerykanista wskazuje na obecność w otoczeniu Romneya szeregu ekspertów z administracji G.W.Busha czy nawet jeszcze Ronalda Regana, którzy przejawiają bardziej "mocarstwowe" poglądy niż demokraci. Republikanin często deklarował chęć "odbudowy" silnej globalnej pozycji USA, którą Obama miał "osłabić". Budowanie mocarstwowej pozycji nieuchronnie wymaga większej obecności na całym globie, w tym w Europie, co może się przełożyć na większe zainteresowanie problemami Starego Kontynentu.
- Nie oczekujmy jednak, że znajdziemy się jako Polska w centrum zainteresowania mocarstwa - mówi prof. Lewicki i dodaje, że Polacy są teraz podmiotami polityki USA wobec całego Starego Kontynentu, jako Europejczycy. Jak dodaje amerykanista, należy się z tego cieszyć, bo "musiałby się u nas stać coś naprawdę złego", aby Polska znalazła się w centrum zainteresowania Waszyngtonu.
Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPRP/ KPRM