Niezależny rosyjski politolog Kiriłł Rogow, przebywający obecnie na emigracji, ocenił, że czerwcowy bunt szefa najemniczej Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna przeciwko Kremlowi to typowe zbrojne powstanie znane z państw afrykańskich, w którym niezadowolona część wojskowych posuwa się w kierunku stolicy, komunikując się w ten sposób z władzami, aby szukać dla siebie jakichś korzyści.
"Prigożyn nie na darmo długo prowadził swoją działalność w Afryce. Jego bunt był podobny do (zbrojnych wystąpień) regularnie wszczynanych przez dowódców z krajów afrykańskich. Te bunty nie mają na celu obalenia rządu ani zmiany modelu władzy. Zazwyczaj część wojskowych jest niezadowolona ze swojej sytuacji w armii i systemie politycznym. Posuwając się w kierunku stolicy i zagrażając życiu cywilów, komunikują się w ten sposób z przywódcami i poszukują dla siebie jakichś korzyści" - powiedział Rogow w rozmowie z opozycyjnym rosyjskim kanałem na Telegramie Możem Objasnit.
"Główna baza wagnerowców znajduje się w Republice Środkowoafrykańskiej, a ten kraj jest 'mistrzem' pod względem zbrojnych powstań w ciągu ostatnich 20 lat" - dodał politolog, podkreślając, że Prigożyn "nie miał zamiaru obalać władzy Putina ani zmieniać reżimu".
"W Afryce i wojsko, i społeczeństwo rozumieją, że mają do czynienia ze słabym państwem"
W ocenie eksperta najważniejszym długofalowym skutkiem buntu wagnerowców może być ugruntowanie w rosyjskim społeczeństwie przekonania, że można krytykować inwazję na Ukrainę, a jednocześnie nie należeć do środowiska "liberalno-dysydenckiego".
"W Afryce i wojsko, i społeczeństwo rozumieją, że mają do czynienia ze słabym państwem. Dlatego reakcja jest tam odmienna. W Rosji zarówno obywatele, jak też przedstawiciele elit uważali, że państwo jest silne, ale ono okazało się słabe. To wywołało szok. Ponadto społeczeństwo usłyszało od Prigożyna nową retorykę - antywojenną, lecz nie liberalną i (...) nie zakładającą zerwania z reżimem. Będzie to miało znaczące konsekwencje" - przewiduje Rogow.
Bunt wagnerowców w Rosji
24 czerwca najemnicy Grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Szef najemników Jewgienij Prigożyn, od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego, dowodzącą inwazją na Ukrainę, domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu.
Tego samego dnia wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn mieliby przemieścić się na Białoruś.
Źródło: PAP