Prezydent Jemenu Abd Rabbuh Mansur Hadi przekazał władzę nowo powołanej radzie prezydenckiej i zdymisjonował swojego zastępcę. "Jest to próba, być może ostatnia deska ratunku, odtworzenia czegoś, co przypomina jedność w sojuszu przeciwko Hutim" - skomentował Gregory Johnsen, były członek panelu ekspertów ONZ ds. Jemenu.
- Nieodwracalnie przekazuję Radzie Przywództwa Prezydenckiego pełnię moich uprawnień, zgodnie z konstytucją - oświadczył w telewizyjnym przemówieniu prezydent Abd Rabbuh Mansur Hadi, który przebywa w Rijadzie. Hadi przejął stery w państwie dekadę temu w ramach planu transformacji kraju po protestach, które doprowadziły do obalenia prezydenta Abdullaha Saleha.
Na czele ośmioosobowej Rady stanął Raszada Al-Alimi, który ma bliskie związki zarówno z Rijadem, jak i główną siłą polityczną w Jemenie - islamską partią Islah. W skład organu wchodzi także kilku liderów frakcji, wspieranych przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, w tym Aidarous al-Zubaidi z separatystycznej Południowej Rady Tymczasowej, która nie ufa partii Islah i rywalizuje z rządem Hadiego o kontrolę nad Adenem. W czwartek z przedstawicielami jemeńskiej Rady spotkał się saudyjski książę Mohammed bin Salman.
"Jest to próba, być może ostatnia deska ratunku, odtworzenia czegoś, co przypomina jedność w sojuszu przeciwko Hutim. Problem polega na tym, że nie jest jasne, w jaki sposób tak różne osoby, z których wiele ma diametralnie odmienne poglądy, będzie w stanie współpracować" - skomentował na Twitterze Gregory Johnsen, były członek panelu ekspertów ONZ ds. Jemenu.
Międzynarodowe reakcje
W czwartek członkowie Rady Współpracy Zatoki Perskiej, w której skład wchodzą przedstawiciele sześciu państw regionu, wyrazili swoje poparcie dla nowo powstałego organu.
Po decyzji Hadiego Arabia Saudyjska, która od lat pozostaje uwikłana w jemeńską wojnę domową, ogłosiła, że przekaże wspieranemu przez Rijad jemeńskiemu rządowi pomoc finansową w wysokości 3 miliardów dolarów. Wezwała także do rozmów ze wspieranymi przez Iran rebeliantami Huti, którzy kontrolują północną część kraju, w celu "osiągnięcia ostatecznego i kompleksowego rozwiązania politycznego".
Sekretarz stanu USA Antony Blinken również z zadowoleniem przyjął utworzenie Rady. Dodał, że Waszyngton "pozostaje zaangażowany we wspieranie trwałego i inkluzywnego rozwiązania konfliktu w Jemenie".
Ruch ten skrytykował tymczasem główny negocjator Hutich Mohammed Abdulsalam, nazywając go farsą i "desperacką próbą rekonstrukcji szeregów najemników, by pchnąć ich w kierunku dalszej eskalacji".
Kraj pogrążony w chaosie
Jemen jest pogrążony w wojnie domowej od 2014 roku, kiedy Huti zajęli stolicę Sanę i znaczną część północy kraju. Rząd uciekł na południe, a następnie do Arabii Saudyjskiej. Koalicja pod wodzą Saudyjczyków, w skład której wchodziły Zjednoczone Emiraty Arabskie i która była wówczas wspierana przez USA, rozpoczęła kilka miesięcy później interwencję w Jemenie.
W konflikcie, który jest często postrzegany jako wojna zastępcza między szyickim Iranem i sunnicką Arabią Saudyjską o dominację w regionie, zginęły dziesiątki tysięcy ludzi. W Jemenie trwa też największy na świecie kryzys humanitarny, miliony ludzi pozbawione są jedzenia i opieki medycznej.
Jak donosi Reuters, strony konfliktu zgodziły się niedawno na dwumiesięczny rozejm, który wszedł w życie w sobotę. Agencja określa to mianem "wielkiego przełomu". W ramach zawieszenia broni, koalicja złagodziła blokadę terenów, zajmowanych przez Hutich.
Źródło: Reuters