Atak na Pearl Harbor i zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę nie były czymś, za co powinniśmy sobie wybaczać - twierdzą organizacje reprezentujące Japończyków ocalałych z ataku atomowego. We wspólnym liście sprzeciwiają się one zawarciu nowej umowy o współpracy między miejscami upamiętniającymi te dwa tragiczne wydarzenia.
W czwartek ambasador Stanów Zjednoczonych w Japonii Rahm Emanuel i burmistrz Hiroszimy Kazumi Matsui podpisali umowę o współpracy pomiędzy miejscami upamiętniającymi japoński atak na Pearl Harbor na Hawajach oraz amerykański atak bombą atomową na Hiroszimę. Porozumienie to zakłada m.in. współpracę dotyczącą edukacji młodzieży i "dzielenia się doświadczeniami w zakresie przywracania historycznych struktur i krajobrazów". Podczas wspólnej konferencji prasowej przedstawiciele USA i japońskiego miasta mówili o "braterskim porozumieniu", dowodzącym, że "ludzkość jest w stanie dążyć do pokoju", informował brytyjski "Guardian".
Protest ocalałych z Hiroszimy
Zawarta umowa wzbudziła jednak kontrowersje wśród wielu Japończyków, którzy przeżyli zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę. Kilka zrzeszających te osoby organizacji napisało wspólny list do władz Hiroszimy, prosząc, by Matsui wycofał się z tej umowy. Argumentują, że ataki na Pearl Harbor i na Hiroszimę "nie były czymś, za co powinniśmy sobie wybaczać". "Są lekcjami historii, z których powinniśmy się uczyć, by nigdy się nie powtórzyły", dodano.
Haruko Moritaki, doradczyni Hiroszimskiego Stowarzyszenia na rzecz Zniesienia Broni Jądrowej, która przeżyła atak z 1945 roku, w wywiadzie dla japońskiej gazety "Chugoku Shimbun" nazwała nową umowę "zniewagą". Jak podkreśliła, "tła historyczne" powstania obu miejsc pamięci "na zawsze pozostaną różne".
Kunihiko Sakuma, przedstawiciel organizacji reprezentującej osoby z prefektury Hiroszima poszkodowane w wyniku ataku atomowego, stwierdza ponadto, że zrzucenie bomby atomowej na japońskie miasto było niepotrzebne. "Nie zakończyło wojny i nie uratowało życia amerykańskich żołnierzy, jak utrzymują Stany Zjednoczone"- ocenił, cytowany przez "Nikkei Asia". "Było jasne, że Japonia przegra. Nie możemy po prostu skupić się na przyszłości, dopóki nie zajmiemy się tą fundamentalną kwestią" - dodał.
"Nikkei Asia" zauważa, że ambasador USA w Japonii jeszcze podczas czwartkowej konferencji prasowej został poproszony o ustosunkowanie się do krytycznych uwag, że "japoński atak na Pearl Harbor został przeprowadzony na obiekt wojskowy, podczas gdy bombardowanie Hiroszimy pochłonęło życie wielu cywilów". - Nic, co zrobiłem w całym moim publicznym życiu, nie spotkało się nigdy ze stuprocentową akceptacją - odpowiedział. Dodał jednak, że ma nadzieję, że nowe porozumienie zachęci więcej osób do odwiedzenia obu miejsc pamięci.
Wojna na Pacyfiku
Atak na Pearl Harbor oraz zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę wyznaczają dwa punkty zwrotne wojny na Pacyfiku i drugiej wojny światowej. 7 grudnia 1941 roku japońskie lotnictwo bez wypowiedzenia wojny zaatakowało amerykańskie okręty w bazie Pearl Harbor na należącej do USA wyspie Oahu. W ciągu zaledwie dwóch godzin 353 japońskie samoloty zbombardowały amerykański port, zatapiając 18 okrętów i niszcząc lub poważnie uszkadzając ponad 300 samolotów. Zginęło 2,4 tys. Amerykanów, a ponad tysiąc zostało rannych. Atak na Pearl Harbor spowodował przystąpienie USA do drugiej wojny światowej.
Z kolei 6 sierpnia 1945 roku na japońskie miasto Hiroszima zrzucona została bomba atomowa - pierwsza z dwóch takich bomb kiedykolwiek użytych bojowo. Atak, według Amerykanów, miał zmusić Japonię do bezwarunkowej kapitulacji. Sam wybuch i skutki promieniowania spowodowały do końca 1945 roku śmierć około 140 tysięcy mieszkańców Hiroszimy, w tym wielu dzieci. 9 sierpnia 1945 roku USA zrzuciły drugą bombę atomową na Nagasaki, zabijając tam około 70 tysięcy ludzi. Sześć dni później Japonia ogłosiła kapitulację, co oznaczało koniec drugiej wojny światowej.
Źródło: The Guardian, Nikkei Asia, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shanti Hesse/Shutterstock