"Proces zabezpieczenia i eliminacji broni chemicznej w Syrii stanowi duże wyzwanie, ale wyciągnięcie wniosków z poprzednich przypadków rozbrojenia chemicznego można zwiększyć szanse jego powodzenia" - pisze Łukasz Kulesa, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Libia rządzona w 2003 roku przez Muammara Kaddafiego z broni chemicznej zrezygnowała dobrowolnie, chcąc wyjść z międzynarodowej izolacji. Irak do rozbrojenia został zmuszony po zakończeniu wojny w 1991 r., a nadzorowanie procesu zniszczenia broni powierzono Specjalnej Komisji Narodów Zjednoczonych.
W obu przypadkach nie wszystko poszło tak gładko. W Libii w listopadzie 2011 r. nowe władze libijskie, przypomina Kulesa, ogłosiły odkrycie niezadeklarowanych wcześniej zapasów broni chemicznej.
Irak zaś otwarcie utrudniał pracę inspektorów - deklaracje były niekompletne, a dostęp zachodnich ekspertów utrudniany przez Bagdad. Niejasności i problemy stwarzane przez Saddama Husajna sprawiły, że - jak przypomina ekspert PISM - rzekome posiadanie przez reżim broni chemicznej i programu jej rozwoju stanowiło jeden z głównych argumentów uzasadniających wojnę z Irakiem w 2003 r. Argument ten po wojnie okazał się bezzasadny.
Szybko i zdecydowanie
Jakie zatem z przykładów Libii i Iraku wypływają wnioski dla syryjskiego przypadku? "Można podejrzewać, że reżim Asada nie będzie chciał w pełni wywiązać się ze swoich zobowiązań rozbrojeniowych", pisze Kulesa, dlatego "niezwykle ważne jest, by w pełni wykorzystać krótki okres bezpośrednio po syryjskiej deklaracji przystąpienia do Konwencji".
Zdaniem Kulesy, "gotowość władz Syrii do współpracy będzie zależała od postrzegania rachunku zysków i strat w procesie rozbrojenia". Analityk zauważa, że Saddam Husajn widział w inspektorach narzędzie przygotowania do obalenia jego reżimu, dlatego utrudniał im pracę. Z kolei Muammar Kaddafi, choć początkowo chętny do rozbrajania, "po pewnym czasie rzekomo poczuł się osobiście dotknięty faktem, że decyzja o wyrzeczeniu się broni masowego rażenia nie przyniosła wymiernych korzyści".
Kulesa dodaje, że inspektorzy powinni dostać dokumenty mówiące o historii programu chemicznego Syrii, a także dostęp do ludzi za niego odpowiedzialnych. Inspekcja nie powinna ominąć rebeliantów, którym reżim zarzuca produkcję broni chemicznej.
Aspekt polityczny też ważny
Analityk uważa, że "instalacje służące do produkcji broni chemicznej lub mieszania jej składników przed użyciem można prowizorycznie unieszkodliwić lub zabezpieczyć", a zniszczenie "pustych" środków przenoszenia jest stosunkowo łatwe. Efektem finalnym zaś powinno być usunięcie broni z Syrii, "ale wymagałoby to szczegółowych przygotowań, w tym rozwiązania problemów prawnych", gdyż, jak podkreśla Kulesa, Konwencja zabrania państwom członkowskim m.in. przekazywania, nabywania i składowania broni chemicznej.
Na koniec swojej analizy Kulesa podkreśla, że jej aspekt polityczny jest "równie ważny jak szczegóły techniczne – jeśli społeczność międzynarodowa straci zainteresowanie kwestią rozbrojenia, ułatwi to reżimowi syryjskiemu wykolejenie procesu (jak to się stało w Iraku) lub ukrycie części arsenału (jak w Libii)".
Międzynarodowa Konwencja o zakazie broni chemicznej zacznie obowiązywać Syrię od 14 października. W połowie listopada zaczną pracę w Syrii eksperci Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW). Zniszczenie syryjskiej broni chemicznej ma się zakończyć w połowie 2014 roku.
Autor: mtom / Źródło: tvn24.pl