Na ulice Tel Awiwu wyszło w sobotę ponad 100 tysięcy ludzi. Protestowali przeciwko reformie sądownictwa forsowanej przez rząd premiera Benjamina Netanjahu. Podobnie jak w poprzednich tygodniach, manifestacje odbyły się też w około 150 innych miejscach w całym kraju.
Shikma Bressler, jedna z liderek ruchu protestacyjnego, która przemawiała na głównym wiecu w Tel Awiwie, powiedziała: - Premier, który nie przestrzega prawa, jest przeciwnikiem państwa Izrael. Będzie musiał stawić czoła silnemu narodowi.
Izraelskie media informowały bezpośrednio po uchwaleniu pod koniec lipca części kontrowersyjnego prawa, że niektórzy medycy zadeklarowali chęć opuszczenia kraju. - Pucz sprawia, że ludzie chcą wyjechać. Wśród nich jest niestety także wielu dobrych lekarzy - stwierdził profesor Hagai Levin, przewodniczący Izraelskiego Stowarzyszenia Lekarzy Służby Publicznej i jeden z liderów protestów w środowisku pracowników służby zdrowia.
Wewnętrzny kryzys w Izraelu
24 lipca koalicja rządząca przegłosowała w Knesecie ustawę ograniczającą możliwość Sądu Najwyższego do uchylania decyzji rządu, gdy te zostaną uznane za "nieracjonalne", czyli nieproporcjonalnie skoncentrowane na interesie politycznym bez wystarczającego uwzględnienia interesu publicznego. Spór o reformę pogrążył Izrael w najgłębszym kryzysie wewnętrznym od czasu powstania państwa 75 lat temu. Krytycy zmian uważają, że wprowadzą one kraj na drogę do rządów autorytarnych, podczas gdy ich zwolennicy uważają, że są one konieczne, ponieważ wymiar sprawiedliwości ma zbyt duże kompetencje.
Protest w obliczu eskalacji przemocy
Sobotnie protesty odbywały się w atmosferze eskalacji przemocy w kraju. W piątek wieczorem żydowscy osadnicy podczas starć na Zachodnim Brzegu zastrzelili 19-letniego Palestyńczyka.
W sobotę natomiast, na krótko przed rozpoczęciem demonstracji, w Tel Awiwie doszło do ataku terrorystycznego, w którym zginął 42-letni Izraelczyk, strażnik miejski, który tego dnia miał dyżur w centrum miasta. Terrorysta, 22-letni Palestyńczyk, został zastrzelony przez kolegę zabitego funkcjonariusza. Zamachowiec został zidentyfikowany przez agencję bezpieczeństwa Szin Bet jako członek palestyńskiej grupy terrorystycznej Islamski Dżihad z obozu dla uchodźców w Dżeninie na Zachodnim Brzegu. Organizatorzy protestu w Tel Awiwie zdecydowali się mimo wszystko przeprowadzić wiec zgodnie z planem, przy czym zwiększono obecność policji i powstrzymano się od odtwarzania muzyki z głośników podczas trwania demonstracji. Nie doszło również do blokady dróg, jak to miało miejsce w poprzednich tygodniach, aby nie utrudniać dostępu siłom bezpieczeństwa i służbom ratunkowym tuż po ataku.
Źródło: PAP