Iran w ewentualnej wojnie z Izraelem będzie "drastycznie osłabiony" - twierdzą gazety w Izraelu, powołując się na raport MSZ. Ma to być skutek tego, iż Syria i Hezbollah w Libanie są niemal całkowicie zajęte swoimi problemami i nie będą mogły przeprowadzić odwetowego uderzenia na Izrael.
Raport izraelskiego MSZ traktuje ogólnie o tak zwanym "froncie północnym" w ewentualnym konflikcie z Iranem. Pod tym pojęciem kryje się domniemana strategia Teheranu zakładająca odwet na izraelski atak przy pomocy libańskiej bojówki Hezbollah, która miałaby zalać rakietami północny Izrael.
Do sprawnego funkcjonowania Hezbollah potrzebuje Syrii, przez której porty i terytorium przebiegają główne szlaki zaopatrzeniowe z Iranu. Na dodatek Damaszek sam mógłby zaatakować swojego odwiecznego wroga, korzystając z zajęcia się Izraela irańskimi instalacjami jądrowymi.
Rozmontowana układanka
Ta misterna strategia odstraszania Tel Awiwu od ataku na Iran miała się jednak załamać. Jak twierdzi izraelska gazeta "Maariv", powołująca się na raport MSZ, wszystko uległo zmianie za sprawą wojny domowej w Syrii i paradoksalnie wzrostu siły Hezbollahu w Libanie.
Syryjskie wojsko jest obecnie drastycznie osłabione trwającą od wielu miesięcy wojną domową. W wypadku konfliktu Iranu i Izraela ewentualny atak Syrii na Wzgórza Golan jest w ocenie izraelskiego MSZ mało prawdopodobny. Dla syryjskiego wojska oznaczałoby to oddanie kontroli nad większością kraju rebeliantom.
W takiej sytuacji Hezbollah ma być niechętny samotnemu atakowi na Izrael, gdy siły zbrojne tego państwa nie są związane na granicy z Syrią. Na dodatek bojówka ma być obecnie znacznie osłabiona militarnie z powodu zerwania tradycyjnych kanałów przerzutowych z Iranu biegnących przez Syrię.
Istotne znaczenie ma mieć też wzrost znaczenia politycznego Hezbollahu w Libanie. Partia polityczna bojówki jest obecnie jedną z dominujących sił i współtworzy rząd. Hezbollah jest więc odpowiedzialny za sytuację państwa i ma znacznie więcej do stracenia niż podczas poprzedniej wojny z Izraelem w 2006 roku.
Silna pozycja Izraela?
"Zdolność Iranu do wyrządzenia szkód w Izraelu, w odpowiedzi na nasz atak, drastycznie się zmniejszyła" - twierdzą cytowani autorzy raportu. "Irański odwet będzie zdecydowanie słabszy, niż to, czego można by się spodziewać w czasie, gdy istniał 'Front Północny'" - dodano.
W raporcie ma też padać stwierdzenie, iż gdyby Hezbollah jednak zdecydował się samotnie zaatakować Izrael, to spotkałby się z odwetem w postaci masowej inwazji lądowej. Jej celem miałaby być próba "ostatecznego wymazania" zagrożenia ze strony bojówki w Libanie.
Hezbollah bez sojusznika
Wojna w Syrii zajmuje bardzo Hezbollah, co udowadnia jej dużą wagę dla sytuacji bojówki. Przywódca ugrupowania, Sajed Hasan Nasrallah, ocenił w czwartek, że Syrii grozi podział. Oświadczenie Nasrallaha transmitowała na żywo libańska telewizja Al-Manar. - Nie zgadzamy się na jakąkolwiek formę podziału (...) dowolnego państwa arabskiego czy muzułmańskiego i wzywamy do zachowania jedności każdego z tych krajów, bardziej zagrożonej niż kiedykolwiek - oświadczył szef wpływowego ugrupowania szyickiego.
Utrzymanie przy władzy Baszara Assada ma dla Hezbollahu na tyle duże znaczenie, że bojówka wysyła do walki po jego stronie swoich ludzi. Jak twierdzi ONZ w swoich raportach, ugrupowanie same się do tego przyznało. Jeszcze w październiku Nasrallah dementował doniesienia, jakoby bojownicy jego ugrupowania pomagali syryjskiemu prezydentowi Asadowi w tłumieniu rebelii.
Autor: mk\mtom / Źródło: Times of Israel, PAP
Źródło zdjęcia głównego: IDF | Michael Shvadron