Dzietność w Hongkongu spadła do najniższego poziomu na świecie, wiele par zamiast mieć dzieci woli adoptować koty - informuje hongkoński "South China Morning Post". Na mieszkankę metropolii przypada statystycznie zaledwie 0,8 dziecka. Przyrost naturalny załamał się zwłaszcza w ostatnich kilku latach.
Hongkong stał się miejscem o najmniejszej na świecie dzietności - pod tym względem jest w nim dużo gorzej nawet niż w znanej z szybko starzejącego się społeczeństwa Japonii. Według najnowszego raportu Funduszu Ludnościowego ONZ, każda mieszkanka Hongkongu rodzi w ciągu swojego życia średnio tylko 0,8 dziecka. To prawie trzy razy mniej, niż jest niezbędne, aby zapewnić zastępowalność pokoleń. Nigdzie indziej nie jest aż tak źle: w Japonii wskaźnik ten wynosi 1,3, w Polsce - 1,5, w Stanach Zjednoczonych - 1,7.
Malejąca dzietność
Dzietność mieszkanek Hongkongu po latach spadków w ostatnim czasie całkowicie się załamała. Jeszcze w 2011 roku urodziło się w Hongkongu 95,5 tys. dzieci. W 2017 roku już tylko 56,5 tys., a pięć lat później jedynie 32,5 tys. W metropolii zamykane są szkoły, brak młodych zagraża rynkowi pracy, a miejscowi politycy i eksperci zastanawiają się, jak mogło do tego dojść.
- Kryzys, z którym się mierzymy, nie zaczął się wczoraj - podkreśla prof. Paul Yip Siu-fai z University of Hong Kong. Jak zaznacza, przyczyny są złożone. Sytuację gwałtownie pogorszyła fala emigracji młodych ludzi po narzuceniu w 2020 roku metropolii przez Pekin nowych przepisów bezpieczeństwa, według wielu obserwatorów naruszających wolność i demokrację.
Jednak głównym źródłem tak niskiej dzietności mieszkańców Hongkongu jest fakt, że coraz więcej młodych po prostu nie chce mieć dzieci. Jak wymienia "South China Morning Post", winnym tego jest przepracowanie rodziców, rosnące koszty opieki nad dziećmi i edukacji, a także brak prospołecznej polityki lokalnych władz w tym zakresie. Zmienia się także podejście ludzi do życia. - Młode pokolenie nie kupuje już idei, że powinni przedłużać swój ród - mówi prof. Yip. - Nie nazywają już też siebie bezdzietnymi, ale "wolnymi od dzieci", co ma pozytywny wydźwięk - dodaje.
"Nie potrzebujemy dziecka, mamy kota"
Jak zauważa "SCMP", wiele par w Hongkongu zamiast decydować się na posiadanie dzieci, wybiera adopcję zwierząt domowych - najczęściej kotów. Dziennik cytuje parę 34-latków, która przez lata wstrzymywała się ze staraniem o dzieci z powodu rosnących kosztów wychowywania i niesprzyjających młodym rodzicom warunków w mieście. Para, po narzuceniu przez Pekin nowych zasad "patriotycznego" kształcenia w hongkońskich szkołach, ostatecznie porzuciła myśl o własnym potomstwie. Jak wyjaśniają, chcą oszczędzić swoim dzieciom szkolnego "prania mózgu".
W zeszłym roku para zaadaptowała kota, którego od tamtej pory uważa za członka swojej rodziny. O własnych dzieciach już nawet nie rozmawiają. - Nie potrzebujemy dziecka, mamy kota - zamyka temat 34-latka. Eksperci nie mają wątpliwości, że miejsce bez dzieci nie ma przyszłości, jednak odwrócenie obecnego trendu będzie bardzo trudne. - Musi zmienić się otoczenie społeczne, aby ludzie poczuli, że jest tu jeszcze nadzieja, i być może to skłoni tych, którzy już opuścili miasto, do powrotu - mówi prof. Yip.
ZOBACZ TEŻ: 68 procent Polek nie planuje mieć dzieci. "W pierwszej chwili myślałam, że źle odczytałam"
Źródło: South China Morning Post, UNFPA
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock