Rezygnacja z realizacji gazociągu South Stream jest dla Rosji strategicznym ciosem i dowodzi słuszności stanowiska UE w tej sprawie. Władimir Putin potrzebuje nowych rynków zbytu gazu, a zraził do siebie największego odbiorcę - komentuje "Financial Times".
W opublikowanym w środę artykule redakcyjnym dziennik zaznacza, że rosyjski prezydent w każdy możliwy sposób stara się maksymalnie zwiększyć wpływ Moskwy na światową scenę polityczną. Stojące za projektem South Stream kwestie ekonomiczne zawsze były drugorzędne - ocenia "FT".
Kłopoty?
Jak pisze londyński dziennik, South Stream miał do spółki z Gazociągiem Północnym (Nord Stream) "umożliwić Rosji omijanie przy tranzycie gazu swego przysparzającego kłopotów sąsiada, ograniczając zarazem zdolność Ukrainy do opierania się naciskom Moskwy". "FT" dodaje, że Putin, informując w tym tygodniu w czasie wizyty w Turcji o rezygnacji z budowy gazociągu, utrzymywał, że to strata dla UE, która nigdy nie była entuzjastką projektu. Nieprzekonujące - według dziennika - były również deklaracje o strategicznej alternatywie w postaci porozumienia rosyjsko-tureckiego. "Turcja nie jest wystarczająco dużym konsumentem, by zastąpić rynek europejski, który South Stream miał obsługiwać. A wszelkie ewentualne plany Moskwy w sprawie transportowania gazu przez Turcję do UE napotkają takie same trudności, przed jakimi stał South Stream" - zauważa dziennik.
Zmiana planów?
Zastrzega, że UE nie powinna triumfować z powodu zmiany planów przez Moskwę. Może się to wprawdzie przyczynić - pisze "FT" - do zmniejszenia energetycznej zależności UE od Rosji, ale jednocześnie kraje unijne muszą zacząć rozglądać się za innymi źródłami dostaw gazu. Mający liczyć 3600 km South Stream - wspólny projekt Gazpromu i włoskiej firmy ENI - miał zapewnić dostawy gazu z Rosji do Europy Środkowej i Południowej z ominięciem Ukrainy.
Autor: msz/ / Źródło: PAP