W Paryżu, w deszczu, demonstrowało około 1500 osób, nieco więcej niż w ubiegłą sobotę, kiedy demonstrował tam tysiąc ludzi.
W Lyonie i Nantes, w których "kamizelki" zapowiadały największe manifestacje, w marszach wzięło udział - według służb bezpieczeństwa - mniej niż 2500 ludzi. W obu miastach doszło do starć, a w Lyonie przeciwko rzucającym kamieniami i butelkami użyto gazu łzawiącego.
W tę sobotę liczba demonstrantów była - według oficjalnych danych - podobna do ubiegłotygodniowej, kiedy pod koniec dnia 4 maja łącznie naliczono 19 tysięcy manifestantów. To ponad połowę mniej niż wtedy, kiedy 17 listopada 2018 roku rozpoczęły się sobotnie protesty przeciwko polityce Macrona.
Organizatorzy protestu twierdzą jednak, że pod koniec dnia w całej Francji demonstrowało ponad 37 tysięcy ludzi.
Najcięższa próba dla Macrona
Kryzys spowodowany wystąpieniami "żółtych kamizelek" jest dla Macrona najcięższą próbą od czasu objęcia prezydenckiego fotela i zbiega się z jego coraz niższymi notowaniami, które w ostatnim sondażu spadły do 32 procent.
Coraz słabsza frekwencja w sobotnich protestach jest tym, na co od dawna liczyły władze - pisze agencja AFP.
Pod koniec kwietnia Emmanuel Macron zorganizował w Pałacu Elizejskim specjalną konferencję prasową, na której odniósł się do trwających od wielu tygodni protestów "żółtych kamizelek". Uznał, że były one "słusznymi roszczeniami". Jednocześnie skrytykował towarzyszące im akty agresji.
Autor: momo/adso / Źródło: PAP