|

Jeśli tama pęknie, popłynie krew?

Tama Wielkiego Odrodzenia na Nilu
Tama Wielkiego Odrodzenia na Nilu
Źródło: Salini Impregilo

Przez tysiąclecia Egipcjanie byli władcami Nilu. Te czasy bezpowrotnie przeminęły. Na strategicznej rzece, dwa tysiące mil od Kairu, powstaje gigantyczna zapora zwana Tamą Wielkiego Odrodzenia Etiopii. Dla Addis Abeby to obiekt narodowej dumy i szansa na rozwój cywilizacyjny, dla Egiptu – egzystencjalne zagrożenie. Projektu nie da się już zatrzymać. Mimo braku porozumienia zbiorniki tamy zaczynają się napełniać. Czy Afryka stoi na krawędzi wojny o wodę?

Artykuł dostępny w subskrypcji
Pozdrawiamy cię, Nilu, który wynurzasz się z ziemi, który przybywasz, by dać życie ludowi Egiptu.
- Hymn do Nilu skomponowany w czasach Średniego Państwa ok.2050-1750 p.n.e.

Wody Nilu – jednej z dwóch największych rzek na świecie – dla rozkwitających wzdłuż jej brzegów cywilizacji od zawsze stanowiły bezcenne źródło życia. To Nil, wylewając, zapewniał odpowiednie użyźnienie suchej i ekstremalnie nieprzyjaznej pod uprawy gleby. W obliczu bezkresnych pustyń stanowił dla mieszkających tam ludzi jedyną szansę na przetrwanie.

Starożytni Egipcjanie wierzyli, że święta dla nich rzeka to dar od sprzyjających im bogów. Wielokrotnie i bezkompromisowo bronili jej, postrzegając Nil jako swój największy skarb.

Wiedzieli, że bez Nilu nie ma Egiptu.

Mijały wieki, a jego wody pozostawały pod ścisłą kontrolą Kairu. W czasach, gdy wznoszono piramidy, Egipcjanie zbrojnie tłumili wszelkie próby "podkradania" ich życiodajnej rzeki. Choć potęga faraonów dawno przeminęła, Egipt dalej jest gotowy poświęcić bardzo wiele, by bronić swojej racji stanu. Mimo upływu wieków wciąż wyrażają ją trzy święte dla Egipcjan litery: Nil. 

Jak długi jest Nil?
Jak długi jest Nil?
Źródło: tvn24.pl

Przez tysiąclecia byli oni jego niekwestionowanymi władcami. Te czasy bezpowrotnie przeminęły. Dziś na rzece, dwa tysiące mil od Kairu, powstaje budowla, która może zmienić układ sił na kontynencie.

Tama Wielkiego Odrodzenia Etiopii to największa tego typu instalacja w Afryce i jedna z największych na świecie. Jest dwukrotnie wyższa niż Statua Wolności w Nowym Jorku, a jej sztuczny zbiornik, który zajmuje obszar wielkości Londynu, będzie w stanie pomieścić 75 miliardów metrów sześciennych wody.

Spór między Egiptem a Etiopią o wartą blisko 5 miliardów dolarów inwestycję obudził w obu narodach nacjonalizmy i głęboko skrywane lęki. Dla Etiopczyków tama stanowi namacalny symbol ich narodowych ambicji i szansę na to, by zniwelować cywilizacyjną przepaść. Towarzysząca jej elektrownia ma w założeniu osiągać moc 6,45 GW, zapewniając dostawy prądu dla milionów etiopskich gospodarstw, które do tej pory nie miały dostępu do elektryczności. Dla Egipcjan etiopska tama to nie tylko widmo utraty ich wyjątkowej pozycji "panów Nilu", ale także – jak przekonuje Kair – egzystencjalne zagrożenie. Na obszarze dorzecza Nilu, stanowiącym kilka procent terytorium Egiptu, żyje 95 procent mieszkańców tego kraju. Kair obawia się, że jeśli zbiornik zapory zostanie napełniony zbyt szybko, odbije się to drastycznie na bezpieczeństwie wodnym państwa.

Przez blisko dekadę Egipt, Etiopia oraz leżący między nimi Sudan prowadziły bezowocny spór o tamę, której budowy dziś nie można już zatrzymać. Negocjacje utknęły w martwym punkcie. Mimo trwających od lat rozmów wciąż nie udało się wypracować porozumienia. Zawiodła mediacja Stanów Zjednoczonych i ONZ, kolejną próbę rozwiązania konfliktu podejmuje teraz Unia Afrykańska.

Tymczasem zbiorniki Tamy Wielkiego Odrodzenia powoli zaczynają wypełniać się wodą. W Etiopii właśnie rozpoczyna się pora deszczowa. Czasu na dojście do porozumienia jest coraz mniej.

Czy Afryce grozi wojna o wodę? Jakie konsekwencje dla regionu oraz samego Nilu będzie mieć etiopska inwestycja? Zapytaliśmy o to doktora Jędrzeja Czerepa z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, eksperta od Afryki i Bliskiego Wschodu. 

Wielka Tama Odrodzenia
Wielka Tama Odrodzenia
Źródło: tvn24.pl

Etiopia od dawna marzyła o własnej tamie na Nilu i to marzenie wreszcie się spełnia. Dlaczego ten projekt jest dla Addis Abeby tak ważny?

To dla Etiopii ważny projekt, dlatego że jest to jedno z najszybciej rozwijających się państw w Afryce, drugi – po Nigerii - największy ludnościowo kraj w Afryce Subsaharyjskiej (około 100 milionów mieszkańców), który jednak jest na bardzo dalekim miejscu, jeśli chodzi o dostęp do elektryczności (nie ma jej ponad 60 procent Etiopczyków). Elektryczność produkowana w tej tamie miałaby zapewnić prąd całej Etiopii. Jest to więc dla niej w pewnym sensie skok cywilizacyjny. Wiąże się to także z wyciągnięciem wielu osób z biedy, a zarazem z uzyskaniem dodatkowego źródła dochodu. Tama będzie produkować więcej elektryczności, niż wystarczy na potrzeby lokalne, a nadwyżki będą sprzedawane za granicę. Tylko pamiętajmy, że takich tam się w dzisiejszych czasach nie buduje. To jest trochę typ gigantomanii, który pochodzi z połowy ubiegłego wieku. Ten projekt powstał na papierze w bardzo odległych czasach, w latach 50. lub 60. ubiegłego wieku. Udało się go zbudować stosunkowo niedawno. On reprezentuje typ myślenia o przyrodzie, o równowadze środowiskowej, przypominający bardziej sowiecki model zawracania biegu rzek niż zrównoważonego podejścia do przyrody.

Drugi kluczowy powód, dla którego ten projekt jest ważny dla Etiopii – on powstał z własnego finansowania, w dużej części ze składek społecznych. To była trochę taka zrzutka jak przy odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie. Tam praktycznie każdy dołożył swoją cegiełkę, mniej lub bardziej dobrowolnie, bo w Etiopii do niedawna była dyktatura. Jest to obiekt narodowej dumy, ważny dla tożsamości współczesnych Etiopczyków, którym brakuje bardzo czegoś, co by jednoczyło wszystkich obywateli pod wspólną flagą.

Cofnijmy się do 2011 roku, gdy ogłoszono rozpoczęcie budowy Tamy Wielkiego Odrodzenia. Czy wybór daty był tutaj znaczący?

Etiopia bardzo dobrze wstrzeliła się w moment, kiedy Egipt był zajęty czymś zupełnie innym. To, że Kair będzie przeciwny tej budowie było ewidentne od początku. Egipt cały czas rości sobie prawa do uprzywilejowanej pozycji w kontekście wykorzystania wód Nilu. Podpiera się przy tym dwoma traktatami [z 1929 i 1956 roku – przyp. red.], sięgającymi czasów kolonialnych, kiedy nie było jeszcze niepodległych państw w regionie, z wyjątkiem Egiptu, Etiopii i później Sudanu. Obecnie w dorzeczu Nilu znajduje się znacznie więcej państw, takich jak Uganda, Tanzania, Kenia, czy Demokratyczna Republika Konga. One dzisiaj też mają swoje potrzeby rozwojowe, też chcą wykorzystywać wody Nilu. Te państwa skrzyknęły się w latach 90. po to, by zmienić zasady gry. Powołały wówczas Nile Basin Initiative (Inicjatywę Basenu Nilu) - organizację stworzoną przez państwa Afryki Subsaharyjskiej, które wcześniej nie miały głosu, które chciały ustalenia nowych, równych zasad podziału wód Nilu.

Kair był oczywiście temu kompletnie przeciwny. Ale potem zaczęła się Arabska Wiosna. Przełom 2010 i 2011 roku to jest moment, kiedy Egipt pogrążony jest w chaosie, znajduje się w kompletnej rozsypce, nie ma zupełnie głowy do polityki zagranicznej. Etiopia wykorzystała ten moment koncertowo. Dzisiaj jest identyczna sytuacja, bo Egipt jest zaangażowany w konflikt w Libii. Niedawno prezydent Abd al-Fattah as-Sisi spotkał się z libijskimi przywódcami plemiennymi, stojącymi po stronie generała Haftara, który jest sojusznikiem Kairu, a parlament zatwierdził egipską interwencję zbrojną. Oczy Egipcjan są teraz zwrócone na Libię. To jest najważniejsza w tym momencie rzecz w regionie. Dla Etiopii jest to moment idealny po to, by wykonać krok dalej w tym przedsięwzięciu.

Konflikt w Libii
Konflikt w Libii
Źródło: PAP

Egipt twierdzi, że tama stanowi dla niego egzystencjalne zagrożenie. Czy obawy Kairu są uzasadnione, czy może egipskie władze nieco wyolbrzymiają problem?

Na pewno wyolbrzymiają. Zresztą obie strony tego sporu są bardzo spięte, bardzo emocjonalnie podchodzą do tematu. Kiedy zaczynają mówić o takich wielkich sprawach, jak historia, jak egzystencja, to właściwie racjonalna rozmowa gdzieś ucieka i zaczyna się powtarzanie haseł, które niewiele tak naprawdę znaczą. Tak jak powtarzane jest cały czas, niczym mantra, że budowa tamy to katastrofa, że Egipt jest na granicy, że całkowicie zależy od wód Nilu, że stoi w obliczu egzystencjalnego zagrożenia. Jeśli chodzi o dostęp do wody pitnej, to rzeczywiście Egipt jest nawet poniżej linii, w której dla każdego jest wystarczająca ilość wody pitnej. Natomiast trzeba pamiętać, że etiopska tama nie ma na celu zatrzymania wody, niewpuszczenia jej dalej. To nie jest tama do nawadniania pól, ta woda nie zostanie przekierowana gdzieś indziej, ona po prostu będzie przez tę zaporę przepływać, a turbiny będą produkowały elektryczność. Tej wody nie będzie mniej. Jedynym okresem, o który teraz toczy się cała rozgrywka, jest proces napełniania zbiornika. Ale znowu, on zdoła pomieścić 74 miliardy sześcienne wody, tymczasem sztuczne Jezioro Nasera powstałe w Egipcie przy Tamie Asuańskiej jest jeszcze większe. Więc jeśli wyobrazimy sobie sytuację, że z jakichś powodów tej wody zaczyna być mniej z powodu budowy w Etiopii, to Egipt może popuszczać wodę z Jeziora Nasera, żeby uzupełnić te braki. Egipcjanom wystarczy tej wody, którą mają. Mowa o katastrofie to jest przesada ze strony Kairu.

Jezioro Nasera
Jezioro Nasera
Źródło: Wikipedia/CC BY-SA 3.0

Jeśli chodzi o elektryczność, to też Egipt w bardzo małym stopniu jest zależny od Nilu. Przy Tamie Asuańskiej są od niedawna ustawione panele słoneczne, które produkują tyle samo elektryczności, co cała Tama Asuańska, a większość prądu zapewniają tam elektrownie gazowe. Nie widzę tutaj zagrożenia egzystencjalnego dla Egiptu.

Tak naprawdę całe napięcie wynika z tego, że nie do końca wiadomo, co stanie się w momencie, jeśli nadejdzie nieprzewidziana susza, kiedy nie padają deszcze, kiedy wody w Nilu robi się rzeczywiście mniej. Czy wtedy Etiopczycy wstrzymają proces napełniania zbiorników, czy będą go kontynuować, co spowoduje uszczuplenie wody, która płynie dalej. W normalnym procesie, w którym wszystkie strony się monitorują, w którym to napełnianie odbywa się tylko w porze deszczowej i tylko w warunkach, kiedy wody z deszczów jest nadmiar, to w takim układzie tama nie stanowi żadnego zagrożenia. To, co widzimy po egipskiej stronie, to jest bardziej emocjonalna reakcja, podszyta uczuciem, że ta wyjątkowa pozycja Egiptu, którą według nich mieli od zawsze w historii, gdzieś się kończy i ich dominująca pozycja w regionie Nilu zostaje im właśnie odbierana.

Czy jest takie poczucie w świadomości Egipcjan, że Nil w jakimś sensie należy do Egiptu? Że są "panami" tej rzeki?

Oczywiście. Możemy się cofnąć do 2010 roku na chwilę przed Arabską Wiosną, kiedy państwa afrykańskie mobilizowały się, żeby ustalić nowe reguły gry w kwestii Nilu. Wtedy jeszcze [były prezydent Egiptu – przyp. red.] Hosni Mubarak na chwilę przed odejściem jeździł do Demokratycznej Republiki Konga, gdzie ładował ogromne pieniądze w projekty rozwojowe i inne formy pomocy po to, by DRK nie przyłączyła się do tej - umownie nazwijmy – antyegipskiej koalicji. To samo z Sudanem Południowym, gdzie do dzisiaj egipskie wpływy są bardzo duże. Egipt starał się bardzo wpływać na państwa afrykańskie, żeby utrzymać status quo. Ale dzisiaj to już po prostu nie jest możliwe.

Delta Nilu
Delta Nilu
Źródło: tvn24.pl

A jak to wszystko wygląda w świetle prawa międzynarodowego?

Jeśli mówimy dzisiaj o tych spornych punktach, to oprócz tego, jak będzie wyglądała sytuacja w czasie suszy, drugą kwestią jest mechanizm rozwiązywania sporów, jeśli takie się pojawią. Wiąże się on z ramami prawa międzynarodowego, jakie by miały być tutaj zastosowane.

Egipt naciska na to, by porozumienie, o które w bólach toczą się rozmowy, nie było jedynie – jak chce Addis Abeba – technicznym, jednorazowym porozumieniem między Egiptem, Sudanem a Etiopią w sprawie napełnienia zbiornika. Kair chce, by było ono traktatem międzynarodowym, by tworzyło całą architekturę prawnomiędzynarodową, która określi szczegółowo zasady wykorzystania Nilu. Etiopczycy z kolei widzą to jako próbę przepchnięcia kolanem po raz kolejny dotychczasowych przywilejów Egiptu. Nie do końca więc jest tutaj zgodność, co chcemy osiągnąć.

Do kogo należy Nil?
Do kogo należy Nil?
Źródło: tvn24.pl

Stronami dotychczasowej umowy z 1959 roku były Wielka Brytania, Egipt i Sudan. Etiopia została kompletnie pominięta w tym traktacie, tak jakby nie istniała. W związku z tym, w owym podziale wód do wykorzystania, określonych kwotowo, Etiopii w ogóle nie ma. Jednocześnie Egipt otrzymał wówczas prawo weta dla projektów hydrotechnicznych w górnym biegu Nilu, w koloniach brytyjskich i francuskich położnych wyżej, jak Uganda czy Tanzania. Dziś Addis Abeba nie czuje się w żaden sposób związana tym traktatem. Wręcz przeciwnie, uważa go za przeżytek kolonialnego porządku i to jest dla niej wielki dyshonor, że w ogóle się mówi o tym traktacie jako o obowiązującej ramie prawnej. W Etiopii to jest obraza, coś nie do pomyślenia.

Wobec tego niewątpliwie jakieś ramy prawnomiędzynarodowe są potrzebne, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie klimatyczne czy środowiskowe wokół Nilu. Te rozmowy trwają już bardzo długo i tak naprawdę sprawy techniczne zostały dogadane już dawno temu i nikt o nie się nie spiera. Ponad 90 procent kwestii zostało już dawno ustalonych. Podsumowując - to, co pozostaje na stole to: jak będzie wyglądała sytuacja w przypadku suszy, jakie ramy prawnomiędzynarodowe temu wszystkiemu nadać i jak będą rozwiązywane ewentualne spory.

W jakich dokładnie kwestiach udało się dojść do porozumienia?

Właściwie co do całej technicznej strony zapełniania zbiornika i później współpracy przy monitorowaniu i wykorzystaniu tamy. Techniczna współpraca funkcjonuje tam już od paru lat. W ostatnich miesiącach rozmowy dotyczyły już raczej wspomnianych kwestii emocjonalnych. Do tej pory Stany Zjednoczone były gospodarzem rozmów, ale Etiopia uznaje USA za sprzyjające Egiptowi, więc zerwała negocjacje. Potem ONZ jeszcze próbowała to odnowić, a teraz rolę mediatora przejmuje Unia Afrykańska. We wtorek 21 lipca odbył się mini szczyt Unii Afrykańskiej, która zbliżył stanowiska w ostatnich kwestiach spornych.

W tych wcześniejszych, amerykańskich negocjacjach, gospodarze nie przedstawiali własnych rozwiązań, tylko pośredniczyli między rozmowami. Tutaj mają być położone na stół propozycje, kilka scenariuszy konkretnych rozwiązań, pod którymi wystarczy się podpisać. Myślę, że jest duża szansa na to, że uda się to jednak domknąć, bo jest to w interesie wszystkich. Ta budowa jest tak gigantyczna, pochłonęła tyle kosztów i tyle energii, że nikt sobie nie wyobraża, by to miało po prostu bezczynnie stać. Z drugiej strony, jeśli współpraca między Kairem, Addis Abebą oraz Chartumem będzie się dobrze układać, to każda ze stron na tym zyska. Porozumienie prędzej czy później zostanie osiągnięte. Tylko teraz mamy ten nerwowy moment, kiedy jest krótka w Etiopii pora deszczowa. Gdyby ją przegapić, trzeba by czekać znowu cały rok z napełnieniem zbiornika. A jeśli już raz Etiopczycy dadzą się wybić z roli tego, który rozdaje karty, który działa metodą faktów dokonanych, to później będzie łatwiej wymuszać na nich kolejne ustępstwa.

Jakie są interesy i stanowisko Sudanu w tym sporze?

Sudan generalnie stał przez ostatnie lata bardzo wyraźnie po stronie Etiopii, co było dużym zdziwieniem dla Egiptu. Kairowi wydawało się, że jest to ich naturalny partner, taki kraj koalicji arabskiej, a okazuje się, że wcale nie.

Chartum oczekuje, że ta tama będzie dla niego korzystna, bo nadwyżki energii, które będą tam produkowane będą zasilały w prąd niektóre części tego kraju. Z drugiej strony Sudan ma własne tamy na Nilu, jedna z nich położona jest bardzo blisko Etiopii. Tak więc bezpośrednio po tamie etiopskiej pierwszą najbliższą jest zapora sudańska na Błękitnym Nilu. Sudan obawia się tego, że w etiopskiej tamie mogłoby się coś zadziać, dojść do katastrofy, jeśli Etiopia będzie działała sama sobie, bez porozumienia, bez zwracania uwagi na to, co jest poniżej.

Tama Wielkiego Odrodzenia na Nilu
Tama Wielkiego Odrodzenia na Nilu
Źródło: Salini Impregilo

Sudanowi zależy najbardziej, by to wszystko odbyło się w sposób cywilizowany i dogadany. W czasie rozmów w Stanach Zjednoczonych, które prowadzono kilka miesięcy temu, amerykańscy dyplomaci mówili, że Sudan to jedyny dorosły w tym towarzystwie, że jest to ta strona rozmów, która podchodzi do sprawy najbardziej odpowiedzialnie. Z drugiej strony Sudan jest najbardziej zagrożony katastrofą budowlaną, gdyby coś się stało na Wielkiej Tamie. Ona jest położona na wyżynie przy samej granicy z Sudanem, więc gdyby woda runęła, zalałaby dużą część ludności tego kraju w sposób zupełnie niekontrolowany. Zresztą były też obawy o to, że po napełnieniu całego zbiornika w Sudanie mogłoby dojść do naruszenia stabilności sejsmicznej i wywołania trzęsień ziemi. Ze wszystkich stron sporu Chartum jest też najbardziej zainteresowany tym, jakie przyrodnicze skutki będzie miała etiopska tama.

Niewątpliwie więc dla Sudańczyków współudział w negocjacjach jest bardzo ważny.

Tama Wielkiego Odrodzenia znajduje się 30 kilometrów od granicy z Sudanem
Tama Wielkiego Odrodzenia znajduje się 30 kilometrów od granicy z Sudanem

Czy budowa na Nilu tak ogromnej zapory będzie nieść za sobą negatywne skutki dla środowiska?  

Etiopska inwestycja będzie wpływała na równowagę przyrodniczą. Tama w Asuanie właściwie wybiła życie z Nilu w Egipcie. Ilość gatunków ryb, które można spotkać w tym kraju została ograniczona. Skończyły się wylewy Nilu. Od starożytności, co roku muł wylewał się w porze deszczowej, użyźniając pola i pozwalając prowadzić rolnictwo. Od czasu budowy tamy w Asuanie to się skończyło. Teraz to jest po prostu kontrolowany, uregulowany ciek wodny, tej wody jest tam zawsze tyle samo. Skończył się ten naturalny cykl, więc przyrodniczo to miało katastrofalne skutki.

Zdjęcie satelitarne Tamy Wielkiego Odrodzenia
Zdjęcie satelitarne Tamy Wielkiego Odrodzenia

Czy Afryce grozi "wojna o wodę"?

Już Ryszard Kapuściński mówił o tym, że wojny dwudziestego pierwszego wieku będą się toczyć o wodę. Więc jak najbardziej jest to uważnie śledzone przez społeczność międzynarodową. Tylko, że zmiany klimatu są czymś, co nie dzieje się w sposób dokładnie możliwy do przewidzenia. Oznaczają nie tylko większą suszę, ale też większe anomalie, więc równie dobrze mogą oznaczać w jakiejś perspektywie większe opady, czyli większe powodzie. Zresztą plaga szarańczy, która przetoczyła się w ostatnim czasie przez Afrykę Wschodnią, wzięła się z tego, że było dużo więcej opadów niż zwykle i to tworzyło szarańczom idealne warunki do rozmnażania się. Zmiany klimatu są tutaj bardzo ważne, ale to jest trochę wróżenie z fusów. To jest taki mechanizm naczyń połączonych, w którym nie można być do końca niczego pewnym. Ale oczywiście można powiedzieć, że rzeczywistość zmian klimatycznych i niepewność, jaka się z nimi wiąże, podkręca ten spór. W końcu niby możemy się na wszystko umówić, ale nie wiemy, jaka będzie pogoda za kilka lat.

Walka o wodę w Afryce
Walka o wodę w Afryce
Źródło: PAP/Reuters

Na ile realne jest ryzyko, że w przypadku braku porozumienia, w tym najgorszym scenariuszu, spór o tamę przerodzi się w konflikt zbrojny?

Nie widzę takiego ryzyka. Słuchając analityków z regionu czy rozmów decydentów, to nie jest na poważnie traktowana opcja. Przez cały czas trwania tego sporu, właściwie przez całą ostatnią dekadę w Egipcie co jakiś czas ktoś w telewizji występuje i mówi: szykujemy się do wojny. Jednak w tym momencie cała militarna energia Egiptu jest skierowana – nie licząc Synaju – w stronę Libii. To zagrożenie - nawet jeśliby ono teoretycznie było - teraz jest najmniejsze, jakie możemy sobie wyobrazić, bo Egipt raczej dwóch wojen na raz nie będzie prowadzić.

Jeśli rozważamy konflikt zbrojny, to jak on mógłby wyglądać?

Te kraje ze sobą nie graniczą, więc musiałaby to być akcja lotnictwa egipskiego, które by tę tamę zbombardowało. Trzeba by to zrobić od którejś ze stron – albo przez Sudan, albo przez Erytreę. W Erytrei premier Etiopii był w miniony weekend. Po latach wrogości relacje między tymi krajami są obecnie bardzo bliskie. Te kraje się pojednały i ich przywódcy są teraz najlepszymi przyjaciółmi w regionie. Nie wyobrażam sobie, by Erytrea miała przepuścić taką egipską akcję przez swoją stronę. Sudan tak samo. Ten kraj ma wobec Etiopii dług wdzięczności za zeszłoroczną interwencję dyplomatyczną, która utorowała drogę do przemian politycznych w Sudanie, zresztą wbrew interesom Egiptu. Sudan by na tym bezpośrednio stracił, bo liczy na prąd produkowany w Etiopii, a zniszczenie tamy – po częściowym napełnieniu zbiornika – oznaczałoby falę powodziową na jego terytorium.

Z drugiej strony to byłaby trudna technicznie akcja, bo tama znajduje się wysoko w górach. Etiopczycy przez ostatnie lata też się na to przygotowywali, umieszczając w okolicy instalacje obrony przeciwlotniczej, w tym sprzęt przeciwlotniczy z Rosji. Nawet jeśli by do czegoś takiego doszło, to Etiopczycy w odwecie mogliby zbombardować tamę w Asuanie, która zresztą trzeszczy, nie jest nowa, ma pęknięcia, jest dosyć słaba. I byłoby to technicznie dużo prostsze niż akcja w drugą stronę. Można by przelecieć nad samym Nilem przez Sudan na niskiej wysokości, kilkudziesięciu metrów, i tylko spuścić bombę na samej granicy z Egiptem. Można by to wręcz zrobić w sposób niezauważony, niepostrzeżenie. Wydaje mi się, że Egipcjanie są tego świadomi. To by było dla nich naprawdę niszczące i nie mogliby sobie na takie ryzyko pozwolić.

Wiadomo, że głównymi stronami negocjacji są Etiopia, Egipt oraz Sudan, który pełni w jakimś sensie rolę języczka u wagi. Czy pozostałe osiem państw, przez które przepływa Nil, mają w tym sporze coś do powiedzenia? Czy ich głos jest w ogóle brany pod uwagę?

Te państwa obserwują cały proces bardzo uważnie i same planują własne przedsięwzięcia. W Ugandzie chińskie konsorcjum podpisało umowę na budowę elektrowni w Agayo na Białym Nilu, w Tanzanii też się już mówi o własnej "wielkiej tamie", choć akurat nie na Nilu, a na rzece Rufiji. W regionie są też plany wykorzystania energetyki atomowej. Państwa, które się szybko rozwijają, są świadome tego, że ich potrzeby rozwojowe i cywilizacyjne są bardzo ważne i będą wykorzystywały wszelkie środki do tego, żeby u siebie tę elektryczność czy rolnictwo rozwijać. One czekają z dużym napięciem na to, czy Etiopia wyjdzie z tego sporu zwycięsko, bo jeśli tak, to będzie dla nich zielone światło, żeby pójść jej śladem.

Dorzecze Nilu
Dorzecze Nilu
Źródło: tvn24.pl

Nominalnie państwa takie jak Tanzania czy Kenia są też w dorzeczu Nilu, ale jeżeli popatrzymy sobie na proporcję wody, która później tym Nilem płynie i dopływa do Egiptu, to tylko etiopska tama ma fundamentalne znaczenie. Z tego dopływu pochodzi ponad 80 procent wody nilowej. Te pozostałe, w Tanzanii, w Kongu i innych państwach, to są drobne cieczki wodne, które później się łączą z innymi, one nie mają - z punku widzenia na przykład Egiptu - większego znaczenia. To nie jest żadne zagrożenie, że gdzieś tam na jakimś malutkim dopływie coś ktoś sobie zbuduje.

Te pozostałe państwa przede wszystkim mają dużo wody z deszczów, mają inne rzeki, mają inne możliwości niż tylko podczepienie się pod dopływy Nilu. Dla nich ewentualne porozumienie między Egiptem, Etiopią i Sudanem będzie ważne bardziej jako sygnał zmiany dotychczasowego status quo i ustalenia nowych zasad, bardziej równościowych. To jest też kwestią dumy narodowej tych państw, ich tożsamości, zerwania z przeszłością, decydowania o samym sobie.

Dzisiaj nie widać tych państw jako stron tego sporu, nie zasiadają przy stołach negocjacyjnych, ale jak najbardziej uważnie to wszystko śledzą. I jeżeli Etiopii uda się tę inicjatywę z sukcesem przeprowadzić, to będzie sygnał w regionie, żeby próbować iść w jej ślady.

Czytaj także: