Zamienili się na role ze szwaczkami. Eksperyment, który kosztował wiele łez

Inny punkt widzenia
Inny punkt widzenia
tvn24
Inny punkt widzeniatvn24

Pomysł był prosty: popularni norwescy blogerzy modowi jadą do Kambodży i wcielają się w role tamtejszych szwaczek. Nastolatkowie myśleli, że jadą na egzotyczne wakacje. Okazało się, że czeka na nich mordercza praca za głodową pensję. Zgodnie przyznają, że tę podróż będą pamiętać do końca życia. Materiał "Polski i Świata".

Anniken, Frida i Ludvig na co dzień prowadzą w Norwegii znane i lubiane blogi modowe. Ich popularność postanowił wykorzystać dziennik "Aftenposten", który wysłał nastolatków do Azji. Mieli tam żyć i pracować jak tamtejsze szwaczki.

13 godzin nad maszyną

To, co spotkało ich na miejscu, przerosło najśmielsze oczekiwania. Czekała na nich praca ponad ludzkie siły, wielogodzinna, monotonna, bez przerwy na jedzenie, czy nawet picie. Kilkanaście godzin przed maszyną w dusznej fabryce złamało całą trójkę.

- Jedna dziewczyna powiedziała nam, że od 14 lat szyje ten sam jeden szew. To jest praca? - pytała blogerka modowa Anniken Jorgensen.

Wtórował jej kolega Ludvig Hambro. - To niesprawiedliwe, że ktoś siedzi przez 12 godzin i ciągle szyje, dopóki nie padnie z odwodnienia i głodu. Brak mi na to słów - powiedział Ludvig Hambro, bloger.

"Mama umarła z głodu"

Blogerami najbardziej wstrząsnęły historie szwaczek. Jedna z nich opowiadała, że od zawsze marzyła, żeby się uczyć, ale jej rodzina była zbyt biedna, dlatego dziewczyna od najmłodszych lat pracuje w szwalni.

Historię innej wspominała Anniken. - Dziewczyna, która ma 19 lat, mówi mi, że jej mama umarła z głodu. Co to za życie... - powiedziała wyraźnie wstrząśnięta, płacząc.

Szwaczki w Kambodży pracują po 13 godzin dziennie, nawet 7 dni w tygodniu za 100 dolarów pensji. Wypłata ledwie starcza na jedzenie i miejsce do spania. - Często to nie są mieszkania, często szwaczki mają jakąś klitkę gdzieś na dachu - wyjaśniła Anna Skóra, blogerka modowa.

1 proc. ceny dla szwaczki, 99 proc. dla koncernu

Maria Huma z Clean Clother Polska wyliczyła, że do szwacza, który uszył naszą koszulkę, trafia średnio 1 proc. ceny, którą zapłaciliśmy w sklepie. Huma przestrzega jednak, by w proteście nie przestać kupować odzieży produkowanej w Azji. Możemy sprawić, że ktoś straci jedyną pracę, jaką ma.

Blogerzy po kambodżańskiej podróży wiedzą jedno: ich zadaniem jest teraz mówić głośno o tym, w jakich warunkach powstają nasze ubrania. - Musimy sprawić, by innym zaczęło zależeć - podkreśliła Anniken.

Autor: pk\mtom / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: Aftenosten