Choć to formalność, to w brytyjskim systemie konstytucyjnym nie może jej zabraknąć. Monarchini rozwiąże dziś, na prośbę premiera, parlament, dając tym samym znak, że wybory na Wyspach już blisko.
Do tej pory brytyjski monarcha mógł rozwiązać parlament bez zgody premiera, kiedy minęła jego pełna kadencja, ale od 2011 r. obowiązuje ustawa, która "na sztywno" ustaliła datę kolejnej elekcji na 7 maja. Fixed-Term Parliaments Act był częścią umowy między konserwatystami a liberałami i miał scementować rządzącą koalicję.
Mimo to ceremoniałowi głęboko zakorzenionemu w brytyjskim konstytucjonalizmie musi się stać zadość. Dlatego też premier David Cameron uda się w poniedziałek do Pałacu Buckingham, by prosić królową Elżbietę II o rozwiązanie parlamentu. Ta, jako suweren, ma do tego wyłączne prawo.
Gdy monarchini podpisze odpowiednie dokumenty, członkowie Izby Gmin przestaną nimi być, choć jeszcze przez kilka dni będą mieli dostęp do swoich biur w budynku parlamentu, a pensję będą pobierali aż do wyborów. Od tej pory jednak będą zwykłymi obywatelami ubiegającymi się, jeśli zechcą, o ponowny mandat.
Rozwiązanie parlamentu nie wpływa na pracę rządu, który nadal będzie wykonywał swoje obowiązki, aż do wyłonienia nowego gabinetu.
Wybory zaplanowano na 7 maja, a pierwsze posiedzenie na 18 maja. 27 maja królowa zaprezentuje w parlamencie program swojego nowego rządu. Czy na jego czele będzie stał ponownie David Cameron, 12 już szef rządu podczas panowania Elżbiety II (pierwszym był Winston Churchill)? Sondaże dają konserwatyście taką szansę.
Autor: mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ENEX