Europa ma niewielką szansę, by przekonać Donalda Trumpa, że jest jego cennym partnerem - ocenia BBC, pisząc o nieformalnym poniedziałkowym szczycie przywódców w Paryżu. Według francuskiego dziennika "Le Monde", europejscy liderzy podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa "mieli wrażenie, że przeżyli trzy dni, które wstrząsnęły światem" opartym dotąd na trwałych relacjach transatlantyckich.
Podczas poniedziałkowego paryskiego spotkania europejscy przywódcy zaczną rozmowy w sprawie dwóch kluczowych żądań prezydenta USA Donalda Trumpa: by Europa więcej wydawała na własne bezpieczeństwo i by po zawieszeniu broni w Ukrainie wysłała tam swoje siły.
CZYTAJ też: Przebieg Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. "To nie było tylko nasze zaskoczenie"
Ważniejsza kwestia
Europejscy przywódcy nalegają na bezpośredni udział Ukrainy w rozmowach pokojowych i wyrażają pogląd, że żadne decyzje w sprawie Ukrainy nie powinny być podejmowane bez niej. Jednak zdaniem BBC w Paryżu pojawi się jeszcze ważniejsza kwestia, związana z "przerażającym, ale nie nieoczekiwanym" uświadomieniem sobie, że "administracja Trumpa nie traktuje priorytetowo ani stosunków z partnerami w Europie, ani ich obrony".
Od czasów II wojny światowej Europa polegała na zapewnianym przez USA parasolu bezpieczeństwa - przypomina portal. Obecnie istnieje obawa, że w zależności od tego, jak bardzo rozmowy z USA ośmielą Putina, architektura bezpieczeństwa kontynentu może się zmienić. Putin jest przeciwny rozszerzaniu się NATO na wschód, a kraje bałtyckie oraz Polska czują się szczególnie narażone - czytamy.
W poniedziałkowym szczycie wezmą udział Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Polska, Hiszpania i Dania (reprezentująca kraje bałtyckie i nordyckie) oraz przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa i sekretarz generalny NATO Mark Rutte. Zdaniem BBC nawet w tym gronie podjęcie decyzji o konkretnym zwiększeniu nakładów na obronność będzie trudne. Polska planuje wydać na te cele w bieżącym roku 4,47 proc. PKB, a Wielka Brytania stara się osiągnąć pułap 2,5 proc. Liderzy mogą jednak - czytamy - zobowiązać się m.in. do lepszej koordynacji oraz podjąć się realizacji większości powojennej odbudowy Ukrainy.
Ważną kwestią w Paryżu będzie też wysłanie do Ukrainy sił wojskowych, które miałyby stacjonować raczej na zapleczu linii ewentualnego zawieszenia broni niż na niej. Siły te miałyby wzmacniać przekonanie, że Ukraina nie została pozostawiona sama sobie i zademonstrować USA, że Europa "wypełnia swoją część zobowiązania" na rzecz obrony kontynentu. Mogą też stanowić ostrzeżenie dla Moskwy, że jeśli złamie ewentualne zawieszenie broni, nie będzie miała do czynienia tylko z Kijowem.
Bez mocnych kart
Nie wiadomo, jak liczne miałyby być siły wysłane przez poszczególne europejskie państwa, jak długo miałyby stacjonować w Ukrainie i kto miałby nimi dowodzić. Niejasna jest też rola, jaką miałyby pełnić: czy gdyby Rosja złamała zawieszenie broni, europejscy żołnierze staliby się stroną w wojnie z Rosją i czy USA wówczas by ich wsparły. Europa chciałaby od USA gwarancji bezpieczeństwa, ale wcale nie musi ich uzyskać - ocenia BBC.
Zdaniem Julianne Smith, byłej ambasadorki USA przy NATO, paryskie spotkanie nie da europejskim liderom wystarczająco mocnych kart, by mogli domagać się udziału w negocjacjach o przyszłości Ukrainy.
Jednak jeżeli USA postanowią odwrócić się od Ukrainy i Europy w sensie szeroko pojętego bezpieczeństwa, państwa europejskie i tak będą musiały znacząco zwiększyć wysiłki na obronność, "bo nawet jeśli Trump nie zwraca na to uwagi, to z pewnością robi to Władimir Putin" - pisze BBC.
"Europie i Ukrainie kończy się czas"
Jeżeli Europa chce mieć coś do powiedzenia w negocjacjach dotyczących pokoju na Ukrainie, to jej liderzy muszą się pospieszyć - ostrzegają z kolei austriackie media. Europejscy liderzy szukają sposobu, by nie być pominiętymi, ale zarówno Europie, jak i Ukrainie kończy się czas - oceniają w poniedziałkowych publikacjach.
Dziennik "Die Presse" zwraca uwagę, że nagłe przyspieszenie działań amerykańskiej administracji sprawia, że jeśli Europa chce mieć coś do powiedzenia w sprawie Ukrainy, musi zaznaczyć swoją obecność.
Gazeta pisze, że w wyjątkowej sytuacji znalazła się tkwiąca w politycznym kryzysie Austria. Z powodu przedłużającego się braku koalicji rządowej po wrześniowych wyborach parlamentarnych Wiedeń jest reprezentowany na arenie międzynarodowej przez Alexandra Schallenberga, który łączy funkcje tymczasowego kanclerza i ministra spraw zagranicznych, ale nie jest upoważniony do kreowania polityki zagranicznej.
Według telewizji ORF wiele pytań rodzi zachowanie Francji, która próbuje przejąć inicjatywę w obliczu rezultatów monachijskiej konferencji. Na portalu stacji analitycy zastanawiają się jednak, dlaczego o poniedziałkowym spotkaniu europejskich przywódców w Paryżu, zwołanym w odpowiedzi na to wydarzenie, zamiast szefa francuskiej dyplomacji poinformował polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
ORF podkreśla również, że w niedzielę do późnych godzin wieczornych nie było jasne, czy na pilne spotkanie do stolicy Francji w ogóle zostanie zaproszony prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
"Le Monde": jesteśmy na samym początku
"Historia przyspieszyła" w relacjach między USA i Europą, a europejscy liderzy podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa "mieli wrażenie, że przeżyli trzy dni, które wstrząsnęły światem" opartym dotąd na trwałych relacjach transatlantyckich - ocenia z kolei francuski dziennik "Le Monde". Pisze, że te relacje, "filar systemu międzynarodowego od II wojny światowej", doznały "głębokiego pęknięcia".
"Jak zapewnić obronę Europie, gdy ma się mało środków, bo nie dostrzegliśmy poważnej tendencji zmniejszania od dekady zaangażowania amerykańskiego? Jak opłakiwać koniec ochrony Stanów Zjednoczonych, gdy Europa nie jest gotowa do przejęcia odpowiedzialności, a zagrożenie ze strony Rosji nie zostało wykluczone?" - zastanawia się gazeta.
W jej ocenie "ta perspektywa, której nie można już uniknąć, w obliczu brutalności ekipy (prezydenta USA Donalda) Trumpa, jest dla Europy potencjalnie niszczycielska". "Istnieje ogromna pokusa wśród krajów wystawionych na zagrożenie, by raczej umizgiwać się do Donalda Trumpa w celu utrzymania oddziałów amerykańskich (na ich terytorium) niż angażować się w zryw całej Europy" - zauważa "Le Monde".
Dziennik wspomina o kwestionariuszu przedstawionym przez USA krajom europejskim; jak wcześniej informowały media brytyjskie, Waszyngton zwrócił się do nich o dostarczenie informacji na temat broni, oddziałów pokojowych i ustaleń dotyczących bezpieczeństwa, które mogą zapewnić Ukrainie. "Le Monde" podkreśla, że takie hipotetyczne wysłanie sił nadzorujących ewentualny rozejm budzi wiele pytań - o liczebność sił, zarządzanie nimi, reakcję na ewentualny atak, rolę NATO, a także sprzęt, jaki zapewnić mogą tylko Stany Zjednoczone.
CZYTAJ WIĘCEJ: Waszyngton wysłał ankietę. Wiadomo, o co pyta Europejczyków
"Jest zbyt wcześnie, by te kwestie rozwiązać, dyplomaci mówią, że 'jesteśmy na samym początku'. Niemniej w bólach rodzi się dynamika przezbrojenia Europy" – podsumowuje dziennik.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: NATO