Wioska położona wysoko w alpejskich lasach to idealne miejsce do przetrzymywania zakładnika, ale czy przebywająca tam przez tydzień modelka Chloe Ayling naprawdę została uprowadzona? Pojawiają się kolejne wątpliwości. Brytyjski portal iNews dotarł do mieszkańców Borgiallo, którzy widzieli rzekomego porywacza Łukasza H. samego, ale także razem z kobietą. Zdaniem niektórych, zachowywali się jak para.
Zamieszkiwane przez niespełna 500 osób Borgiallo leży w odległości 40 kilometrów od Turynu. To tutaj Polak Łukasz H. wynajął od Włocha Cesarego Pratiego dom na 20 dni za 300 euro. W tym domu rzekomo przez tydzień przetrzymywał uprowadzoną brytyjską modelkę, do czego miał się przyznać śledczym.
- Cała ta sprawa wygląda dziwnie. Słyszałem od przyjaciół, że ona [Chloe Ayling - red.] kręciła się po wsi. Co to za porwanie? - powiedział Prati w rozmowie z iNews.
Stwierdził także, że w mieście Viu, dokąd Polak zabrał modelkę do sklepu obuwniczego, jest pełno policji i karabinierów. Nie rozumie więc - mówił - dlaczego nie udało jej się nikogo zaalarmować.
"W niedzielę przyszli razem. Sądziłam, że są parą"
iNews napisał, że prowadząca śledztwo w sprawie porwania policja przepytywała ostatnio mieszkańców Borgiallo. Zwrócił przy tym uwagę, że w małej wsi obcokrajowcy od razu rzucają się w oczy; tak też było z Polakiem i Brytyjką.
44-letnia Emma Corgiat Loia, która prowadzi sklep w Viu, powiedziała portalowi, że Polak był u niej trzy-cztery razy zrobić zakupy. - W niedzielę przyszli razem. Sądziłam, że są parą - zauważyła. Jej syn, 21-letni Gianluigi Costa, zapamiętał, że Ayling miała na sobie długi podkoszulek i niepilnowana stała przed sklepem, kiedy Łukasz H. robił zakupy.
Właścicielka pizzerii w Viu Agatha Corso opowiedziała z kolei, że H. był u niej częstym gościem. Każdego wieczora pojawiał się sam i brał pizzę na wynos, czasem jadł na tarasie. Trwało to - zdaniem kobiety - tydzień lub dłużej.
Słowa mieszkańców przeczą zeznaniom Ayling, która mówiła policji, że nigdy nie została sama i wciąż była pilnowana.
Nieścisłości w zeznaniach
Już wcześniej zauważono, że w zeznaniach Ayling jest sporo nieścisłości.
Przede wszystkim okazało się, że modelka znała Polaka wcześniej, choć policji powiedziała co innego. Miała spotkać go w czasie podróży biznesowej do Paryża w kwietniu 2017 roku.
Według transkrypcji przesłuchania - do której dotarł włoski dziennik "La Repubblica" - Ayling na dzień przed uwolnieniem pojechała ze swoim porywaczem na zakupy. Rozpoznał ich właściciel sklepu obuwniczego w Viu. Dociskana przez detektywów, miała zacząć płakać i w końcu przyznać się, że była tam z Łukaszem H. Twierdziła, że w czasie porwania straciła buty i potrzebowała nowych.
Policja pytała także Brytyjkę, czy uprawiała seks z porywaczem, bo na jej łóżku znaleziono ślady spermy. Kategorycznie zaprzeczyła, ale powiedziała, że Polak masturbował się, kiedy oglądał ją biorącą prysznic.
Happy Valentines Shot by @littlefairphotography_ Hair & Makeup @makeupbyashleyuk Top @balr
Post udostępniony przez Chloe Ayling (@chloeayling) 14 Lut, 2017 o 8:08 PST
Rzekome porwanie
Kilka dni temu światowe media obiegła informacja, że trzydziestoletni Polak uprowadził 20-letnią angielską modelkę. Miał ją zwabić do Mediolanu ofertą reklamowej sesji zdjęciowej, po czym zażądać 300 tysięcy dolarów okupu, grożąc, że wystawi ją na aukcji internetowej.
Łukasz H. miał uprowadzić modelkę 10 lipca i przetrzymywać kobietę przez siedem dni w chacie na górskim pustkowiu niedaleko Turynu, dokąd miał zawieźć ją, związaną, w bagażniku samochodu. Przez ten czas próbował przeprowadzić w internecie licytację, zamieszczając zdjęcie modelki jako obiektu seksualnego.
Niespodziewanie porywacz uwolnił swą ofiarę i odwiózł ją do konsulatu brytyjskiego w Mediolanie, gdzie oddał się w ręce policji. Biegły psycholog uznał to za "niezwykłe zachowanie".
Autor: pk//rzw / Źródło: iNews, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Instagram / Chloe Ayling