W ubiegłą środę Chiny zagłosowały w Organizacji Narodów Zjednoczonych za rezolucją, w której Rosja określona została jako agresor. Chodziło tu o rezolucję Zgromadzenia Ogólnego, która dotyczy współpracy między ONZ i Radą Europy. Analitycy zwracają uwagę, że ruch Chin nie stanowi przełomu w relacjach Państwa Środka z Rosją.
"Za" przyjęciem rezolucji, w której Rosja określona została jako agresor, zagłosowały 122 kraje, a od głosu wstrzymało się 18 państw. Przeciwko rezolucji głosowali przedstawiciele Rosji, Białorusi, Nikaragui, Syrii oraz Korei Północnej.
Hanna Shen, korespondentka polskich mediów na Tajwanie, komentując te wydarzenia, zauważyła, że zanim obyło się głosowanie za całością rezolucji, wcześniej głosowano nad przyjęciem treści jednego paragrafu, w którym wspomniano o "bezprecedensowych wyzwaniach stojących obecnie przed Europą po agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, a wcześniej przeciwko Gruzji".
W punkcie tym wezwano do "zacieśnienia współpracy między Organizacją Narodów Zjednoczonych i Radą Europy, zwłaszcza w celu szybkiego przywrócenia i utrzymania pokoju i bezpieczeństwa opartego na poszanowaniu suwerenności, integralności terytorialnej i niezawisłości politycznej jakiegokolwiek państwa, zapewnienia przestrzegania praw człowieka i międzynarodowego prawa humanitarnego w czasie działań wojennych, udzielania zadośćuczynienia ofiarom i postawienia przed sądem wszystkich odpowiedzialnych za naruszenia prawa międzynarodowego".
Shen przekazała, że w głosowaniu nad tym paragrafem Chiny wstrzymały się od głosu, co - jak napisała - "było na rękę Moskwie". Paragraf ostatecznie został przegłosowany, co utorowało drogę do głosowania nad całą treścią rezolucji.
>> Rada Bezpieczeństwa Narodowego USA: partnerstwo Rosji i Chin to małżeństwo z rozsądku, nie sojusz
Komentując głosowanie Chin "za" całością rezolucji, korespondentka zauważyła, że po "kompromitującej wypowiedzi ambasadora Chin w Paryżu, Pekin chce naprawić relacje ze Starym Kontynentem". "A więc nie przełom a priorytety. Dla Pekinu w tej chwili ważniejsze jest odciągnięcie Europy od USA" - podsumowała.
Shen przypomniała we wpisie wypowiedz Lu Shaye'a, ambasadora Chin w Paryżu, który w wywiadzie dla francuskiej telewizji LCI, pytany o stanowisko wobec anektowanego przez Rosję ukraińskiego Krymu, stwierdził, że "zależy, jak patrzeć na to zagadnienie" i że "nie jest to takie proste". Shaye stwierdził, że półwysep "początkowo był rosyjski". - Według prawa międzynarodowego nawet kraje byłego ZSRR nie mają czynnego statusu, bo nie ma międzynarodowej umowy, która by potwierdzała ich status jako suwerennych państw - dodał.
Słowa chińskiego ambasadora skrytykowały ministerstwa spraw zagranicznych Litwy, Łotwy i Estonii, a także Czech.
Z kolei Tomasz Bortkiewicz, politolog i analityk chińskiej polityki zagranicznej, zwrócił uwagę, że w dziesięciostronicowym dokumencie rosyjska agresja jest wspomniana jedynie w jednym paragrafie. Zauważył przy tym, że więcej miejsca w rezolucji poświęcono pandemii COVID-19.
"Głosowanie dotyczyło całego dokumentu, w związku z tym uważam, że nie odgrywa żadnego znaczenia w relacjach Chiny-Rosja" - napisał.
Źródło: tvn24.pl