Wraca sprawa byłego króla Belgów Alberta II, któremu brukselski sąd nakazał wykonanie testów DNA potwierdzających lub wykluczających ojcostwo 50-letniej Delphine Boel. We wtorek były król złożył próbkę swojego DNA, aby uniknąć naliczania kary zarządzonej przez sąd.
Delphine Boel, belgijska artystka, która przyszła na świat w 1968 roku, twierdzi, że jest owocem wieloletniego romansu (1966-1984) żonatego już wtedy księcia Alberta z baronową Sybillą de Selys Longchamps, małżonką bogatego przemysłowca Jacques'a Boela. Związek małżeński Alberta z włoską arystokratką Paolą przechodzić miał wówczas kryzys. Zdaniem biografów belgijskiej rodziny królewskiej ówczesny król Baldwin, praktykujący katolik, wymógł na swoim bracie Albercie utrzymanie w tajemnicy zarówno romansu, jak i nieślubnej córki. Boel twierdzi, że w przypadku rozwodu z Paolą jej ojcu groziła konieczność zrzeczenia się praw do tronu, który objął w końcu w 1993 roku, by abdykować 20 lat później. Sprawa została ujawniona dopiero w 1999 roku w nieautoryzowanej biografii królowej Paoli. Choć od tego czasu król przyznał, że jego małżeństwo w latach 60. i 70. przeżywało kłopoty, to nigdy nie uznał córki ani nie pokazał się z nią publicznie.
Proces o uznanie ojcostwa
Od lat na wniosek Delphine Boel prowadzone jest postępowanie sądowe w sprawie ustalenia ojcostwa. W lutym brukselski sąd nakazał Albertowi dostarczenie próbki własnego DNA w ciągu trzech miesięcy. W maju sąd apelacyjny uznał, że jeśli były monarcha tego nie zrobi, będzie naliczana kara pięciu tysięcy euro za każdy dzień zwłoki. 84-letni były monarcha, który twierdzi, że nie jest ojcem Boel, we wtorek dostarczył więc próbkę własnej śliny. Sądowy wyrok w sporze o ojcostwo oczekiwany jest nie wcześniej niż pod koniec roku.
Autor: akw\mtom / Źródło: PAP, BBC
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock