Była niemiecka aktorka oskarża Romana Polańskiego o gwałt


61-letnia była niemiecka aktorka Renate Langer zarzuca Romanowi Polańskiemu gwałt - pisze we wtorek "New York Times". Miało do niego dojść w lutym 1972 roku, kiedy Langer miała 15 lat.

Renate Langer w rozmowie z amerykańskim dziennikiem tłumaczy, że nie opowiedziała o tym, co się stało przyjaciołom ani rodzinie, głównie z obawy o swoich rodziców. Dopiero wiele lat później miała wyznać prawdę chłopakowi.

- Moja matka dostałaby zawału serca - mówi. - Czułam się zawstydzona, skrępowana, zagubiona i samotna - wyjaśniała.

Teraz zdecydowała się powiadomić szwajcarską policję. O tym, czy podjąć sprawę zadecyduje prokuratura.

Początkująca modelka z aspiracjami

Jak pisze "New York Times", ojciec Langer zmarł latem, a matka dwa lata temu. Langer tłumaczy, że między innymi właśnie dlatego dopiero teraz zdecydowała się opowiedzieć o wydarzeniach z przeszłości. Miała ją też do tego skłonić historia kobiety z Los Angeles (określanej przez amerykańskie media jako Robin M.), która w sierpniu poinformowała na konferencji prasowej, że Polański zgwałcił ją w 1973 roku, gdy miała 16 lat.

Według Langer poznała ona Polańskiego, gdy jako uczennica liceum zaczęła pracować w agencji modelek w Monachium. Jak relacjonuje, pojechała odwiedzić reżysera w jego domu w Gstaad. Miała na to pozwolenie rodziców, bo artysta sugerował, że jest zainteresowany obsadzeniem jej w jednym ze swoich filmów - pisze "New York Times".

Z relacji kobiety opisywanej w amerykańskim dzienniku wynika, że Polański zgwałcił ją w sypialni. Ona zaś - jak twierdzi - nie mogła się obronić, mimo że próbowała. "Zawstydzona i zdezorientowana" wyjechała z Gstaad kolejnego dnia.

Jak dodaje, mniej więcej miesiąc później Polański zadzwonił do niej z przeprosinami i propozycją występu w filmie "Che?". Langer przyjęła niewielką rolę, a reżyser miał jej obiecywać, że na planie będzie traktował ją z pełnym profesjonalizmem. Według kobiety w czasie pracy nad filmem rzeczywiście początkowo tak było. Pewnej nocy w Rzymie, gdzie realizowane były zdjęcia, zgwałcił ją jednak po raz kolejny - twierdzi.

Prawnik Romana Polańskiego Harland Braun odmówił amerykańskiemu dziennikowi komentarza.

"New York Times" podaje, że Langer jest czwartą kobietą, która oskarża Polańskiego o gwałt na nieletniej. Oprócz wspomnianego już przypadku Robin M. molestowanie zarzuciła mu brytyjska aktorka Charlotte Lewis.

Od 40 lat nie wrócił do USA

Najgłośniej było jednak o sprawie Samanthy Geimer. Polański oskarżony jest o to, że w 1977 roku po podaniu środka usypiającego i alkoholu 13-letniej wówczas dziewczynie doprowadził do stosunku seksualnego w domu aktora Jacka Nicholsona. Zgodnie z ustawodawstwem stanu Kalifornia kontakt seksualny z nieletnią traktowany jest jako gwałt. Na mocy zawartej wtedy ugody Polański przyznał się - w zamian za oddalenie innych zarzutów, w tym podania osobie niepełnoletniej substancji o regulowanym obiegu - do uprawiania seksu z nieletnią. W ramach tej ugody spędził 42 dni w areszcie. Przed ogłoszeniem wyroku opuścił jednak USA w obawie, że sędzia nie dotrzyma warunków ugody.

W sierpniu tego roku sąd w Los Angeles odmówił zamknięcia postępowania przeciwko Polańskiemu. Reżyser kilkakrotnie próbował doprowadzić do zakończenia procesu bez konieczności osobistego stawiennictwa w sądzie. Żadna z dotychczasowych prób nie powiodła się. W lutym media informowały, że artysta chciałby wrócić do Stanów Zjednoczonych i między innymi odwiedzić grób Sharon Tate. Roman Polański mieszka i tworzy obecnie we Francji i w Szwajcarii. Często odwiedza również Polskę. Zarówno Szwajcaria, jak i Polska odrzuciły amerykańskie wnioski o ekstradycję reżysera do USA w związku ze sprawą Geimer.

Autor: kg/adso / Źródło: New York Times, PAP, tvn24.pl