W niedzielę w południe miały zostać wznowione rozmowy przywódców państw Unii Europejskiej na szczycie w Brukseli w sprawie wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy po kryzysie spowodowanym pandemią COVID-19, ale zostały przełożone na popołudnie. Korespondent TVN24 Maciej Sokołowski, który obserwuje unijne negocjacje, zwraca uwagę na to, że w "27" panuje duży rozdźwięk między innymi w kwestii wysokości potrzebnego finansowania.
Szef Rady Europejskiej Charles Michel odłożył rozpoczęcie niedzielnych rozmów unijnych przywódców, którzy mieli wznowić obrady w gronie "27" w niedzielę o godz. 12. Michel, wbrew zapowiedziom, nie przedstawił też w niedzielę rano nowych kompromisowych propozycji w sprawie unijnych finansów na kolejne siedem lat i funduszu na obudowę gospodarki po kryzysie wywołanym pandemią spowodowaną przez koronawirusa.
Szefowie państw i rządów rozmawiają od piątku o pakiecie opiewającym na 1,82 bln euro, na który składa się fundusz odbudowy wynoszący 750 mld euro oraz budżet UE na lata 2021-2027 w wysokości 1,074 bln euro.
Konsultacje w małych grupach
W niedzielę od rana szefowie państw i rządów prowadzą konsultacje w mniejszych grupach. Kanclerz Niemiec Angela Merkel, wchodząc przed godz. 9 do budynku Rady, oceniła, że cały czas jest możliwe, że nie będzie porozumienia. - Jest dużo dobrej woli, ale także wiele różnych stanowisk. Będę robić wszystko, co w mojej mocy, ale wciąż jest możliwe, że nie będziemy mieć rezultatu - oświadczyła.
Prezydent Francji Emmanuel Macron, który zjawił się na miejscu niedługo po niej, przestrzegał, by na drodze do kompromisu nie poświęcać europejskich ambicji. - Nie chodzi tylko o zasady, ale o to, że jesteśmy w bezprecedensowym kryzysie sanitarnym, ekonomicznym i socjalnym. Nasze kraje potrzebują jedności Europy - argumentował.
Początkowo dwudniowy szczyt UE rozpoczął się w piątek rano. 14 godzin rozmów w różnych formatach nie przyniosło jednak przełomu, dlatego krótko przed północną w piątek szef Rady Europejskiej Charles Michel zdecydował o zakończeniu obrad przywódców państw członkowskich. Szczyt wznowiono w sobotę o godzinie 11. O 13 zarządzono przerwę, w czasie której odbywały się rozmowy w cztery oczy Michela z unijnymi przywódcami. Wieczorem odbyła się uroczysta kolacja.
Przywódcy państw Wspólnoty wciąż mają w planach wznowienie rozmów. Szczyt, co bardzo rzadkiej, trwa już więc trzeci dzień.
"Grupa oszczędnych" się powiększyła
Jak zaznacza korespondent TVN24 Maciej Sokołowski, który obserwuje unijne negocjacje w Brukseli, rozmowy zostały przerwane w sobotę o 23.30 bez zawartego porozumienia. W Radzie Europejskiej zostali wtedy jeszcze kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Emmanuel Macron oraz "grupa oszczędnych" - Holandia, Szwecja, Dania, Austria i Finlandia.
Jak tłumaczy Sokołowski, tu też doszło do spięcia, rozmowy zostały gwałtownie przerwane, gdy Merkel oraz Macron opuścili salę zdenerwowani kolejnymi postulatami innych państw. "Grupa oszczędnych" domaga się kolejnych cięć i przesunięć w ramach Funduszu Odbudowy, tak by granty funkcjonowały na poziomie poniżej 400 miliardów euro (teraz jest zmniejszony do 450 miliardów euro). Merkel, Macron i grupa krajów "Południa" nie chcą się na to zgodzić, uważając, że tak okrojony fundusz traci swój sens.
CZYTAJ WIĘCEJ: Szczyt w cieniu podziałów. Siedem głównych kości niezgody
Jak pisze Sokołowski, zamiast o "oszczędnej czwórce", można już mówić o "oszczędnej piątce", bo takie samo stanowisko w kwestii potrzebny obniżenia wydatków wyraziła w trakcie obrad również Finlandia.
Unijny spór dotyczy też kontroli nad wydawaniem pieniędzy. Holandia domaga się prawa weta wobec przekazywania grantów do krajów, które nie realizują reform gospodarczych. Temu sprzeciwia się "Południe" z Włochami na czele, ale protestuje także premier Węgier Viktor Orban, który widzi w tym sposób na blokowanie funduszy za problemy z praworządnością.
Jak zaznacza korespondent TVN24, w sobotę wieczorem dyskutowano również o niej. Orban chce wykreślenia z zapisów wszelkich powiązań z praworządnością, a Polska i Słowenia sprzeciwiają się obecnemu mechanizmowi, tzn. nie chcą, by decyzja o zamrożeniu zapadała w drodze głosowania kwalifikowanego, ale uważają, że takie decyzje można podejmować jedynie jednomyślną decyzją państw Unii Europejskiej.
Jak pisze Sokołowski, Macron groził w sobotę wieczorem, że wróci do Paryża, jeżeli nie będzie porozumienia, ale został. Potem francuscy dyplomaci sugerowali, że prezydent nie pojawi się na szczycie o 12.00, jeśli uzna, że poranne rozmowy do niczego nie prowadzą.
Do wznowienia obrad miało dojść przy wspólnym stole po godzinie 12.. Premier Holandii Mark Rutte twierdzi, że porozumienie wciąż jest możliwe w niedzielę, ale droga do niego bardzo daleka. Premier Austrii Sebastian Kurz przyznaje, że droga długa, ale poruszają się w dobrym kierunku. Premier Włoch Giuseppe Conte chce porozumienia szybko, mówi że odkładanie rozmów nie służy nikomu.
Ci, którzy najwięcej wpłacają do budżetu, chcą mieć większą kontrolę nad wydatkami
Maciej Sokołowski relacjonuje, że cały unijny spór można sprowadzić do jednego, głównego podziału: ci, którzy najwięcej wpłacają do budżetu chcą mieć jak największą kontrolę nad wydatkami. Zniechęceni postawą Europy Wschodniej, zniechęceni brakiem reform na południu, nie mają już zaufania i cierpliwości dla państw z tych regionów. Dotyczy to zarówno Funduszu Odbudowy, kwestii praworządności, jak i klimatu.
Źródło: TVN24, PAP