Brazylijski prezydent zarzuca siłom porządkowym wspieranie zwolenników Jaira Bolsonaro podczas niedzielnych zamieszek i ataku na urzędy państwowe w stolicy kraju.
Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva zarzucił “części sił porządkowych” wspieranie radykalnych zwolenników byłego szefa państwa i rządu Jaira Bolsonaro podczas niedzielnego szturmu na urzędy państwowe w Brasilii, stolicy kraju, a nawet współudział w ataku.
W trakcie czwartkowego spotkania z dziennikarzami prezydent stwierdził, że część funkcjonariuszy mogła brać aktywny udział w szturmie na budynki parlamentu, pałacu prezydenckiego i sądu najwyższego. - Było przyzwolenie ze strony wielu ludzi z sił zbrojnych na ten szturm - powiedział Lula.
Brazylijski prezydent wyraził przekonanie, że w niedzielne popołudnie nie doszło, jego zdaniem, do forsowania drzwi pałacu Planalto, gdyż te zostały otwarte przez kogoś z wewnątrz.
Protesty sympatyków Bolsonaro
Wprawdzie 3 listopada Bolsonaro uznał swoją porażkę w październikowych wyborach prezydenckich, a także wezwał swoich zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju, ale tysiące jego sympatyków przystąpiło do protestów przeciwko zwycięstwu Luli.
Kilka tysięcy z nich przypuściło w Brasilii szturm na najważniejszych urzędy państwowe wyrażając w taki sposób swoją dezaprobatę wobec zaprzysiężonego 1 stycznia na urząd prezydenta Luli. Twierdzą oni, że wygrana lewicowego polityka niewielką przewagą jest efektem rzekomego oszustwa popełnionego podczas wyborów.
Dotychczas policja aresztowała ponad 1,4 tys. radykalnych zwolenników Bolsonaro. Większość z nich ujęto za rozbicie obozowiska w pobliżu pałacu prezydenckiego. Jedynie ponad 200 osobom postawiono dotychczas zarzuty udziału w niedzielnym szturmie na urzędy państwowe.
Źródło: PAP