Miały "kierować zamieszkami". Dziennikarki Biełsatu znów przed sądem

Źródło:
Radio Swoboda, TUT.by, PAP

W mińskim sądzie trwa kolejne posiedzenie w sprawie dziennikarki i operatorki telewizji Biełsat oskarżonych o "organizowanie działań rażąco naruszających porządek publiczny". Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa relacjonowały rozbity przez milicję protest. Grozi im do trzech lat więzienia. Podczas wtorkowej rozprawy Mińskie Przedsiębiorstwo Transportu Miejskiego wycofało się z powództwa cywilnego.

15 listopada ubiegłego roku dziennikarka i operatorka kamery telewizji Biełsat prowadziły relację online z akcji protestacyjnej odbywającej na tak zwanym placu Przemian w Mińsku.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Ludzie zebrali się, by upamiętnić brutalnie pobitego w tym miejscu Ramana Bandarenkę. Kilka dni wcześniej na placu (nazwa plac Przemian jest symboliczna, chodzi o podwórko między blokami, których mieszkańcy aktywnie uczestniczyli w antyrządowych akcjach protestacyjnych) pojawili się nieznani zamaskowani mężczyźni, którzy zrywali z ogrodzenia biało-czerwono-białe wstążki, będące symbolem oporu przeciw reżimowi Alaksandra Łukaszenki.

31-letni Bandarenka wyszedł przed blok, by zobaczyć, co się dzieje. Został dotkliwie pobity przez sprawców, zawleczony do samochodu i odwieziony na komisariat milicji. Stamtąd trafił do szpitala, gdzie zmarł.

15 listopada, w miejscu, gdzie został pobity Bandarenka, Białorusini zapalali znicze i składali kwiaty. Na placu pojawiły się oddziały OMON. Rozpędziły protestujących, usunęły plakaty. "Oczyszczanie placu zajęło zaledwie 9 minut" – relacjonował wówczas niezależny portal TUT.by.

Napisał "trzymajcie się, koledzy", potem przestał odbierać telefon

Przedsiębiorstwo transportowe wycofuje pozew

Minsktrans "nie ma pretensji" do dziennikarek Biełsatu, ponieważ wszystkie straty zostały pokryte – powiedział we wtorek podczas rozprawy przed sądem w Mińsku Raman Pranowicz, reprezentujący Mińskie Przedsiębiorstwo Transportu Miejskiego. Instytucja ta wycofała się z pozwu cywilnego - podało Radio Swaboda. Zarzucała ona dziennikarkom, że z powodu prowadzonej przez nie 15 listopada transmisji online doszło do paraliżu w komunikacji miejskiej, co naraziło Minsktrans na znaczne straty (około 16 tysięcy złotych).

Na 13. piętrze

Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa nadawały relację z mieszkania na 13. piętrze, jednak służby wyśledziły je, wtargnęły do środka mieszkania i zatrzymały. Dziennikarka i operatorka kamery zostały najpierw ukarane 7-dniowym aresztem za udział w nielegalnym proteście. Potem wszczęto wobec nich postępowanie karne z artykułu o "organizacji działań grupowych poważnie naruszających porządek publiczny". Miały między innymi za pośrednictwem relacji online "kierować protestami" i spowodować blokady transportowe.

Proces ruszył 9 lutego. Jak podała białoruska sekcja Radia Swoboda, na wtorkową rozprawę zostali dopuszczeni dziennikarze mediów państwowych. Niezależni dziennikarze pozostali na korytarzu. W czasie posiedzenia sądu obejrzano fragmenty relacji online Andrejewej i Czulcowej z Placu Przemian. Prokurator cytowała też wypowiedzi Andrejewej, które miały świadczyć o "nawoływaniu do protestów".

Uczestnicy protestu na Placu Przemian. Zdjęcie z 15 listopada zeszłego roku TUT.by

Prokurator odczytała też zapisy połączeń kilkunastu osób, dzwoniących na milicję i narzekających rzekomo na protestujących, gdzie nie padły żadne nazwiska, a jedynie pytania w stylu: "Dlaczego władze nie reagują?". "Powstaje zatem pytanie, po co te zapisy znalazły się w aktach sprawy" – skomentowało Radio Swoboda.

Przed rozpoczęciem rozprawy białoruskie Centrum Praw Człowieka "Wiasna" poinformowało o masowych rewizjach w siedzibie niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, w mieszkaniach jego działaczy, a także w mieszkaniach dziennikarzy, aktywistów, obrońców praw człowieka i przedstawicieli związków zawodowych w różnych miastach kraju. 

Autorka/Autor:tas\mtom

Źródło: Radio Swoboda, TUT.by, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVBielsat

Tagi:
Raporty: