Piloci lotu United zostali krótko po starcie zmuszeni do powrotu na lotnisko w Denver po tym, gdy awarii uległ jeden z silników maszyny. Najpierw nastąpił wybuch, po nim elementy samolotu zaczęły spadać na domy i podwórka na przedmieściach miasta Broomfield. Na pokładzie było 241 osób.
W lecącym w sobotę z Denver do Honolulu największym na świecie dwusilnikowym samolocie pasażerskim Boeing 777 doszło do awarii prawego silnika. Na pokładzie było 231 pasażerów i 10 członków załogi. Linie United, do których należał boeing, przekazały, że do awarii doszło niedługo po starcie, a maszyna zawróciła na lotnisko w Denver i zdołała bezpiecznie wylądować. Żaden z pasażerów nie ucierpiał.
"Nastąpił wielki huk. Dźwięk, którego nie chcesz słyszeć w samolocie"
Przedstawiciele United przekazali, że podczas lotu nie zrzucono paliwa, co zazwyczaj dzieje się przy podobnych awariach w innych samolotach pasażerskich. Jest to często konieczne przy awaryjnym lądowaniu zaraz po starcie, ponieważ samolot może być zbyt ciężki, aby bezpiecznie lądować.
Nie jest jasne, dlaczego załoga zdecydowała się nie zrzucać paliwa. Według danych radarowych samolot wzbił się na stosunkowo niski poziom, nieco ponad 13 tysięcy stóp (niemal 4 kilometry).
Wydarzenie opisała stacji CNN jeden z pasażerów, Travis Loock. - Nastąpił wielki huk. Dźwięk, którego nie chcesz słyszeć w samolocie - powiedział. - Natychmiast zasłoniłem zasłonę. Byłem bardzo przerażony, widząc, że brakuje części silnika po mojej stronie - dodał.
"Wiedziałam, że coś nie gra, że coś jest nie tak"
Obecna na pokładzie Brenda Dohn przekazała, że start wyglądał jak "podczas normalnego lotu". - Zaczęło się w porządku, aż nagle poczuliśmy duże uderzenie. Można było to też usłyszeć, wszystko zaczęło się trząść. Siedziałyśmy tuż przy skrzydle, dlatego kiedy wyjrzałam przez okno, zobaczyłam dym i już wiedziałam. Wiedziałam, że coś nie gra, że coś jest nie tak. Moja córka siedziała przy oknie i się bała, ja starałam się na to nie patrzeć. Złapałyśmy się za ręce i zaczęłyśmy się modlić - relacjonowała kobieta.
Brett Guy, inny z pasażerów, opisał, że najpierw zobaczył ogień, później pojawił się dym. - Chwilę później wybuchł pożar. My byliśmy w środku tego, obserwując wszystko z okna. Trudno było tego nie zobaczyć - mówił. - Wszystko się na szczęście udało. Większość z nas jedzie teraz na Hawaje i mam nadzieję, że będzie dla nas to spokojny czas - przyznał.
Awarię odczuli także ludzie na ziemi. Metalowe elementy maszyny spadły na kilka prywatnych posesji i boisko na przedmieściach Broomfield w stanie Kolorado, niecałe 50 kilometrów od lotniska w Denver. Lokalna policja poinformowała, że nie ma doniesień o poszkodowanych. Funkcjonariusze wcześniej otrzymywali telefony od mieszkańców z sygnałami o wybuchu na niebie.
- Widzieliśmy, jak samolot leci, usłyszeliśmy wielką eksplozję. Spojrzeliśmy w górę, na niebie był czarny dym. Zaczęły spadać elementy, które wyglądały, jakby się unosiły i nie były zbyt ciężkie. Teraz, patrząc na to, widzę, że to gigantyczne metalowe części - opisał jeden z mieszkańców Broomfield, Kieran Cain.
Dochodzenie w tej sprawie prowadzi Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu. Organizacja poleciła mieszkańcom, aby nie ruszali szczątków samolotu, a po ich odkryciu kontaktowali się z lokalnymi organami ścigania.
W 2018 roku doszło do podobnej awarii, tego samego modelu samolotu, także należącego do linii United. Lot odbywał się wtedy z San Francisco do Honolulu. Wówczas prawy silnik utracił część pokrywy.
Źródło: tvn24.pl, CNN