Relacje Ukraińców, którym udało się uciec z rosyjskich obozów filtracyjnych

Źródło:
BBC
Mateusz Lachowski o sytuacji w Mariupolu
Mateusz Lachowski o sytuacji w MariupoluTVN24
wideo 2/2
Mateusz Lachowski o sytuacji w MariupoluTVN24

Dziennikarze BBC rozmawiali z ukraińskimi uchodźcami, którym udało się uciec z oblężonego przez Rosjan Mariupola. Oleksandr i Olena, a także Walentyna i Jewgienij opowiedzieli o katastrofalnych warunkach panujących w rosyjskich obozach filtracyjnych.

Dziennikarze brytyjskiego BBC zebrali relacje ukraińskich obywateli na temat rosyjskich tak zwanych obozów filtracyjnych, utworzonych poza Mariupolem. Ołeksandr i Ołena o warunkach panujących w obozach opowiedzieli we Lwowie – mówią, że trafili do jednego z ośrodków, kiedy próbowali uciec z miasta.

Para została zawieziona do rosyjskiego centrum dla uchodźców, utworzonego w dawnej szkole we wsi Nikolśke na północny zachód od Mariupola. – Tam było jak w prawdziwym obozie koncentracyjnym – mówi 49-letni Ołeksandr.

Ukraińskie władze – jak zwraca uwagę BBC – porównują prowadzone przez Rosjan centra do tych, które powstawały za czasów wojny w Czeczenii, w których prowadzono brutalne przesłuchania i gdzie dochodziło do wielu zgonów.

Wielogodzinne przesłuchania, poszukiwane związki z władzami i prasą

Ołeksandrowi i Ołenie pobrano odciski palców – następnie parę sfotografowano i przez kilka godzin przesłuchiwano. Było jak w więzieniu – podkreśla Ołeksandr. Para obawiała się, że Rosjanie sprawdzą ich telefony, więc wcześniej usunęli z nich wszelkie dowody, które mają jakikolwiek związek z Ukrainą – w tym zdjęcia córki, na których trzyma ukraińską flagę.

Ołeksandr opowiedział, że podczas przesłuchania rosyjscy funkcjonariusze służb bezpieczeństwa sprawdzali zdjęcia, historię rozmów telefonicznych i numery kontaktowe pod kątem powiązań z dziennikarzami lub ukraińskimi władzami.

- Jeśli ktoś był podejrzany o to, że jest "ukraińskim nazistą", zabierano go do Doniecka w celu przeprowadzenia dalszego śledztwa lub w celu zabicia go – mówi Ołeksandr. – To było bardzo ryzykowne. Każda mała wątpliwość, każdy mały opór i mogliby zabrać cię do piwnicy na przesłuchania i tortury. Wszyscy bali się, że zostaną zabrani do Doniecka – dodaje.

Ucieczka z terenów okupowanych przez Rosjan

Ostatecznie para została zatrzymana i umieszczona na liście osób skierowanych do ewakuacji. Ołena wspomina, że osoby starsze spały na korytarzach bez materacy i koców. Na tysiące ludzi była tylko jedna toaleta i jedna umywalka. Wkrótce zaczęła się rozprzestrzeniać czerwonka. – Nie było sposobu na zrobienie prania czy umycie się – dodaje i podkreśla, że w ośrodku wyjątkowo okropnie śmierdziało.

Kobieta opowiedziała dziennikarzom BBC, że mydło i środek dezynfekujący skończyły się drugiego dnia ich pobytu w ośrodku. Wkrótce też zabrakło papieru toaletowego i podpasek. Ołenie i Ołeksandrowi powiedziano, że para ma pozwolenie na wyjazd autobusem ewakuacyjnym numer 148, ale tydzień później z obiektu wyjechało zaledwie 20 autobusów.

Para zdecydowała się poszukać pomocy u kogoś, kto oferuje transport prywatny. – Nie mieliśmy żadnego wyboru. Albo zostać przymusowo deportowanym, albo zaryzykować z prywatnymi kierowcami – podkreśla Ołena.

Mer Mariupola Wadym Bojczenko przyznaje, że wiele cywilnych autobusów jeździ na terytorium Rosji, a nie Ukrainy. W rozmowie telefonicznej z BBC podkreślił, że od początku wojny Rosjanie nie pozwalali na ewakuację cywilów. – To bezpośredni rozkaz wojskowy, by zabijać cywilów – dodaje.

Ołeksandrowi i Ołenie "przez pola, polne drogi, wąskie ścieżki, omijając posterunki" udało się wyjechać z tak zwanego obozu filtracyjnego do okupowanego przez Rosjan Berdiańska nad Morzem Azowskim. Następnie przez kolejne trzy dni szukali kolejnego kierowcy, który byłby gotów przetransportować parę na tereny, na których władzę sprawują Ukraińcy – ostatecznie dotarli do Lwowa. - Z obozów filtracyjnych można uciec, tylko ryzykując z lokalnymi prywatnymi kierowcami – twierdzi Ołeksandr. – Na szczęście są wśród nich dobrzy ludzie – dodaje.

"Obozy filtracyjne są jak getta"

Do Lwowa tego samego dnia przyjechali Walentyna i jej mąż Jewgienij – im również udało się uciec z Mariupola. Powiedzieli dziennikarzom BBC, że sytuacja w Mariupolu jest tragiczna. Przekazali, że przez dłuższy czas ukrywali się w piwnicy, gdzie żywili się daniami z konserw, garścią ziemniaków i wodą z kotła.

Proces filtracji był szybki - powiedziała 58-letnia Walentyna. Kobieta podejrzewa, że mogło mieć to związek z ich wiekiem. – Obozy filtracyjne są jak getta – oceniła. – Rosjanie dzielą ludzi na grupy. W niebezpieczeństwie byli ci, którzy byli podejrzani o powiązania z ukraińską armią, obroną terytorialną, dziennikarzami lub pracownikami ukraińskich władz. Wyjaśniła, że takie osoby są zabierane do Doniecka, gdzie są poddawane torturom.

Walentyna i Jewgienij poinformowali, że wielu Ukraińców zostało wysłanych do Rosji. Czasami mówiono ludziom, że są skierowani na terytorium kontrolowane przez Ukrainę, tylko po to, by autokar udał się na terytorium zajęte przez Rosjan. Walentynie również udało się uciec dzięki pomocy prywatnego kierowcy.

- Kiedy w końcu zobaczyliśmy ukraińskich żołnierzy i flagę, kiedy usłyszeliśmy język ukraiński, wszyscy w autobusie zaczęli płakać – wspomina Walentyna. – To było niewiarygodne, że przeżyliśmy i w końcu uciekliśmy z piekła – dodaje.

Parę, jak zauważa BBC, czeka teraz niepewna przyszłość, bo do ucieczki przed wojną zmuszone zostały blisko cztery miliony Ukraińców. – Mariupol już nie istnieje. To tylko stos ruin. Nigdy nie wyobrażałam sobie takiej przemocy – podkreśla Walentyna.

Autorka/Autor:asty\mtom

Źródło: BBC

Tagi:
Raporty: