Trzy wielkie lotniskowce atomowe, jeden mniejszy śmigłowcowiec oraz kilkanaście krążowników i niszczycieli. Amerykanie i Japończycy zgromadzili armadę, którą można zobaczyć raz na 10 lat. Na swoich pokładach ma więcej samolotów bojowych i rakiet niż całe polskie wojsko.
Amerykanie zapowiadali zgromadzenie okrętów i wielkie ćwiczenia już od zeszłego tygodnia, kiedy Donald Trump odwiedzał Japonię oraz Koreę Południową. - Wysłaliśmy trzy największe na świecie lotniskowce ku Półwyspowi Koreańskiemu. Odpowiednio rozmieszczony jest też atomowy okręt podwodny - mówił wówczas w Seulu amerykański prezydent.
Nadzwyczajne zgromadzenie
Wielkiego pokazu siły nie udało się jednak zorganizować równocześnie z wizytą Trumpa na Półwyspie Koreańskim. Lotniskowce musiały bowiem dopłynąć na miejsce. USS Nimitz płynął z Oceanu Indyjskiego, gdzie krążył przez ostatnie pół roku. Maszyny z niego wykonywały naloty w Iraku oraz Syrii. Teraz USS Nimitz zmierza do bazy w USA, ale po drodze został skierowany na dodatkowe ćwiczenia w pobliżu Półwyspu Koreańskiego. Z drugiej strony musiał dopłynąć USS Theodore Roosevelt, który podąża z USA na Ocean Indyjski, aby zająć miejsce po USS Nimitz. Przy okazji bierze udział w ćwiczeniach zaplanowanych na trzy dni, od 11 do 14 listopada. Na miejscu czekał USS Ronald Reagan, który od 2015 roku bazuje w Japonii. Pełni funkcję "wysuniętego naprzód" lotniskowca atomowego. USA od dekad utrzymują co najmniej jeden lotniskowiec w regionie Dalekiej Azji, co jest wyrazem dużego znaczenia tego obszaru dla Waszyngtonu. Amerykanie nie sprecyzowali, gdzie konkretnie krążą wielkie okręty. Południowokoreańska prasa twierdzi, powołując się na anonimowych przedstawicieli ministerstwa obrony, że na Morzu Japońskim, oddzielającym Japonię od Półwyspu Koreańskiego.
Trzy samodzielne zespoły
Każdy lotniskowiec atomowy jest centrum tak zwanej Grupy Uderzeniowej Lotniskowca (CSG). Zawsze posiada eskortę składającą się z co najmniej jednego krążownika typu Ticonderoga (jego główną funkcją jest dowodzenie obrona przeciwlotniczą całego zespołu), kilku niszczycieli typu Arleigh Burke (3-4 konie robocze floty, odpowiedzialne zarówno za walkę z samolotami, jak i innymi okrętami) oraz jeden myśliwski atomowy okręt podwodny typu Virginia lub Los Angeles (główne zadanie to zwalczanie innych okrętów podwodnych). W czasach pokoju eskorta zazwyczaj nie trzyma się w całości przy lotniskowcu i częściowo krąży po regionie, odwiedzając różne porty. Nawet w czasie wojny zachowywałyby wielokilometrowy dystans. Takie formacje jak te widoczne na zdjęciach, czyli kilkanaście okrętów płynących blisko siebie, to tylko i wyłącznie pokaz na potrzeby kamer. Na zdjęciach i nagraniach udostępnionych teraz widać trzy lotniskowce atomowe płynące powoli bardzo blisko siebie. Za nimi w kolumnach podąża 12 okrętów eskorty. Atomowe okręty podwodne nie wynurzyły się, co robią czasem na potrzeby takich akcji pokazowych. Dodatkowo do amerykańskiej formacji dołączył na pewien czas zespół trzech japońskich okrętów ze śmigłowcowcem Ise na czele. Na części zdjęć widać go wciśniętego pomiędzy znacznie większe amerykańskie lotniskowce. Na innych nagraniach widać też okręty południowokoreańskie w postaci fregat i niszczycieli. Dodatkowo nad całym zespołem w pewnym momencie przeleciały dwa amerykańskie bombowce strategiczne B-1.
Wymowna pływająca siła
Zgromadzona przed kamerami armada to pokaz znacznej siły. Wiele mówiący jest już sam fakt, że ostatni raz zgromadzono coś takiego dekadę temu. Każdy lotniskowiec ma na pokładzie około 40-50 maszyn wielozadaniowych F/A-18 Super Hornet i kilkanaście dodatkowych samolotów oraz śmigłowców, w tym latające radary E-2 Hawkeye. Razem jest to około 200 maszyn latających. Kilkanaście krążowników i niszczycieli to ponad tysiąc wyrzutni rakiet przeciwlotniczych, przeciwokrętowych i manewrujących. Trzy atomowe okręty podwodne to również znaczna siła, zarówno w postaci kilkunastu wyrzutni torpedowych, jak i ponad około 30 wyrzutni rakiet manewrujących Tomahawk.
Łącznie taka armada dysponuje siłą ognia przekraczającą potencjał większości wojsk świata. Dla porównania polskie siły zbrojne dysponują jedynie 48 stosunkowo nowoczesnymi samolotami F-16, a rakiet o możliwościach podobnych do tych z okrętów eskorty nie posiadają w ogóle. Gdyby próbować zsumować wartość widocznych na zdjęciach okrętów, to na zbudowanie samych lotniskowców USA wydały około 26 miliardów dolarów. Kilkanaście okrętów eskorty to około 30 dodatkowych miliardów. Wszystko to, nie licząc kosztów załadowanego na nie uzbrojenia oraz wyposażenia. Taki pokaz siły w regionie, gdzie Amerykanie starają się równoważyć rosnącą potęgę Chin czy poradzić sobie z nieprzewidywalna Koreą Północną, jest wymowny. Zwłaszcza że cała US Navy w teorii mogłaby wystawić jeszcze dwie takie armady i kilka mniejszych, już bez lotniskowców.
Autor: Maciej Kucharczyk//kg / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy