Członek brytyjskiej rodziny królewskiej spędzi na wyspach sześć tygodni. Będzie służył w jednostce śmigłowców, które odpowiadają za ratowanie rozbitków na burzliwych i zimnych wodach południowego Atlantyku. Pomimo tego, że misja księcia nie ma charakteru stricte wojskowego, w Argentynie jest postrzegana jako demonstracja i akcja propagandowa.
Niezadowolenie Argentyńczyków dodatkowo podniosła wtorkowa decyzja Royal Navy, iż na rutynową misję patrolowania wód wokół Falklandów, wyruszy najnowocześniejszy niszczyciel królewskiej floty, HMS Dauntless typu 45.
Niedyplomatyczna dyplomacja
- Jesteśmy zasmuceni tym, że książe William przybędzie na naszą ziemię w mundurze konkwistadora, a nie męża stanu, który pracuje na rzecz pokoju i dialogu między państwami - oświadczyło argentyńskie MSZ. Według Argentyńczyków, Wielka Brytania stara się zaognić sytuację na Falklandach, aby odwrócić uwagę od problemów ekonomicznych w kraju.
W przeciwieństwie do Londynu, który ma starać się "transformować patriotyzm w zastraszanie", Argentyna ma "pracować nad światowym pokojem poprzez uczestnictwo w misjach ONZ". - Wielka Brytania natomiast woli ignorować rezolucje ONZ, osłabiać staranie dyplomatyczne i zwiększać prawdopodobieństwo kolejnych wojen - napisało MSZ w Buenos Aires.
Tego rodzaju sformułowania nie są niczym nadzwyczajnym w relacjach Wielkiej Brytanii i Argentyny. W styczniu premier Daid Cameron oskarżył Argentyńczyków o "kolonializm" i odmawianie mieszkańcom Falklandów "prawa do samostanowienia". W odpowiedzi prezydent Argentyny Cristina Kirchner oskarżyła Brytyjczyka o "małostkowość graniczącą z głupotą".
Źródło: telegraph.co.uk