Amerykanie posiadają w pobliżu Korei Północnej, oraz w całym regionie Dalekiej Azji, znaczne siły wojskowe. Pozwalają one Waszyngtonowi przyjmować twardą postawę wobec reżimu w Pjongjangu. Dowodzący nimi admirał przyznał jednak, że są problemy. - Brakuje nam pewnych typów amunicji - ujawnił Kongresowi admirał Harry Harris. Ma też dostawać znacznie mniej sił, niż potrzebuje.
Admirał Harris jest Dowódcą Sił USA na Pacyfiku, co Amerykanie skrótowo określają jako PACOM. W czwartek złożył swojej zeznanie przed Komisją ds. Obronności Izby Reprezentantów, która skupiła się w ostatnich dniach na potencjale amerykańskich wojsk na Pacyfiku wobec zaognienia sytuacji wokół Korei Północnej.
Braki w arsenałach
W swoim wystąpieniu admirał przyznał, że stan wojsk USA w regionie nie jest idealny. - Poważne braki amunicji to moje podstawowe zmartwienie - stwierdził.
- Brakuje nam takich rzeczy jak małe bomby naprowadzane (GBU-39 SDB). To nie jest jakieś ekscytujące uzbrojenie, raczej te z kategorii nudnych, ale absolutnie kluczowe znaczenie w obliczu tego, co próbujemy zrobić przeciw Korei Północnej - powiedział admirał Harris. GBU-39 to stosunkowo nowe uzbrojenie, produkowane seryjnie od dekady. Ich przeznaczeniem są precyzyjne ataki na niewielkie cele. Ze względu na małe rozmiary (tylko 130 kg masy) zwykłe myśliwce mogą zabierać ich nawet kilkanaście i w jednym locie atakować wiele celów.
Ponieważ małe bomby okazały się być świetnym pomysłem, to jest na nie duże zapotrzebowanie. Admirał Harris przyznał, że oddaje je ze swoich arsenałów do nalotów na dżihadystów na Bliskim Wschodzie. - Tam jesteśmy zaangażowani w walkę i tam ich potrzebujemy, więc je tam wysyłamy i zostają zużyte - stwierdził wojskowy. Efekt jest jednak taki, że w wypadku konfliktu z Koreą Północną byłby problem. Podobne braki mają być w przypadku rakiet powietrze-powietrze AIM-9X i AIM-120D, czyli najnowszych pocisków krótkiego i długiego zasięgu dla myśliwców.
Do listy braków admirał dodał też torpedy Mk 48. To kolejny podstawowy typ uzbrojenia wojska USA - ciężkie torpedy odpalane z okrętów podwodnych przeznaczane do atakowania innych okrętów. Zarówno nawodnych, jak i podwodnych.
Okrętów też mogłoby być więcej
Dodatkowo admirał pożalił się, że nie dostaje tyle sił, o ile prosi. Skoncentrował się na przykładzie wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych, które są używane głównie do obserwacji flot Chin, Korei Północnej i Rosji. - Dostaje tylko około połowy tego, o co proszę - stwierdził Harris. Amerykanie mają takich okrętów ponad 40, więcej niż reszta świata razem wzięta, ale też intensywnie je eksploatują. Służą one nie tylko do patrolowania oceanów, ale też do przeprowadzania operacji zwiadowczych i dywersyjnych.
W związku z tym admirał w pełni poparł pomysły administracji Donalda Trumpa, aby rozbudować US Navy. Jest mowa o zwiększeniu liczby okrętów z około 300 do około 350, choć na razie daleko do realizacji tej wizji, bo oznaczałaby to wielkie koszty - wstępnie wyliczono je na sto miliardów dolarów w przyszłej dekadzie. Admirał mówił kongresmenom, że byłby bardzo szczęśliwy jako dowódca, gdyby oddano mu do dyspozycji więcej atomowych okrętów podwodnych i niszczycieli z systemami przeciwrakietowymi.
Sugerował też, że należy dokładnie zbadać zagrożenie dla Hawajów ze strony północnokoreańskich rakiet. Władze stanu i jego przedstawiciele w Waszyngtonie poruszają ten temat już od dawna. Na razie efekt jest taki, że podjęto decyzje o ustawieniu na wyspach radaru systemu przeciwrakietowego. Realne staje się jednak też ustawienie tam wyrzutni antyrakiet podobnej do tej budowanej w Redzikowie. Na razie jest tylko w wersji testowej.
Autor: mk\mtom / Źródło: USNI News, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF