Już około 140 osób zginęło w zamieszkach w Tybecie - poinformował premier tybetańskiego rządu na uchodźstwie. Tymczasem chińskie władze w Pekinie mówią o 19 ofiarach.
- Bilans wynosi około 140 zabitych. Jest to bilans na poniedziałek wieczór i obejmuje cały Tybet - powiedział premier Samdhong Rinpocze w Dharamśali, gdzie mieszka dalajlama, przywódca duchowy Tybetańczyków. Tłumaczy, że bardzo trudno jest uzyskać szczegółowe informacje, z powodu "restrykcji nałożonych przez władze chińskie". - Ponieważ demonstracje nadal rozprzestrzeniają się na inne rejony w Tybecie, liczba ludzi, którzy zginęli w wyniku brutalnego stłumienia przez armię i policję podczas pokojowych demonstracji, jest zdumiewająca - czytamy w oświadczeniu tybetańskiego rządu na wygnaniu.
Zabity policjant
Równocześnie oficjalna chińska agencja prasowa Xinhua poinformowała, że w zamieszkach trwających w prowincji Syczuan na zachodzie Chin zabity został policjant, a kilka innych osób zostało rannych. Jak podała agencja AFP, według oficjalnych źródeł w Pekinie, do tej pory w zamieszkach zginęło 19 osób, w tym 18 "niewinnych" cywili i policjant. Natomiast Associated Press, powołując się na chińskie źródła, pisze o 22 ofiarach śmiertelnych.
Zamieszki trwają od 10 marca, kiedy w Lhasie, stolicy Tybetu, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze. W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie demonstracje, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków regiony poza granicami Tybetu.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA