Czwartek, 4 marca Policja odnalazła właściciela amstafa, którego śmierć poruszyła naszych czytelników i widzów TVN 24. Suczka najpierw wpadła pod pociąg, a później ranna, z wyrwaną nogą, umierała przywiązana przy wiadukcie kolejowym w Koninie.
Na razie nie wiadomo, jaka była rola właściciela psa - czy wiedział o wypadku, ani też czy to on, czy też ktoś inny przywiązał ciężko rannego psa przy wiadukcie. Policjanci mają nadzieję, że przesłuchanie 29-latka pomoże wyjaśnić sprawę.
W odnalezieniu właściciela policji pomogli mieszkańcy Konina. - Nie bez znaczenia były wszystkie informacje przekazywane przez mieszkańców, zarówno policji jak i również informacje, które wpływały do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami - mówiła na antenie TVN 24 rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Koninie Renata Purcel-Kalus.
Służby były opieszałe
Policjanci zaczęli szukać sprawcy, dopiero po interwencji reporterów TVN 24. - Do tej pory oficjalne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do nas nie wpłynęło - tłumaczyła Purcel-Kalus.
Takie zawiadomienie powinno zostać przekazane przez straż miejską lub Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami - instytucje, które przyjechały na miejsce, gdzie przywiązany był amstaf. Strażnicy jednak nie mają sobie nic do zarzucenia, uważając, że sprawę powinno było zgłosić Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. To znowu tłumaczy się brakiem czasu i dopiero zaczęło przygotowywać wniosek - po interwencji reportera TVN24.
Umierała w męczarniach
Nie wiadomo, jak długo suczka konała przywiązana obok torów. Z oderwaną nogą, w szoku, przywiązaną do barierki znalazł ją przypadkowy przechodzień. Natychmiast powiadomił kogo się dało: i straż miejską, i policję, i towarzystwo opieki nad zwierzętami.
Dzięki jego reakcji suczka szybko trafiła na stół operacyjny u weterynarza, potem przez dwa dni jeszcze walczyła o życie. Na dłużej nie starczyło jej siły.
rs/sk