Wtorek, 25 sierpnia Czy w szpitalu w Gliwicach personel nie dba o swoich pacjentów? Tak uważają krewni pana Władysława, który trafił do lecznicy. Jak twierdzą, pomocy udzielono mu dopiero po interwencji rodziny - i okazała się ona spóźniona. Na dowód przedstawiają potajemnie nagraną rozmowę, w której lekarz przyznaje, że w szpitalu warunki są złe.
Informację o sprawie otrzymaliśmy na platformę Kontakt TVN24. Jak pisał syn pana Władysława, Krzysztof Fedoryszyn, ojciec do gliwickiego szpitala trafił 16 sierpnia. - Z silnymi bólami brzucha, po północy z domu zabrało go pogotowie. Po przyjeździe na oddział wewnętrzno-karidiologiczny dostał tylko zastrzyk przeciwbólowy - opowiada Fedoryszyn.
Pili kawę zamiast pomagać?
Pan Krzysztof jest oburzony, że jego ojcu do południa następnego dnia nie udzielono niemal żadnej pomocy. Zarzuca pielęgniarkom i lekarzom, że nie wykazywali żadnej inicjatywy. - Zamiast tego pili kawę i czytali gazety - twierdzi. On i jego brat sami szukali w szpitalu kogoś, kto mógłby pomóc ich ojcu. - Słyszałem jak wyje z bólu - mówi poruszony.
Dopiero po interwencji rodziny pan Władysław został przeniesiony na oddział chirurgiczny. Niestety, po dwóch godzinach, mimo reanimacji, zmarł. - Gdyby przeniesienie pacjenta nastąpiło wcześniej, bardzo możliwe że pacjent by żył. Pielęgniarki śmiały się i mówiły, że sprawa ojca nie jest pilna - twierdzi syn zmarłego.
Nagranie z ukrycia
Pan Krzysztof postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i szczerze, w cztery oczy porozmawiać z lekarzem z oddziału chirurgii, który zajął się konającym pacjentem. W rozmowie, która potajemnie została nagrana, rozmówca przyznaje, że w szpitalu sytuacja nie jest dobra.
- Wiem o tym wszystkim (...). Widzę, co tu się dzieje, w tym szpitalu. To nie jest tak, jak powinno być - stwierdza.
Dyrekcja: sprawę wyjaśnimy
- Jestem zaszokowany, że w ten sposób udziela się jakichkolwiek informacji - mówi Wojciech Maruszewski, dyrektor ds. lecznictwa Szpitala Miejskiego w Gliwicach. Jak przyznaje, nie może sprawy po prostu zostawić i udawać, że nic się nie stało. - Należy to zbadać w sposób szczególnie staranny - zapowiada dyrektor.
Rodzina pana Władysława skierowała sprawę do prokuratora. Na zlecenie śledczych przeprowadzono niezależną sekcję zwłok. Wstępne wyniki nie są wstanie wskazać przyczyn zgonu. Na szczegółowe wyniki badań trzeba jeszcze kilka tygodni poczekać. - Przysiągłem sobie, że nie odpuszczę śmierci ojca - mówi syn zmarłego. Brat dodaje: nie chcemy pieniędzy. Chcemy sprawiedliwości, tak, by winni zostali ukarani.