Wtorek, 8 lutego Już w 2009 przemoc w rodzinie małej Wiktorii ze Żnina mogła zostać przerwana. Nie została - Wiktoria nie żyje. Reporter TVN24 ustalił, że jesienią dwa lata temu toczyło się się prokuratorskie postępowanie z podejrzeniami o maltretowanie dziewczynki. Siniaki na ciele już wtedy wskazywały na to, że może być bita. Prokurator jednak umorzył sprawę.
Do Żnina wracamy dwa tygodnie po śmierci dwuletniej Wiktorii. O śmiertelne pobicie dziewczynki oskarżony jest jej 28-letni ojciec. Grozi mu do 15 lat więzienia.
Matka niczego nie podejrzewała
- Jak byłam z dzieckiem, przychodziłam do domu, nigdy nic nie zauważałam, nie miałam żadnych podejrzeń. Ja mu ufałam wierzyłam. I każdy mówi, że ja go bronię, a to nie jest tak. Miała prześwietlenia każdej kończyny, nigdzie nie było stwierdzone, że to dziecko jest bite. Więc jak ja mogłam powiedzieć "ty bijesz moje dziecko", skoro ja tego nie widziałam - mówi matka Wiktorii.
I przekonuje, że jedyna rzecz, o jakiej nie mówiła nigdy przedstawicielowi żadnej instytucji, to fakt, że sama była bita przez swojego partnera. Bała się zemsty.
Okazuje się, że mężczyzna w przeszłości odsiadywał już sześcioletni wyrok za maltretowanie kilkumiesięcznego synka z poprzedniego związku.
- Ja nawet nie wiedziałam o wcześniejszej sytuację z jego synami. On mi mówił, że on poszedł siedzieć za to, że dziecko miało dwa siniaki i prokurator się przyczepił. (...) Ja nie wiedziałam jakie to dziecko miało obrażenia. Gdybym wiedziała, nigdy bym się z nim nie związała - twierdzi teraz matka Wiktorii.
Ekspertyza lekarza nie była jednoznaczna
O wszystkim jednak już dwa lata temu wiedział prokurator. Jesienią 2009 roku lekarze ze szpitala w Żninie zauważyli siniaki na ciele malutkiej Wiktorii. Powiadomili policję i prokuraturę. Ale prokurator - mimo przeszłości ojca Wiktorii - sprawę umorzył. - Wydaje mi się, że zrobiliśmy wszystko co można było zrobić procesowo, żeby ta sytuacja nie powtórzyła się - przekonuje prokurator Wojciech Jabłoński.
TVN24 dotarła do opinii biegłego lekarza, który badał wtedy Wiktorię. Lekarz stwierdził stłuczenia na policzkach i klatce piersiowej dziewczynki.
Jednak w swojej opinii pozostawił wątpliwości, skąd te siniaki się wzięły. Jego zdaniem ktoś mógł dziewczynkę uderzyć, lub mogła uderzyć się sama np. przewracając.
Mimo wątpliwości postępowanie umorzono. - Biegły nigdy nie powie jednoznacznie - argumentuje Jabłoński.
Dzisiaj minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski przyznał, że decyzja o umorzeniu tego postępowania była przedwczesna. - Za każdym razem, gdy prokurator lub sąd ma wątpliwość co do ekspertyzy, ma zawsze możliwość zlecenia kolejnej - tłumaczył.
Decyzja uśpiła czujność
Decyzja o umorzeniu tego postępowania jest ważnym elementem całej historii, bo mogła uśpić czujność innych instytucji. Sprawa równolegle trafiła do sądu. Sąd jednak nie przydzielił rodzinie kuratora, bo oparł się między innymi na tym, że prokuratura nie stwierdziła pobicia dziewczynki.
Jednak siniaki na ciele Wiktorii pojawiały się również potem. Rodzina była obserwowana przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Czujność pracowników socjalnych została uśpiona po pierwsze przez członków rodziny, którzy zaprzeczali, że jest jakakolwiek przemoc. Po drugie, przez fakt, że postępowanie w tej sprawie umorzył prokurator.
- Jeśli ktoś nie potwierdzi, że dzieje się krzywda. Jeśli lekarze nie są w stanie potwierdzić, to jak MOPS ma potwierdzić - wyjaśnia pracownica MOPS.