- Jest to chyba najlepszy pod względem sportowym mundial w historii - mówi o mistrzostwach w Brazylii Jan Tomaszewski. I, co w jego przypadku wcale nie jest takie oczywiste, nie jest w swojej opinii odosobniony. Naprawdę wiele osób ma podobnie absurdalne zdanie.
- Aż strach się bać, co będzie w fazie pucharowej - dodaje legendarny bramkarz. Rzeczywiście, strach się bać, bo patrząc na to, jak sędziowie raz za razem swoimi fatalnymi decyzjami wypaczają wyniki meczów, w finale mogą znaleźć się kompletnie przypadkowe zespoły.
"Ale błędy arbitrów to także element piękna futbolu" - uważa wielu ludzi i to niekoniecznie ze środowiska sędziowskiego, tudzież spokrewnionych lub zaprzyjaźnionych z sędziami. Zgoda, ale tylko pod warunkiem, że za "piękno futbolu" uznamy też rozoraną murawę, niedziałające reflektory czy dziurawą piłkę.
Błędy decydujące o losie ludzi i zespołów
A błędy sędziowskie na mistrzostwach świata w Brazylii to codzienność. Od pierwszego meczu, w którym Brazylia dostała karnego z kapelusza. Zrobiło się 2:1 i dalej Brazylii szło już z Chorwatami łatwiej. A kto wie, co by było, gdyby... No właśnie, to pytanie można zadać przy bardzo wielu meczach.
Być może decyzja sędziego zadecydowała o tym, że ekipa Nico Kovaca wróciła już do domu. Najprawdopodobniej niesłuszne wyrzucenie z boiska Claudio Marchisio i niepokazanie czerwonej kartki Luisowi Suarezowi to przyczyny utraty pracy przez Cesare Prandellego i prezesa włoskiej federacji. Bo gdyby Włosi z Urugwajem nie przegrali, to wyszliby z grupy i pewnie zaszli daleko, a selekcjoner byłby bohaterem. Gdyby...
Oczywiście, godna podziwu jest choćby postawa Meksyku, który w dwóch meczach grupowych walczył z przeciwnikami i sędziami. Kamerunowi strzelał do skutku - pierwszego gola arbiter niesłusznie nie uznał, więc Meksykanie trafili drugi raz. Nie uznał drugiej bramki, więc zdobyli trzecią.
Niby nie ma o czym już mówić, tyle że, jeśli dodamy ewidentny rzut karny, który powinien zostać odgwizdany za zagranie ręką w polu karnym przez Darijo Srnę, sytuacja się zmienia. El Tri mieliby pewnie na koncie trzy strzelone gole więcej i to oni zajęliby pierwsze miejsce w grupie. O ćwierćfinał rywalizowaliby z Chile, a nie Holandią, więc ich szanse na awans byłyby teoretycznie większe.
Słabi sędziowie, słaby system
Wyliczać tak można bez końca. Problemem są słabi sędziowie - wpadki zdarzają się każdemu, ale część z nich po prostu nie prezentuje odpowiedniego poziomu. Eksperci wytknęli, choćby Nowozelandczykowi Peterowi O'Leary'emu, że przez zdecydowaną większość czasu jest plecami do piłki, co świadczy przecież o nieumiejętności poruszania się po boisku. Dobór geograficzny arbitrów jest nieporozumieniem. To, że wartym grube miliony piłkarzom sędziują ludzie, z całym szacunkiem, z Ekwadoru, Nigerii, Wybrzeża Kości Słoniowej czy właśnie Nowej Zelandii, zakrawa na żart.
Zresztą kompromitujące wpadki zdarzyły się i takiemu rutyniarzowi jak Włoch Nicola Rizzoli. Bo problemem jest system. Piłka z każdym rokiem staje się coraz szybsza, a więc i coraz więcej umyka oku ludzkiemu. Musi zacząć wspierać je najnowsza technologia - arbitrzy powinni móc korzystać z powtórek wideo. Tymczasem FIFA wprowadza bzdurne półśrodki, jak system goal-line. Ile razy w ciągu takiego turnieju może być przydatne sprawdzenie, czy piłka przekroczyła lub nie linię bramkową? Raz? Dwa?
To tylko jeden z problemów, choć akurat w wypadku tego mundialu kluczowy, bo nigdy wcześniej sędziowie nie popełniali tylu błędów. Nawet w 2002 roku, kiedy ciągnęli za uszy Koreę, wyniki pozostałych meczów nie były wypaczane. Ale powodów, dla których nazywanie tych mistrzostw najlepszymi brzmi jak żart, jest więcej. Największe gwiazdy przyjeżdżają z Europy przemęczone, bo w nogach mają po siedemdziesiąt gier rozegranych w zakończonym chwilę wcześniej sezonie. Z każdym turniejem najlepszym coraz bardziej brakuje świeżości. Na ten temat można napisać osobny elaborat, zresztą niejeden już powstał.
Ofensywny powiew świeżości
Oczywiście, są i pozytywy brazylijskiego mundialu. Pada więcej bramek niż kiedykolwiek wcześniej (a dokładnie w czasach mistrzostw 32-zespołowych i średnio najwięcej od 44 lat). Sporo zespołów prezentuje styl, jakiego widz przyzwyczajony do europejskich lig i pucharów nie ogląda na co dzień. Z przyjemnością patrzy się na polot Kostaryki, konsekwencję taktyczną Amerykanów, czy mieszankę jednego i drugiego w wykonaniu Meksyku. Tylko tu wracamy do poprzedniego akapitu - czy dzielni Kostarykanie naprawdę wygraliby grupę, gdyby Anglicy i Włosi przyjechali wypoczęci?
Tu akurat nie ma co gdybać i trzeba się cieszyć, bo powiew świeżości futbolowi na pewno się przyda. Tak samo jak nie ma sensu rozwodzić się nad w wielu miejscach niedokończoną infrastrukturą, bo jest ona tylko dodatkiem do dwudziestu dwóch ludzi biegających za piłką. Takim samym, jakim są, a w każdym razie powinni być, sędziowie.
Proszę zwrócić uwagę na ważną rzecz, która wielu ludziom umyka. Polemika z nazywaniem tych mistrzostw najlepszymi nie oznacza od razu, że autor uważa je za najgorsze.
Autor: Marcin Iwankiewicz / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA