Nieoczekiwanym czarnym koniem polskiej reprezentacji olimpijskiej stała się para siatkarzy plażowych Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel. Są już w 1/8 finału, a ich były trener Sławomir Robert widzi biało-czerwonych jeszcze dalej. Na podium. - Szanse są wielkie. Pokazali, że potrafią walczyć - przyznaje z optymizmem szkoleniowiec.
Fijałek z Prudlem udział w igrzyskach zaczęli od porażki z Łotyszami, później było tylko lepiej. Pokonali najlepszych na świecie Amerykanów, a awans do 1/8 finału przypieczętowali zwycięstwem odniesionym nad zawodnikami z RPA.
Ze swojej grupy Polacy wyszyli z drugiego miejsca i w olimpijskim turnieju jeszcze mogą sporo namieszać.
- Pokonanie numeru jeden w rankingu nie jest przypadkiem - uważa ich były opiekun Sławomir Robert i stawia naszych siatkarzy w roli faworytów do medalu.
- Ten sukces pomoże nam wyjść z cienia starszej siostry, wspaniałej siatkówki halowej - dodaje szkoleniowiec.
Trudniej niż na hali
Siatkówka plażowa jest mniej popularna w naszym kraju od jej wydania na parkiecie, ale wcale nie jest mniej wymagająca.
- Są spotkania, w których zawodnicy walczą po 1,5 godzinie. Walczą tylko we dwójkę. Jeśli jest to temperatura ok. 30 stoni Celsjusza, to ten wysiłek jest bardzo, bardzo duży - tłumaczy Robert.
Trener dodaje, że boisko w siatkówce na plaży jest tylko niewiele mniejsze od tego, na którym grają m.in. reprezentanci Andrei Anastasiego. To sprawia, że od siatkarzy grających na piasku wymaga się żelaznej kondycji i wzajemnej współpracy. Margines błędu któregoś z zawodników z kolei ograniczony jest do minimum.
- Tutaj nie ma zawodnika, który zastąpi tego spisującego się słabiej. Każdy z nich musi umieć teoretycznie wszystko. Zdarza się, że blokują na zmianę, muszą przyjmować, wystawiać. Muszą bardzo mocno się wspierać - opisuje Robert.
Swój kolejny mecz Fijałek z Prudlem rozegrają w piątek.
Autor: twis / Źródło: tvn24.pl